Bóg - Miłość się rodzi!

I znów, jak co roku, zasiądziemy do stołu w cichy, roziskrzony gwiazdami, mroźny wieczór wigilijny, aby połamać się symbolicznym, białym opłatkiem i złożyć sobie serdeczne życzenia.

A po wieczerzy, pełnej jakiegoś uroczystego nastroju, pogody, harmonii i radości zabrzmi wesoła kolęda, jedna, druga i dalej.

Jakieś rozrzewnienie i radość rozpiera piersi, serce uderza swobodniej, bo

Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony!

Ach, tak, Bóg - Swej mocy nieskończonej zapomina, a przyjmuje ludzkie ciało. W dodatku rodzi się w nędzy, "obnażony" ze wszystkiego, coby Mu mogło umilić tę chwilę poniżającego zejścia na ziemię. Przychodzi ubogi do ubogich, wzgardzony do wzgardzonych i odepchniętych przez pyszny i zaślepiony w sobie, zamiłowany w dostatkach, świat.

Czyżby naprawdę tak było? Tyle nędzy wokół nas, bezrobocie szaleje, głód rwie trzewiami - gdzież tu miejsce dla Chrystusa?

Ci właśnie biedni nędzarze są Mu szczególnie bliscy. Mówi przecież wyraźnie: "Coście uczynili jednemu z tych maluczkich, mnieście uczynili". A Gody, święta miłości Bożej i pokoju przypominają nam tę podstawową prawdę naszej świętej Wiary.

Bo pomyślcie, ile to rodzin będzie mieć smutną wi[gi]lię? Będzie ona dla nich szarym, bardzo szarym i ponurym dniem, bo na tle radości i szczęścia tych, co mają swój kąt i dach nad głową, co łamią się opłatkiem w ogrzanym, czystym pokoju i spożywają w obfitości wigilijną wieczerzę a potem skupiają się wokół bożego drzewka - ich własna nędza, brak wszystkiego, wilgoć ich nor i chłód poddaszy będzie ich bardziej niż zwykle bolał, może wyciśnie niejedną gorzką łzę, a w duszy zbudzi głuchy jęk bezsilnej rozpaczy.

A ileż dzieci gnieździ się i wychowuje w tych natłoczonych, gromadzących nieraz po parę rodzin izdebkach? Ileż tam zgorszenia się rozlewa, ile nędzy nie tylko materialnej ale i moralnej ginęło te młode duszyczki i niszczy nierozwinięte ich ciała?

Święta miłości nadchodzą, ale oni tego nie rozumieją, bo w nich te dni nie będą się różnić niczym od innych, szarych i posępnych. - Cóż oni winni, że okropne czasy tak po macoszemu obeszły się z nimi? Że od dawna już może twardy los pozbawił ich pracy, a temsamem ogołocił ich że środków do utrzymania? Cóż oni temu winni, że okropne powojenne czasy są tak ciężkie, że światowa polityka, wyrzucająca Boga i sprawiedliwość poza nawias swoich pociągnięć, doprowadziła jedną klasę społeczeństwa do niewidzianej dotąd w dziejach ludzkich nędzy? Cóż oni temu winni?

Lecz, zapytacie nachmurzeni, po co te jeremiady, na co ten zgrzytliwy głos w numerze świątecznym błękitnego wysłańca Niepokalanej? Na to, odpowiemy, aby Wam, kochani Czciciele Maryi, przypomnieć, iż wobec tych nędzarzy, wobec tej wzgardzonej przez umalowany i uperfumowany świat biedoty mamy pewne, wielkie i święte obowiązki.

Boć to nasi bliźni, nasi bracia, chrześcijanie. To bracia Chrystusowi, Jego najbliżsi, których mamy ogarnąć naszą miłością, jeśli pragniemy Bożej Dziecinie serdeczną sprawić radość. Ale nie tylko miłością teoretyczną, słowną, ograniczającą się do paru zdawkowych słów współczucia i melancholijnego pokiwania głową. To nikogo nie odzieje, nie nakarmi ani nie ogrzeje, a dzieciom nie da książki do nauki czy innych koniecznych rzeczy. A zatem?

Skończyć więc trzeba z wymówkami, że teraz nam wszystkim ciężko, bo o tym wszyscy wiemy. Z drugiej zaś strony mówi Duch Św[ięty] "Będzieszli miał wiele, hojnie dawaj: jeśli mało będziesz miał, i mało z chęcią udzielać usiłuj" (Tb 4,8-9).

Zacznijmy od rodziny. Rodzinę tworzą nie tylko ojciec, matka i dzieci, ale inni krewni czy powinowaci. A ileż to dziś z tej dalszej rodziny, zwłaszcza starszych osób, biednych, bezradnych, bez środków do życia. Czy naprawdę nie znajdzie się już dla tego starego ojca czy matki, wujka czy ciotki łyżka strawy? -

"Jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzą" upewnia P. Jezus. Dużo można pomóc, trzeba mieć serce i chcieć.

W suterenach czy na poddaszach mieszkają ludzie biedni. Są to bezrobotni, a obarczeni rodziną ojcowie, biedne wdowy z drobnymi dziećmi. Zajrzyj tam i, zamiast sprawiać sobie jeszcze jedną zbędną, a kosztowną suknię, zakup coś dla tych bliźnich na zimę, zatroskaj się o ich los. Wszak wiesz, że o nich nikt nie pamięta, a sami wstydzą się żebrać. Tacy są najbiedniejsi.

Tam widzisz znów dzieci, młodzież bezroboczą. Do szkoły nie chodzą, bo nie mają w czym, nie mają na wpisowe, na książki i przybory. Zamiast więc kosztownych zabawek dla swoich dzieci kup tańsze, a kilka złotych zostanie dla tamtych biednych dzieci. Uratujesz duszę od bezczynności, która jest wylęgarnią zepsucia, uczynisz miłosierdzie nad bliźnim swym, otrzesz niejedną łzę, sprowadzisz do serca wydziedziczonych przez los i świat promyk radości, szczęścia. Promyk ten i do twojej duszy wniknie i rozświeci wesoło jej wnętrze.

Są po parafiach konferencje świętego Wincentego, związki dobroczynności "Caritas". Ile tam do zrobienia... Ale, niestety, mało one jeszcze mają zrozumienia u ogółu, mało poparcia i dlatego nie mogą zaradzić nawet części potrzeb.

Pomóżmy więc chętnie, ofiarnie, my, rycerstwo i dzieci Niepokalanej, a tym rozweselimy małego Jezuska, jakbyśmy to Jemu ulżyli w nędzy i biedzie. On za to hojnie będzie płacił, a Maryja, dla Której dziatwy to zrobimy, też nie będzie dłużną.

Oto głos drżącego z zimna Boga - Miłości zwrócony do nas.

Oby nie przebrzmiał bez echa!

Święta Rodzina