Ania i teściowa
Drukuj

Po raz pierwszy od zamążpójścia zjechała Ania z wizytą do swoich rodziców. Ileż było z tego powodu radości! Prawdziwie wielkie święto rodzinne. Bo też było się z czego cieszyć. Nie widzieli się ze sobą już od czterech miesięcy. Pisywali jedynie do siebie listy. Ania zaraz po ślubie wyjechała z rodzinnego miasta. Ostra zima również nie sprzyjała częstym odwiedzinom. Ostatecznie teraz dopiero mogła się była trochę wyrwać ze swego gniazdka do ukochanych rodziców i rodzeństwa.

"Teodor wyjeżdża na cały miesiąc, pisała w ostatnim liście do nich. "Będzie prowadził budowę nowej linii elektrycznej. Jak ja się z tego cieszę! Przez cały ten czas będę mogła być razem z Wami. Do szybkiego zobaczenia się!"

Na dworzec udał się tylko ojciec z Olgą. Matka byłaby niewątpliwie również poszła po ukochaną córeczkę, ale któż pozostałby w domu, by gotować obiad?!

Za to przynajmniej wybiegła na jej spotkanie do bramy domu. Objęły się mocno ramionami i z radością aż obydwie się popłakały.

Wyglądasz, dziecinko, doskonale! Jak ci się też powodzi?

- Dobrze, matuś!

- Żyjecie dobrze? Nie kłócicie się?

- Teodor jest złotym człowiekiem. Spokojny, stateczny i dobry. Oddaje mi wszystkie pieniądze, co do grosika. Ja - powiada - jestem jego kasjerką. No oczywiście, gdy wychodzi z domu, daję mu zawsze trochę pieniędzy. Zresztą wychodzi rzadko i to jedynie do cechu. Raz tylko w ciągu całej zimy był w restauracji. W niedzielę za to chodzimy zawsze razem do kościoła, a po południu, gdy jest pogodnie, spacerujemy po parku.

Podczas całego tego opowiadania oczy jej lśniły z zadowolenia.

- A wasze gniazdko?

- Maleńkie, ale śliczniutkie. Gdy nas odwiedzisz, mateczko, przekonasz się, jak to u nas jest milusieńko!

- A cóż teściowa, dobra?

Jakiś cień przesunął się przez oblicze Ani.

- O, jest zdrowa - odparła, siląc się na zachowanie swego beztroskiego humoru - prosiła, by was wszystkich w jej imieniu pozdrowić.

Nadszedł jeszcze jeden przyjemny moment: obdarowania podarunkami. Ania miała dla każdego jakiś miły drobiazg. Nie zapomniała o nikim. Co też było radości z tego powodu!

Po południu Ania i matka pozostały same.

- Dziecko, powiedz mi szczerze, jak to jest z teściową? Wszak coś zauważyłam.

Ania spojrzała na matkę i spoważniała. Do oczu nabiegły jej łzy. Duże łzy.

- Jak?... Dobrze, mamo...

- Nie, dziecko, to nieprawda. Wobec swej matki możesz i powinnaś być szczera. Moje serce odczuwa doskonale ból twego serca.

- Dobrze, mamusiu, chcę być szczera. - I Ania się rozpłakała. Wstrząsał nią cichy, ale jakże bolesny płacz. Ale snadź łzy przełamały lody i Ania, rozżalona, gorzko narzeka i uskarża się na teściową.

- Jest to kobieta przekorna i zrzędna. Chciałaby koniecznie zrobić ze mnie swoją służącą. Jeżeli to dłużej potrwa, nie wytrzymam w takich warunkach. Zwrócę uwagę Teodorowi, że nie po to wychodziłam za niego, by mnie miała matka jego maltretować i rządzić mną, jak głupią gęsią!

- Bóg ci zapłać, dziecino, za to, żeś przede mną otwarła twe zbolałe serce. Ale czyżby aż tak miało być źle? Czy doprawdy? Zechciej posłuchać i zastanowić się nad tym, co ci teraz powiem:

- Ona, widzisz, jest matką twego Teodora. Ona go przecież tak dobrze wychowała, więc sama nie może być taka zła. Patrz, jej Teodor był dla niej do niedawna wszystkim. Wychowywała go z pełnym poświęceniem się. Kocha go całym macierzyńskim sercem. On był jej oddany tak, jak tylko dobry syn może być oddany swej matce. A wtedy przyszłaś ty. Jego miłość należy się tobie, to prawda. Ale miłość inna, niż jego dziecięca miłość do matki. Biedna ta kobieta sądzi, że została wyrzucona przez ciebie z serca swego syna, bo widzi, że ty kochasz Teodora tak, jak dawniej tylko ona go kochała. Że teraz ty troszczysz się o niego tak, jak przez większą część życia tylko ona się o niego troszczyła. Nie może pogodzić się z tym, że musi ci oddać na zawsze wszystko to, co dotąd było jej tylko wyłączną własnością.

- Czy sądzisz, że to matkę nie boli? My, kobiety, jesteśmy już takie, że sto razy możemy sobie powiedzieć: "tak musi być, bo taki jest bieg życia", ale mimo to w dalszym ciągu myślimy znowu sercem. Nasze uczucia są silniejsze, niż nasza dobra wola.

Ania słucha tego wszystkiego z uwagą, ale serce jej chce krzyczeć w dalszym ciągu z rozpaczy: "mateczko, wyszłam nieszczęśliwie za mąż!" Ale Ania walczy ze sobą i nie chce się z tym zdradzić, że dusza jej zalana jest goryczą.

Matka tymczasem mówi do niej łagodnie dalej:

- Dlaczego, dziecino, masz myśleć zaraz o tym najgorszym? Słuchaj mnie tylko uważnie, a potem wydasz swój sąd o tej sprawie. Patrz, tę starszą panią wytrąciłaś nie tylko z serca jej syna, ale nawet z zajmowanego przez nią w domu stanowiska gospodyni. Do tej pory ona tam sama sprawowała rządy, gotowała, sprzątała i gospodarowała według swej woli; według swych upodobań. Była panią u siebie. Teraz przyszłaś ty. Ona wie o tym, że będziesz chciała wprowadzać nowe porządki w domu i że będziesz gospodarzyć według swej woli. Wie o tym, że wszystkie swe prawa, którymi tak się cieszyła i chlubiła, będzie musiała przelać na ciebie. I cóż jej pozostaje na stare lata? Czy nie zdajesz sobie sprawy, ile goryczy i bólu zalewa z tego powodu to dobre, stare serce?

Ania siedzi, jakby bez ducha. Nagle się zrywa jak burza:

- Co mam wobec tego robić? Służącą nie zostanę! Teodor jest mój! Ja, tylko ja mam do niego prawo! Teściowa musi ustąpić! Może sobie wynająć gdzieś osobne mieszkanie i zabrać swoje stare graty. Jeszcze nas stać na to, byśmy sobie kupili nowe rzeczy!

- Dziecko - mówi ze spokojem matka - w taki sposób nie przemawia moja Ania. Moja Ania zna dobrze czwarte przykazanie. Wierzę, że ustrzeże ona swego męża od takiego nierozważnego i nieszczęśliwego kroku. Nie użyje miłości małżeńskiej przeciwko miłości macierzyńskiej. Dziecko, takim postępowaniem zadałabyś ciężką ranę sercu swego małżonka! Musiałby on za to cierpieć przez całe swoje życie. Prócz tego nauczyłabyś go zabijać miłość. Co byś mu mogła powiedzieć, gdyby ci kiedyś był niewierny? Na jakiekolwiek wymówki mógłby ci śmiało odpowiedzieć, że to ty nauczyłaś go być niewiernym i zabijać miłość.

- W jaki to więc sposób załatwić?

- Trzeba, aby znosiły się ze sobą dwie miłości: miłość małżeńska z miłością synowską. Są to wszak dwa zupełnie różne gatunki miłości.

- Tyś sobie przywłaszczyła Teodora całkowicie. Wróć go więc matce. Przemyślcie następnie wspólnie, w jaki sposób moglibyście uprzyjemnić tej starszej pani pozostałe dni jej pracowitego życia. Idąc do kościoła lub na spacer, zabierajcie ją ze sobą. Pozwólcie jej uczestniczyć we wszystkich waszych radościach i smutkach. Musicie jej stworzyć takie warunki, by nabrała przekonania, że nie jest osamotniona, że zamiast jednego dziecka ma ich obecnie dwoje, że ma przy sobie dobrą, kochającą córkę, która umili jej resztę dni starości i że nie powinna się zupełnie martwić o swego kochanego synka.

- Ale mateczko, teściowa mogłaby przecież też być trochę wyrozumiała. Mogłaby porzucić tę swoją nieufność i nie postępować tak, jakbym to ją odsunęła od gospodarstwa domowego. Robi się przy tym taką nieszczęśliwą! Wreszcie, nie powinna mnie uważać za intruza i komenderować mną jakby jakąś niewolnicą.

- Patrz, córeczko. My, starzy, mamy niewątpliwie wady. Trudno nam już je opanować. Trudno nam też przystosowywać się do nowych warunków życia. To tylko młodzi potrafią pracować nad sobą i ćwiczyć swe charaktery. Potrafią je naginać ku sobie.

- Dlatego też musisz się starać zrozumieć ją i nauczyć się współżycia z tą biedną kobietą. Omawiaj z nią wszystkie swoje plany i zamierzenia, zwracaj się do niej o radę we wszystkich kwestiach dotyczących gospodarstwa domowego.

Postępuj z nią tak, jakby to była twoja rodzona matka.

- Wierz mi, kochane dziecko, że miłości synowskiej nie da się zaprzeczyć i ograniczyć. Miłość twego Teodora do ciebie będzie tym większa i pewniejsza, im bardziej potrafisz go przekonać, że obchodzisz się dobrze z jego matką. Każdy dobry mąż widzi w swej matce wzór dobrej żony. Jego żona jest mu tym droższa, im bardziej przypomina mu jego matkę.

Ania siedzi zadumana. Rozmyśla nad tym, co mówi jej dobra kochana i mądra matka. Och, zawsze imponowała jej ta mądrość matki. A dziś, dziś ta matka staje się dla niej jasną pochodnią, rozpraszającą mroki tajemnic powodzenia w życiu.

- Czy jednak potrafię zastosować się do twych rad, mateczko? - pytała drżąco, gdyż wydaje jej się, że zadanie to będzie ponad jej siły.

- Wychowałam cię, dziecko, w prawdziwej wierze. Czyż doprawdy wydaje ci się ta pierwsza próba aż tak ciężka? Wierz mi, że z pomocą Boską można pokonać niejedną trudność.

Po 14 dniach Ania wróciła do domu. Teściowa otwarła ze zdumienia szeroko oczy, gdy usłyszała, że Ania wróciła wcześniej, gdyż wie, że musi jej tu być samej bardzo smutno. A gdy ją jeszcze Ania ucałowała tak, jak dziecko całuje swą ukochaną matkę, oczy jej zabłysły łzami.

Kiedy znów, po sześciu miesiącach, ojciec Ani wrócił do domu z chrzcin swego wnuczka, nie mógł znaleźć słów, którymi by mógł określić swej żonie wielką miłość, jaką stara teściowa darzy zarówno Anię, jak i jej dziecko.

Nawet własna matka nie postępowałaby z nią inaczej, niż to czyni ta dobra kobieta.


Wyjątek z broszury "Małżonkowie między sobą". Broszura ta należy do serii "Miłość, Małżeństwo, Rodzina" wydawanej przez Księgarnię Św. Jacka w Katowicach.