Alkohol zgubą dla Polski

Jeden z moich znajomych, p. Dulewicz, a obecnie zegarmistrz w Rzeszowie, rodem z Małopolski wschodniej, dał mi ciekawy opis swoich przeżyć. Stanowi on dla całej Polski groźne memento, przeto podaję go do wiadomości ogółu (w skrócie).

GŁOS ROBOTNIKA

"W malowniczo położonej miejscowości Lubieniec nad rzeką Stryj za czasów okupacji niemieckiej kopalnie ropy naftowej były w pełnym ruchu. Pieczę nad nimi miał dyrektor zagłębia Borysławia Radecke, postrach całej załogi kopalnianej.

Przydzielano nam nędzną ilość żywności, nie wystarczającą nawet na skromne utrzymanie. Jedynie «Reiner Wódka» (wódka czysta) była nam dostarczana stosunkowo regularnie i w bardzo dużej ilości.

Po jednej z inspekcji dyrektora udała się do niego nasza delegacja z prośbą, by nam przydzielił więcej żywności. Na to Radecke: «Wierzę wam, że jako dla robotników mało dajemy, ale jako dla niewolników to za dużo»! Po południu tegoż dnia zajeżdża ciężarówka z napisem: «Karpaten Oil A. G.» naładowana częściami wiertniczymi, na których widać było skrzynki z butelkami o czerwonych etykietach «Reiner Wódka». Wszystkim poprawiły się miny, że będzie można w tej biedzie przynajmniej «zalać robaka»...

Piliśmy początkowo szklanką, prawie po pełnej szklance, często trzy - cztery razy w kółko. Potem, gdy szklanka się rozbiła, garnuszkiem półlitrowym, aż wreszcie gdy i ten nam zaginął, flaszkami z obciętą szyjką.

Tak się piło i piło długie miesiące, nie myśląc, że chytry Radecke truł nas w ten sposób «na raty». Prawie codziennie do wygłodzonych naszych żołądków wlewaliśmy średnio 3-4 litrów «Reiner Wódka» w grupce 8-10 osób. Często był też i «grubszy poczęstunek», gdyż za specjalnie ciężką pracę - otrzymywaliśmy premię w postaci 3-4 litrów wódki na osobę. Gdy «Karpaten Oil A.G.» nie zdążył nam na czas dostarczyć tej «wódka», wówczas posyłaliśmy do «Józka» po bimberek. Poczciwy kowalina w centrum tej miejscowości, tuż obok Policji, najspokojniej produkował ów napój z melasy cukrowej, żyta itp., a cała okolica chwaliła jego dzieło.

Pewnego dnia upiłem się do nieprzytomności i zachorowałem. Ledwo koledzy odprowadzili mnie na stację i wpakowali na pociąg (do pracy dojeżdżałem). Odwiedził mnie w domu zacny kolega, wziął mnie za ramię i rzekł z politowaniem: «Rudziu! Rudziu! szkoda cię... Ja tak prosiłem - i jeszcze raz proszę: przestań»!

Obecnie, w innych, lepszych warunkach leczę powoli duszę i ciało z tych ciężkich skutków, jakie spowodowała ta osławiona «Reiner Wódka». A leczę się radykalnie, bo zupełną abstynencją od wszelkich napojów alkoholowych.

Nareszcie zrozumiałem, jak straszną jest niewola nałogu, a jak bardzo słoneczną obecna abstynencka wolność"!

Tyle mój znajomy.

PLON ZBRODNICZEGO SIEWCY

Z tego opowiadania wiemy już wszyscy, kto dostarczał naszym robotnikom tej alkoholowej trucizny, kto milcząco zezwalał na fabrykowanie "bimbru". Nie trudno też się dorozumieć w jakim to czynił celu. Lecz nie to jest dziwne, że brutalny, o duszy pogańskiej, Niemiec, chciał nas wytruć.

W tej całej tragedii inny moment sprowadza bolesną zadumę: Oto Niemiec już dawno z naszych granic wygnany; na własnych śmieciach, w głębokim upokorzeniu przeżywa hańbę klęski.

Gdyby jednak taki "Pan Dyrektor Radecke", o ile oczywiście żyje, uświadomił sobie fakt, że jego szatański posiew wydaje owoce dziś jeszcze w całej Polsce, a nadto, że cała Polska dziś topi w alkoholizmie zarówno swój majątek, jak i zdrowie, a nade wszystko swoje wartości duchowe, - to chyba ów Radecke już nie chichotałby, ale wprost ryczałby z radości, że chytrze nastawiona pułapka działa, - że Polacy - zwycięzcy - sami dziś kopią sobie grób i kładą się do niego...

Wszak piją dziś już nie tylko mężczyźni, ale i kobiety i młodzież szkolna, a nawet dzieci!...

Oto czytamy w prasie, że na zabawach młodzieży szkolnej picie wódki stało się dziś czymś naturalnym! W pewnej szkole żeńskiej po takiej zabawie aż około 60 proc. panienek było pijanych... "Robotnik" w nr. 67 z br. podaje nam statystykę wprost potworną: "Badania statystyczne, przeprowadzone w r. ub. w woj. lubelskim wykazały, że 80-90 procent dzieci w wieku od 7 do 15 lat używa alkoholu, około 30 proc. zaś używa go stale! Nieoficjalne badania, przeprowadzone w Warszawie przez nauczycieli na własną rękę, potwierdziły te cyfry (...). Do kliniki w Tworkach przywożeni są 18-letni chłopcy i dziewczęta w «delirium tremens», a więc już z obłędem opilczym!

Za lat niewiele wystarczy wejść w granice Polski już nie z karabinem, ale po prostu z łopatą, by te doły grobowe wraz z ich pijaną zawartością przysypać ziemią!...

Konają pola, rodzą się tylko cmentarze,
Pioruny zamieniły w gruz świątynie miasta,
Modlitwy szept w przekleństwo rozpaczy urasta,
A w kostnicy pijani śmieją się grabarze!

L.Staff, Martwa pogoda

HISTORIA UCZY

Nie zaszkodzi przypomnieć, że historia powszechna z dawnych lat zna dobrze podobne niecne manipulacje z alkoholem. Już starzy Rzymianie, gdy nie mogli jakiegoś miasta zdobyć, posyłali jego obywatelom przez swoich szpiegów większe ilości wina. Taki specjał wojenny dostawał się oczywiście w ręce starszyzny - i kiedy ta była pijana, Rzymianie bez trudności zdobywali miasto. Wiemy też dobrze, że cały szereg kolorowych plemion w Afryce i Ameryce wprost wyginęło bez śladu od "ognistej wody", którą ich raczyli hojnie biali przybysze.

A historia jest nauczycielką życia.

TRUCIE POLAKÓW TO SYSTEM

Aby się komuś nie zdawało, że przytoczone wyżej premie wódczane, przydzielane tak hojnie naszym robotnikom, rolnikom, a nawet inteligencji pracującej pod okupacją niemiecką, to tylko wojenny niemiecki kaprys, a nie przemyślany system, przytoczę jeszcze drobne na pozór fakty z niedalekiej przeszłości.

Pierwsza nasza ustawa przeciwalkoholowa wyszła w 1921 r. Naszym wytwórcom i sprzedawcom alkoholu tak była niewygodna, że już w następnym roku przedstawili przez swoich przyjaciół sejmowi wniosek o jej "znowelizowanie". Ówczesny jednak sejm polski chlubnie się spisał, bo czynem dowiódł, że wyżej stawia dobro i szczęście szarych mas całego narodu, niż dochody grupki potentatów alkoholowych. Uchwalona wówczas "Ustawa z dnia 27.1.1922 r. o ograniczeniach w sprzedaży i spożyciu napojów alkoholowych" była tak nowoczesną i doskonałą, że XVII. Międzynarodowy Kongres Przeciwalkoholowy w Kopenhadze uchwalił dla rządu i sejmu polskiego specjalne wyrazy uznania.

Jakiś czas był w sejmie na ten temat spokój. Dopiero przy końcu listopada 1928 r. wpływa do sejmu polskiego wniosek klubu niemieckiego (!) o nowe "znowelizowanie" tej ustawy. Czyżby członkowie tego klubu jak: Spitzer, Rasner, Moritz, Hartglass, Graebe, Saenger, Utta i inni nie wiedzieli o tym, że właśnie w tym czasie w Niemczech ich ziomkowie ciężką staczali walkę z tym samym molochem alkoholizmu, dla którego w Polsce żądali swobody niszczycielskiego żerowania?! A żądali, by jeden wyszynk przypadał nie, jak dotychczas, na 2.500, lecz już na każde 1000 mieszkańców.

Nadmienić należy, że ta drobna "nowelizacyjna inicjatywa" dziwnie jakoś znalazła wnet popleczników; - walka trwała dość długo, a owocem jej była nowa "Ustawa przeciwalkoholowa" z dnia 21.3.1931 r. która z dawnej, naprawdę przeciwalkoholowej ustawy zatrzymała już tylko samą nazwę, otwierając na oścież wrota pijaństwu...

I jeszcze jeden szczegół.

Na kilka lat przed wybuchem ostatniej wojny światowej zaczęła prasa nasza alarmować społeczeństwo, że ludność polska w województwach zachodnich masowo zatruwa się eterem. Liczba nałogowych konsumentów tej nowej trucizny rosła z dniem każdym, a zaczęła w swe szpony zagarniać nawet i szkolną młodzież... Okazało się, że w Niemczech, na pograniczu Polski, wybudowano specjalnie kilka fabryk tego narkotyku i w sposób zorganizowany szmuglowano na teren polski...

Te fakty bardzo głośno mówią za siebie. Ale skutki tych faktów już nie mówią, lecz głosem rozpaczliwym wołają o ratunek.

TRZEŹWYMI BĄDŹCIE!

Należy zmobilizować wszystkie siły całej trzeźwo jeszcze myślącej części narodu, aby ratować to przynajmniej, co się jeszcze ratować da!

Z radością dowiadujemy się, że klub poselski katolików społecznych zgłasza wniosek w kierunku ograniczenia konsumpcji alkoholu. Jednak już z góry można przewidzieć los takiej ustawy, gdy nie spotka się z żywym i zdrowym oddźwiękiem społeczeństwa. Najlepsza ustawa stępi swe ostrze na obojętności, a jeszcze bardziej na wrogiej postawie obywateli. Prasa nasza ma tu wiele, bardzo wiele do zrobienia.

Szereg artykułów na ten temat zamierzam ogłosić na łamach "Rycerza Niepokalanej". Wszystkich zaś P. T. Autorów artykułów o kwestii alkoholizmu gorąco proszę o ich odbitki, gdyż gromadzę materiały naukowe z tego działu.

Ks. Antoni Cząstka
Rzeszów, ul. 3 Maja 6a.