Gdy wracaliśmy do domu z codziennej przedwieczornej przechadzki w góry i mrok już zapadał, dzwoniono na Anioł Pański. Czasem daleko byliśmy wtedy od domu - na ścieżce leśnej - i słabe, stłumione dochodziły nas dźwięki. Czasem byliśmy w ową chwilę tuż przed domem i głośnymi, pełnymi dźwiękami rozbrzmiewała dolina.
Przerywaliśmy wówczas rozmowę i, obnażywszy głowy, odmawialiśmy w myśli Pozdrowienie Anielskie i modlitwę za zmarłych i trwaliśmy potem w milczeniu, póki ostatni pogłos nie zamarł w górach.
Raz przechodziliśmy koło chałupy chłopskiej i ujrzeliśmy klęczących na ściernisku obok siebie: dziada siwego, mężczyznę dojrzałego i chłopca małego. Trzy pokolenia. Trzymali w rękach czapki i odmawiali w cichości pacierz, twarzami zwróceni ku zorzy wieczornej, ku wieży kościelnej, z której szczytu płynęły dźwięki...
Wzruszeni, zatrzymaliśmy się na uboczu.
Jak dobre były te chwile: skupione, rzewne, Bożym duchem przepojone!
Jakie to mądre, dobroczynne urządzenie, te dzwony rozbrzmiewające nad głowami naszymi! Mądre i dobroczynne, jak wszystkie zresztą urządzenia Kościoła powszechnego.
Trzykrotnie wdzierają się codziennie w rozgwar życia ludzkiego, w hałas warsztatów naszych, w [za]męt i chaos uczuć i myśli naszych - wdzierają się pełnym, czystym, harmonijnym dźwiękiem, przypominając, iż jest Bóg - jest dobro i piękno - jest duch ludzki, którego przeznaczeniem - wznosić się w górę, dążyć do Boga; zniewalając do wzniesienia oczu ku niebu, do stłumienia krzyku gniewnego, do zaniechania myśli, rodzącej krzywdę ludzką, do opuszczenia ręki, wymierzającej cios...
Wdzierają się... ale wedrzeć się nie mogą. Nie słyszymy ich: gwar je zagłusza. A jeśli nawet mimochodem usłyszymy dźwięk dzwonu na Anioł Pański, to nie zwracamy nań uwagi - słysząc, nie słuchamy go - znaczenia jego już nie rozumiemy, wezwaniu jego nie jesteśmy posłuszni... Chyba tu... ówdzie jakaś dusza prostacza.
W próżnię lecą dźwięki. Nie budzą odzewu w sercach ludzkich... biedne, w pustce wołające dzwony.
* * *
Nie zrażajcie się jednak... nie ustawajcie! Wołajcie po trzykroć codziennie spiżowymi sercami! Wołajcie niestrudzenie, rozgłośnie!
Przyjdzie wreszcie dzień, kiedy trud wasz odwieczny będzie nagrodzony.
Musi przyjść dzień, kiedy wołanie wasze - poprzez najgrubsze mury - przeniknie do uszu naszych, uciszy gwar tłumów, rzuci je na kolana. I słychać będzie tylko waszą pieśń i wtórujący jej szept wielu tysięcy ust szepcących: Zdrowaś Maryjo!...
Kiedy wielkie cierpienia znowu nas nawiedzą...