(Ze wspomnień ks. J. Wasilewskiego[1] ).
Pewnego razu wezwano mię do komisarza śledczego. Był to młody człowiek, około 20 lat mający, z wszystkimi cechami degenerata. Przyjął mię grzecznie. Wskazał krzesło. Usiadłem. Zaczęło się badanie. Chodziło o to, czy jestem z urodzenia arystokratą, a przynajmniej szlachcicem; czy posiadam jakąbądź nieruchomość; czy mam bliskich krewnych, gdzie mieszkają, czym się zajmują, jaki jest ich stan majątkowy? Dowiedziawszy się, że pochodzę z kresów wschodnich, zapytał:
- Może pan jest Białorusinem, nie Polakiem?
- Jestem Polakiem! - odpowiedziałem.
- Wszak pan w Polsce się nie urodził?
- Urodziłem się w granicach dawnej Polski. Zresztą mniejsza o to. O przynależności do tej lub innej narodowości decyduje nie urodzenie, lecz przede wszystkim własne przekonanie, potem wychowanie, a następnie szczep, z którego się człowiek rodzi. Wychowanie i krew są pierwszorzędnymi czynnikami, które wyrabiają przekonania narodowościowe. Wszystkie inne czynniki mają tylko mniejszy lub większy wpływ. Co do mnie, z rodziny wyniosłem i krew i wychowanie polskie.
- Czy rodzina pańska religijna?
- Tak! - rzekłem. - W zeszłem stuleciu w mojej rodzinie było trzech męczenników za wiarę.
- Co was pociąga do tej religii? - zapytał urzędnik śledczy z lekkim niezadowoleniem w głosie. - Wszak Kościół wasz już się przeżył. Tyle nabroił w ciągu wieków, że mógł zrazić każdego człowieka bezstronnego. Dziwię się, że pan, człowiek inteligentny, może poważnie mówić o tej religii, która się nadaje tylko do archiwum. Teraz jest nowa religia - religia przyszłości, komunizm.
- Właśnie - odparłem - dlatego, że jestem człowiekiem inteligentnym, zupełnie serio i z przekonania mówię o swojej religii. Kościół nasz nie przeżył się wcale, gdyż i dziś odradza i kształci duchowo tak jednostki, jak i narody. Jasna, wyrazista, całkowita i niezachwiana jego prawda pociąga każdego, kto poznał jej całokształt. Kościół katolicki ma w sobie siłę żywotną i życiodajną. Pomimo ciągłych prześladowań w ciągu swego istnienia nie tylko się nie uszczupla, ale z dniem każdym wzrasta i potężnieje. Gdy malutka Belgia zaczęła wprowadzać zasady katolickie w życie społeczne, w ciągu kilkudziesięciu lat stała się jednym z najzamożniejszych i najbardziej cywilizowanych państw. Zrozumiała widocznie znaczenie katolicy[z]mu i Francja, która, o ile nas nie mylą ostatnie wiadomości, z wielkim zapałem przywraca mu należne miejsce w społeczeństwie.
- Dlaczegóż inne katolickie kraje stoją niżej pod względem kulturalnym, aniżeli niekatolickie?
- Czy tak jest, jak pan mówi - ciągnąłem - trudno z pewnością powiedzieć. Ale dajmy na to, że tak jest. Jakiż stąd wniosek?
- że katolicyzm - przerwał mi - już nie kształci i nie cywilizuje społeczeństwa.
- Przepraszam - rzekłem - ale jakie pan ma dowody, że temu winien katolicyzm? Czy nie jest to raczej winą rządów socjalistycznych, które tyranizują ludność katolicką, walczą z Kościołem, a kształcą narody nie w duchu religii katolickiej, lecz w duchu swoich mrzonek? Jeśli więc jest w jakiemś państwie katolickim zastój kulturalny, przyczyną tego jest bezwyznaniowy socjalizm, który stojąc u steru państwa, nie dopuszcza Kościoła do rozwinięcia swojej zbawiennej i cywilizacyjnej działalności. Dopóki bowiem religia katolicka w jakiemkolwiekbądź państwie jest jedynie szyldem tradycyjnym, nie zaś gwiazdą przewodnią dla społeczeństwa, rodziny i jednostek, dopóty nie można jej logicznie czynić odpowiedzialną za zastój kulturalny danego państwa. Nie religia katolicka tu winna temu, ale rząd i społeczeństwo, noszące nieraz imię katolickie, lecz nie żyjące po katolicku. Nie może katolicyzm odpowiadać za skutki, których nie jest przyczyną. Oprócz tego trzeba dla bezstronności sądu uwzględnić geograficzne położenie kraju, jego przyrodzone bogactwa, klimat temperament narodowy, tudzież stosunek innych państw, zwłaszcza ościennych. Zresztą w czemże się ujawniła wyższa kultura państw katolickich? W przemyśle i handlu? Sądzę, że nie! Można być dobrym przemysłowcem, lub kupcem i jednocześni[e] marnym, niekulturalnym człowiekiem. Rzetelna bowiem kultura ujawnia się w należytem wychowaniu i moralnym podniesieniu społeczeństwa. Dużo przed wojną mówiono o kulturze Niemców. Wojna dowiodła, że kultura ich była przeważnie zewnętrzną. Najzdrowszą zaś część narodu niemieckiego stanowią właśnie katolicy.
- Według zdania pańskiego - rzekł urzędnik - Kościół katolicki koniecznie musi rodzić dobro. A cóż pan powie na tę nieprzeliczoną ilość złych katolików, duchownych i nawet papieży?
- Nie trzeba - odparłem - przesadzać! Złych katolików jest mniej, aniżeli pan przypuszcza. Kościół katolicki liczy dziś swoich członków z górą 300 milionów. W obecnej Rosji jest, sądzę, jeszcze około 300 kapłanów. Proszę mi wyliczyć złych kapłanów katolickich i katolików, których pan zna osobiście.
Milczenie.
- Otóż pan milczy - mówiłem dalej - bo, jak przypuszczałem, żadnego pan nie zna, a powtarza za innymi towarzyszami, którzy tyluż znają, co i pan. Co do mnie, nie będę twierdził, że tak katolicy, jak i duchowni byli lub są wszyscy dobrzy. Owszem powiem, że nawet na 265 papieży znalazło się kilku złych. Ale niech pan na chwilkę zapomni o złych i wyobrazi sobie poprzez dziewiętnaście wieków istnienia Kościoła miliardy katolików dobrych; niech przedstawi sobie miliony idealnych ludzi, pełnych miłości zaparcia się i poświęcenia, zwanych u nas Świętymi; niech się przyjrzy dziełom przez nich dokonanym, a wtedy to wszystko olśni pana tak dalece, że cieniów na katolicyzmie więcej nie zobaczy. Niech pan przeczyta historię cywilizacji, a przekona się, że znaczna większość uczonych, którzy się przyczynili do wzniesienia gmachu obecnej cywilizacji i kultury, byli to katolicy. I dziś śmiało mogę twierdzić, że więcej jest wśród wielkich uczonych katolików, aniżeli przedstawicieli innych wyznań. A czy pan kiedy pomyślał co Kościół katolicki robi dla dzikich ludów? Wy do dzikich nie idziecie ze swoim marksizmem. Wy ich nędzy nie widzicie. Wśród nich swojego komunizmu nie wprowadzacie. Wy idziecie tam, gdzie już jest kultura, gdzie są kapitały, gdzie ludziom lepiej się żyje, aniżeli w stanie dzikości. Do dzikich idzie misjonarz katolicki. Uczy się ich języka, tradycji i obyczajów. Układa pierwszą gramatykę, pierwszy słownik, historię i geografię danego plemienia. Wznosi tam świątynię chrześc[i]jańską, a obok niej szkołę. Kształci ten lud i wychowuje. A kiedy nieraz po wiekach wysiłków i pracy, poświęcenia i ofiar podniesie go do wyżyn dzisiejszej cywilizacji chrześcijańskiej, przychodzą socjaliści i malkontenci rozmaitych kategorii i odcieni, usiłując to zburzyć, a przynajmniej dalszy rozwój cywilizacyjny powstrzymać. A jakby to dobrze było, gdyby zamiast prześladować i męczyć w więzieniach, jak mnie obecnie, wezwano nas do wspólnej z wami pracy nad kulturalnym podniesieniem społeczeństw...
- Kogo to, was? - przerwał mi urzędnik.
- Nas, księży katolickich! - odpowiedziałem.
- Cóżbyście zrobili?
- Gdybyśmy zreformowali wasz program polityczny i społeczny podług zasad chrześcijańskich i zaczęli z wami usilnie pracować - być może po stu latach większość Rosji utworzyłaby dobrowolną komunę. Wy zaś komuny nie zaprowadzicie na stałe. Wszystko bowiem, co siłą i przemocą jest narzucone, przy pierwszej sposobności w tenże sposób będzie zrzucone. Zresztą brak wam sumienności i uczciwości...
- Tak mówić zabraniam! - przerwał urzędnik. - To oszczerstwo!
- Przepraszam - odparłem - wcale to nie jest oszczerstwem. Czy pan nie czytuje "Północnej komuny?" Wszak wy sami codziennie tam komunikujecie o zbrodniach i występkach, popełnianych przez waszych towarzyszów.
- że są wśród nas nieuczciwi - rzekł już łagodniej - na to się trzeba zgodzić. Takich wyrzucamy z partii. Nie można jednakże tego powiedzieć o wszystkich.
- Zapewne - rzekłem - do waszej partii przeważnie należą byli chrześcijanie. Wychowanie chrześcijańskie oraz wpływ mimowolny społeczeństwa chrześcijańskiego niejednego z nich dotąd podtrzymuje w uczciwości. Wasz zaś program uczciwych ludzi wychować nie może, gdyż nie ma ani środków stosownych, ani sankcji odpowiedniej. Za pomocą terroru nikogo wychować nie można. Potrafi ten kraść własność komunalną, komu pozwolono rabować - prywatną. Potrafi intrygować i w inny sposób szkodzić swoim ten, komu zaszczepiono nienawiść klasową. Nie będzie się krępował niczym ten, kto nie jest przekonany o nieśmiertelności duszy i o istnieniu sądu Bożego.
Po takim mniej więcej badaniu wróciłem do swojej samotni (więzienia).
[1] "W szponach Antychrysta".
O Maryjo! Któżby Cię nie miłował, gdyś tak miłościwa i hojna wzglądem Twoich miłośników? Oświecasz umysł uciekających się do Ciebie wśród wątpliwości i zakłopotania; pocieszasz w smutkach powierzających się. Tobie; ratujesz wzywających Cię. w niebezpieczeństwach. Tyś. po Jednorodzonym Synie Twoim bezpiecznem Zbawieniem wiernych sług Twoich. Bądź pozdrowiona. Nadziejo rozpaczających. Ratunku opuszczonych, o Matko Boga! Tyś wszechmocną, bo Cię tak zaszczycił i uprzywilejował Syn Twój. Że o cokolwiek go poprosisz, spełni to zaraz.
Ludwik Blozjusz