Zaręczyny

Zaręczyny mają wielki cel i ogromnie doniosłe zadanie do spełnienia.

Zawiera się zaręczyny po to:

- aby narzeczeni z większym rozmysłem i wypróbowaną miłością wstępowali w związki małżeńskie,

- aby narzeczeni lepiej przygotowali się do sakramentu małżeństwa, który jest związkiem świętym i nierozerwalnym,

- aby wreszcie łatwiej można było wykryć możliwe przeszkody na drodze do małżeństwa.

Głównym przeto celem zaręczyn jest zabezpieczenie młodych przed lekkomyślnym zawieraniem małżeństwa, bez poważnego rozmysłu, bez miłości i nawet pewnej "próby charakterów, oczywiście zawsze z zachowaniem skromności i wstydliwości, jaka przystoi szczególnie chrześcijańskim narzeczonym. Obowiązkiem narzeczonych, zwłaszcza po uroczystych zaręczynach, jest wzajemne wychowywanie się, wzajemne na siebie oddziaływanie, oczywiście zawsze w kierunku dobra, piękna i prawdy. Narzeczeni muszą przez ten czas, jaki im pozostaje do dnia ślubu, przygotowywać się do spełnienia doniosłego zadania życiowego, jakiego od ich ogniska domowego oczekuje społeczeństwo, naród, Kościół i Państwo.

Szczególnym obowiązkiem narzeczonych jest zachowanie do dnia ślubu zupełnej czystości, bo Pan Bóg udziela niezwykłych łask tym małżeństwom, które stanęły przed Jego ołtarzem w bieli serc swoich. Zachowanie powściągliwości w okresie narzeczeństwa ma ogromnie doniosłe znaczenie dla zdrowia przyszłego małżeństwa.

Należy bardzo mocno ostrzegać zwłaszcza młode panienki, aby pod żadnym pozorem nie dopuszczały się grzechów nieczystych z narzeczonym w nadziei rychłego małżeństwa.

Nie wolno pannie czy wdowie, nawet choćby ślub był już wyznaczony, pójść tutaj na kompromis, ulec mężczyźnie, jeśli rzeczywiście pragnie swego ślubu, szczęśliwego życia, jeśli nie chce swej zguby a nierzadko tragedii całego życia.

Jeżeli zatem młodzieniec, narzeczony chciałby nieustannie całować każdy twój paluszek z obu rąk, jeżeli mówi i szepcze ci, że ciebie kocha, że za tobą szaleje, przepada, przyjmij to wyznanie z rezerwą i chłodem, bo na to zdobyć się musisz koniecznie, obserwuj, co będzie dalej... Jeśli mianowicie za pięknymi rozmarzonymi stówkami pójdzie szlachetne zachowanie się owego młodzieńca, czy już dorosłego mężczyzny zwłaszcza, gdy będziecie tylko sami we dwoje, możesz wówczas tym samym szacunkiem, sympatią czy nawet miłością, zawsze czystą obdarzać twego przyszłego męża. Gdyby natomiast za pięknymi słówkami za obietnicami bardzo szybkiego ożenku kryły się i na wierzch wychodziły "zmysłowe pazury" szukające przede wszystkim tylko siebie, wycofaj się jak najprędzej z tej znajomości bo z tej mąki chleba nie będzie.

Jeżeli narzeczony pragnie zaręczyny wykorzystać dla wyżycia się zmysłowego, a ślub odkłada stale dla rożnych przyczyn, często wyraźnie zmyślonych, szanująca się panna powinna mu powiedzieć: ."żegnaj miły..., poszukaj sobie innej głupiej!" A im wcześniej to uczyni, tym będzie lepiej i tym zdrowiej, bo wszelkie targowania się i kompromisy mogą przyczynić się do zguby drugiej strony.

Powiesz może, przecież mężczyźni uganiają się za pannami zalotnymi, zwłaszcza swobodnymi w zachowaniu a jeśli będę inną wówczas nigdy nie wyjdę za mąż. Niewątpliwie wielu mężczyzn lubi się bawić z kobietami swobodnymi, lekkimi w obyczajach, ale żony dla siebie szukają gdzie indziej. Ilekroć zapytamy takiego mężczyznę "może pan się z nią ożeni?", albo "może pan weźmie ją za żonę" - zawsze spotkamy się z jednakową odpowiedzią:

"Ona dobra do zabawy, ale nie na żonę"! Poszukam sobie innej żony...

Zatem zawsze na dystans w okresie narzeczeństwa! - oto hasło szanującej się panny. Zbyt swobodne bowiem obcowanie nawet w dobrym znaczeniu, wywołuje u kobiety coraz większe osłabienie woli i coraz słabszą odporność, zwłaszcza w dziedzinie zmysłowej. Nie może narzeczona ufać zbytnio sobie i dlatego nie powinna przestawać sam na sam z narzeczonym całymi wieczo[310]rami, a zwłaszcza w późnych godzinach nieraz nocnych, bo kto miłuje niebezpieczeństwo, w nim zginie - mówi Pismo Św[ięte].

Zwracam się z serdecznym apelem do wszystkich niewiast, a szczególnie do młodych, niedoświadczonych panienek, aby nigdy i nigdzie nie ulegały "urokowi" mężczyzny w okresie zaręczynowym i narzeczeńskim, kosztem twej wstydliwości i czystości serca. Czy nie wiesz, droga istoto, że mężczyzna wykorzystawszy ofiarę pozostawia ją na środku drogi życia i idzie szukać nowej tajemniczej, bardziej interesującej i bardziej pociągającej? Czy nie wiesz, że przez upadki nieczyste w okresie narzeczeństwa stajesz się rzeczą, biedną ofiarą, zależną całkowicie od kaprysów samoluba, szukającego tylko i wyłącznie siebie?...

Jeżeli cię kocha, niech uszanuje do dnia ślubu twoją wstydliwość i skromność, a będzie to dowodem jego prawdziwej i ofiarnej miłości.

W przeciwnym razie bądź przekonaną, iż on nie ciebie kocha, tylko siebie i swoje zmysły... trzeciego wyjścia, albo kompromisu nie ma!

Pamiętaj! dotąd górujesz nad mężczyzną, dopóki mu nie ulegniesz!

Jeśli ulegniesz, będziesz wyczekiwała, ale na próżno, bo on w końcu znajdzie sobie inną, mimo twego płaczu, twych błagań nawet twych gróźb pozbawienia się życia... Czy smutne doświadczenie wielu, wielu innych nic cię nie nauczyło? Koniecznie chcesz sama się "poparzyć"? Czy nie szkoda życia?

Choć nie wolno ci ulegać mężczyźnie pod względem czystości, to jednak wypada i nawet jest twoim obowiązkiem starać się o przypodobanie się mężczyźnie. Chęć bowiem podobania się zwłaszcza mężczyźnie jest rzeczą naturalną dla każdej kobiety, a tym bardziej młodej panienki. Stwórca bowiem wlał w serce każdej kobiety pragnienie podobania się, które jest samo w sobie czymś dobrym.

Wolno też każdej panience, a nawet jest jej obowiązkiem troszczyć się o swój wygląd, strój, urodę piękność zewnętrzną, aby tym sposobem zwrócić uwagę mężczyzn. Wszystko jednak musi zawsze pozostawać w granicach przyzwoitości i delikatności sumienia.. Flirt, czy kokietowanie upatrzonego mężczyzny tylko w celu rozbudzenia w nim zmysłowej miłości może się zakończyć smutnie dla obu stron, a zwłaszcza dla młodej panienki. A czy jest sens kopać sobie "grób" i to własną ręką? Czy jest sens igrać z ogniem?

Nie jest też wskazane zbyt długie narzeczeństwo, bo niebezpieczeństwo złego życia staje się wówczas bardzo bliskie. Panna, która przeciąga okres narzeczeństwa, bo jej ktoś inny jeszcze "po głowie" chodzi, wyrządza sobie krzywdę. Trzeba sobie powiedzieć, albo albo... Jeżeli okres narzeczeństwa przedłuża dobrowolnie kawaler, mężczyzna wolny, po wojsku, wówczas panna ma tylko jedna drogę przed sobą. Mianowicie szczerze i otwarcie dać narzeczonemu do wyboru:

"Ślub, albo zupełny rozbrat, innego wyjścia nie ma!"

Taką decyzję powinna powziąć każda panienka, która się szanuje. Na taką decyzję trzeba się zdobyć, nawet choćby serce krajało się z bólu, bo im prędzej taka "operacja" będzie dokonana, tym mniejsze będą cierpienia... Otrząśnij się ze wszystkiego i poweźmij decyzję!... Takie stanowisko nieraz przyśpieszy twój ślub!..

A oto jeszcze na zakończenie tych wywodów kilka przykładów wziętych z życia narzeczeńskiego.

Młoda panienka, sierota, poznaje w 19-ym roku życia młodzieńca, zresztą niezwykłej urody i szlachetności. Między młodymi wywiązuje się miłość, której na przeszkodzie staje nagle choroba narzeczonej i to choroba płucna, niezwykle poważna i ciężka. Narzeczony odmawia sobie nawet najbardziej niezbędnych rzeczy, aby tylko ratować za wszelką cenę swoją najdroższą. I trzeba podziwiać bezgraniczne oddanie, poświęcenie, nawet kosztem swego codziennego wyżywienia i odzienia, biednego narzeczonego, którego jedynym marzeniem było ujrzeć "swoje bóstwo" zdrowe. Doczekał się tej chwili dopiero po upływie pełnego roku, kiedy to z Zakopanego przywiózł narzeczoną do domu. Uszczęśliwiony mężczyzna obsypuje nadal czym tylko może swoją wybraną.

I tu rozpoczyna się tragedia dla tego narzeczonego. Bo oto jego wybrana i wy[311]śniona po dwóch miesiącach wdaje się we flirt miłosny, a rozpaczającemu narzeczonemu każe odejść na zawsze! I odszedł, bo zresztą musiał odejść. Dopiero po upływie 2 lat w dodatku w innym miejscu zamieszkania, młodzieniec ów przyszedł do równowagi spokoju i opanowania. I nie ożenił się z inną panną, choć od tego pamiętnego dla niego momentu upłynęło około lat 12-tu.

Co sądzić o tej nieszczęśliwej parze, zostawiam czytelnikom!

Czy nie płynie stąd lekcja dla młodzieńców, aby zbyt pochopnie nie obsypywali oni swoich najdroższych prezentami? Czy w tym "sypaniu" podarunkami nie grają czasami pierwszych skrzypiec zmysły? A jeśli jesteś "odrzucony czyż nadal masz się narzucać? Gdzie twoja ambicja męska? Gdzie twój honor i twoja godność? A może twoje cierpienie jest ekspiacją wobec Boga za grzechy?

Z tego rodzaju przykładów, czyż nie płynie szczególnie dla panien upomnienie ostrzegawcze, aby serc męskich nie brały za igraszkę, bo "bo jaką bronią kto wojuje, od takiej też i ginie!...

A gdzie jest zwykła choćby uczciwość materialna? Oto inny przykład z życia młodzieży i panieńskiej miłości:

"Mam lat osiemnaście, znam od roku chłopca, w którym się kocham. Zdawało mi się, że miłość jest wzajemna, ale niestety... Ja chodzę jeszcze do gimnazjum, a on już pracuje po ukończeniu Liceum Spółdzielczego, oboje mieszkamy w jednym mieście. Przed sześciu miesiącami ustaliliśmy, że spotykać się będziemy tylko w niedziele, wtorki i czwartki, ponieważ ja mam dużo pracy z racji przygotowywania się do matury... W tych dniach dowiedziałam się, ku memu najwyższemu bólowi, że mój najdroższy w poniedziałki, środy i piątki spotyka się z inną panienką, zresztą nawet z tej samej szkoły, do której ja uczęszczam Boli mnie to szalenie, sama nie wiem, co mam robić? Czy mu wszystko powiedzieć? Czy też jeszcze milczeć? Jestem szalenie zazdrosna o niego! Nie mogę patrzeć na tę koleżankę!... Co mam robić?"

Jeżeli chłopiec ów jest już po słowie narzeczeńskim, należy odbyć z nim poważną rozmowę i jasno "karty na stół wyłożyć.

"Albo ja, albo tamta... Innego wyjścia nie ma! Lepiej to uczynić wcześniej, aniżeli później! Zresztą bystra i spostrzegawcza panienka powinna sama zauważyć już wcześniej nieodpowiednie zachowanie się narzeczonego. Jeżeli bowiem ten "niby narzeczony" źle się przy niej czuje, czeka tylko, aby się pożegnać, jeżeli jest jakiś "nieswój - pozostawić go lepiej na środku drogi i powiedzieć: "szczęść ci Boże z inną!"

Trzeba to uczynić stanowczo i nieugięcie, z honorem i godnością, choćby nawet serce "płakało, a płakać będzie na pewno... Natomiast, gdyby ów chłopiec był tylko zwykłą sympatią szkolną, nie związany żadnym słowem, wolno mu chodzić, z kim chce... Urządzanie w tych okolicznościach jakichś scen zazdrości, wymówek byłoby wysoce nie na miejscu. Czy nie wiesz, że narzucanie się wywołuje niechęć, a nawet obrzydzenie... I po co to? Nie wolno niczym zdradzić się ze swymi uczuciami, zwłaszcza wobec mężczyzny. Nie okazywać też żadnej niechęci swojej "rywalce"!

I jeszcze jeden przykład wzięty z życia powojennego od zatroskanego ojca:

"Mam 21-letniego syna, który został "omotany" przez kobietę lekkich obyczajów. Pod jej wpływem oświadczył mi, że będzie się z nią żenił! Co mam czynić w takim wypadku? Przecież tego rodzaju małżeństwo jest "zabiciem" mego dziecka, bo kobieta owa jest znana w mieście i okolicy ze złego prowadzenia. Czy można dopuścić, aby doszło do takiego małżeństwa? Jestem w rozpaczy, bo to mój jedynak!1"

Otóż 21-letni syn jest już dojrzały, dorosły i dlatego ma pełne prawo decydowania o takim czy innym ułożeniu sobie życia małżeńskiego. Rodzicom wolno jednak przedkładać synowi wszystkie racje, powody przemawiające przeciwko takiemu małżeństwu, ale decyzja zawsze należy do syna, czy córki. Raczej dobrocią aniżeli złością w takich wypadkach zawsze więcej się zrobi! Jeżeli tłumaczenia rodziców, krewnych, kolegów, (bo ci nieraz lepiej i skuteczniej przemówią do rozsądku, aniżeli rodzice) nic nie pomogą, zawarcie małżeństwa trzeba przyjąć do wiadomości...

[312]A może przez takie małżeństwo niewiasta dotychczas brnąca w złym, wejdzie na dobrą drogę życia? Czyż nie znamy kobiet, które właśnie przez małżeństwo stały się odtąd poważnymi, przykładnymi żonami i matkami?.. Dużo tu zależy od taktu, powagi, charakteru i nastawienia religijnego mężczyzny, który wywiera wpływ na poniżoną dotychczas niewiastę... Gdyby w podobnym położeniu znalazł się syn 17-letni, zwłaszcza uczeń, student, wolno rodzicom przyczynić się do wyjazdu syna w inne okolice, a może "co z oczu - to i z serca!" W tego rodzaju sprawach sercowych dzieci, rodzice mogą nieraz o wiele więcej zrobić w "samych początkach, dlatego też troskliwe oko ojca czy matki ma szczególne baczenie na to, z kim córka czy syn przebywa czy przyjaźni się.