Rycerz Niepokalanej - Roczniki: Niepokalana zdobywa szlachetne serca Japończyków w Warszawie
Niepokalana zdobywa szlachetne serca Japończyków w Warszawie

Gdym przyjechał z Japonii do Niepokalanowa polskiego, dowiedziałem się, że żona japońskiego ministra pełnomocnego w Warszawie, pani Kawai, jest katoliczką i dzieci jego ochrzczone też po katolicku. Wysłałem więc pani Kawai figurkę Niepokalanej. W odpowiedzi zaprosiła mię do skolimowskiej willi pod Warszawą, gdzie spędzała lato z dziećmi. Wybrałem się więc tam z o. Florianem, gwardianem Niepokalanowa polskiego. Gdy nas wprowadzono do salonu, miło uderzył nas widok przesłanej uprzednio figurki Niepokalanej spośród kwiecia spoglądającej na nas wszystkich. - Już tu więc miłośnie króluje.

Potoczyła się rozmowa o chorobie p[ana] ministra, który na płuca leżał w Otwocku, i o Niepokalanowie polskim, japońskim, a później o tym i owym. W końcu pani Kawai oświadcza, że ma prośbę. - Owszem - odpowiadam.

Chciałaby się wyspowiadać i jedna ze służących także. - I drugą prośbę.

- Z największą przyjemnością. - Matka jej myśli również o chrzcie.

- Jeszcze napiszę do Japonii - zaznacza pani Narahara. Tłumaczę jej wtedy, że to za poważna sprawa i za bardzo osobista, by o niej mieli decydować inni.

- I jeszcze jedna prośba - dorzuca pani ministrowa.

- Proszę bardzo. Ja dla dusz tylko żyję, to moje zadanie.

- W Otwocku obsługuję ministra Japonka, która czyta katechizm i także chrztu pragnie. Może by się tam ksiądz udał?

Ułożyliśmy więc przygotowanie, chociaż pobieżne, pani matki i wyjazd do Otwocka.

- A jeszcze starsza 10-letnia córka nie była dotąd u Pierwszej Komunii Św[iętej], a katechizmu francuskiego niełatwo się jej nauczyć.

W dniu umówionym sunęło auto szosą do Otwocka, wioząc panią ministrowa, jej matkę i mnie. W drodze dowiedziałem się, że pan minister jest wprawdzie poganinem, ale nie tylko na chrzest dzieci pozwalał, lecz miał już kontakt z OO. Jezuitami i jest dla religii katolickiej przychylny.

Udałem się zatem do niego i porozmawialiśmy sobie o religii. Łatwo zrozumiał, że prawda jest tylko jedna, stąd i prawdziwych religii więcej być nie może. Także i to, że jeden tylko jest Bóg, że gdy zeszło na Trójcę Przenajświętszą zaznaczył, że i Chińczycy podobne wierzenia mają. Chętnie przyznałem, że wiele prawd mniej lub więcej zniekształconych i zamglonych świeci z najrozmaitszych wyznań po świecie, żona wręczyła mu medalik Niepokalanej, których to medalików dałem jej w drodze do Otwocka kilka i dla pana ministra i dla całej rodziny. Przyjął i położył na stoliczku. Tak więc wizerunek Niepokalanej na medaliku zagościł już i w pokoju chorego.

Pokazywał mi też p[an] minister książkę francuską pod tytułem: "Jezus Chrystus". Mówił jednak, że go ona nie przekonywuje. Opowiadał też i wrażenia swoje z pobytu w Lourdes, lecz i te mu nie wystarczały.

Choroba widocznie prowadziła go do bliskiego już grobu, a wychudła twarz i wyblakłe ręce zwiastowały koniec...

Powróciliśmy do Warszawy. Po drodze ustaliliśmy chrzest p[ani] Narahary, matki p[ani] ministrowej na święto Wniebowzięcia Matki Najśw. w Niepokalanowie, a chrzest służącej, z braku znajomości najważniejszych nawet prawd wiary na później. W międzyczasie odbyć się miały przygotowania bliższe. Na Dworcu Głównym w Warszawie pożegnałem p[anią] ministrową i jej matkę, by powrócić do Niepokalanowa, a auto ruszyło dalej w stronę Skolimowa.

W wigilię chrztu, gdym wychodził z pociągu w Warszawie, przedstawił mi się p[an] Michalski, urzędnik poselstwa japońskiego, i pokazał list pani ministrowej, w którym zawiadamia o silnym pogorszeniu zdrowia p[ana] ministra i wyjeździe rodziny do łoża chorego, skutkiem czego i sprawę chrztu trzeba będzie odłożyć, i zaprasza do Otwocka.

Przybyłem więc do Poselstwa i stamtąd autem z panem sekretarzem poselstwa (a obecnie zastępcą p[ana] ministra) p[anem] Hiratą i japońskim lekarzem z Berlina p[anem] Misawą ruszyliśmy do Otwocka. Po drodze wsiadł i p[an] dr Rudzki. Prosiłem go, by był otwartym i po zbadaniu chorego nie ukrywał przede mną istotnego stanu, bo chodzi o chrzest. Obiecał. I rzeczywiście, przeprowadziwszy badanie, powiedział mi wyraźnie: "Co ksiądz chce zrobić, niech zrobi zaraz; chory dziś jeszcze umrze".

Tymczasem o stanie chorego powiadomiono telefonicznie dziekana korpusu dyplomatycznego i przyjaciela p[ana] ministra, ks. nuncjusza abp. Marmaggiego. Opatrznościowo przyśpieszył on swój powrót z wakacji i dzwonek zastał go przy obiedzie. Obiecał zaraz przyjechać. Zaczekaliśmy więc na niego. Gdy się pokazał na korytarzu, opowiedziałem mu o całej sprawie. Poszedł więc do chorego i w cztery oczy przypomniał mu wzajemną przyjaźń i przedstawił zasadnicze prawdy wiary. Tymczasem i żona p[ana] ministra i jej matka, a na korytarzu i dwóch kapelanów ks[iędza] nuncjusza w ogrodzie, wszyscy modliliśmy się...

Wkrotce otworzyły się drzwi i wyszedł wzruszony ks[iądz] nuncjusz.

- Jak poszło? - pytam.

- Ochrzczony - odpowiada z radością.

Niepokalana dokonała swego dzieła w wigilię swego Wniebowzięcia. W tęż wigilię Wniebowzięcia swego po kilku godzinach, w których p[an] minister czuł się bardzo szczęśliwy z przyjętego chrztu, zabrała i jego w niebo.

Gdy już zwłoki p[ana] ministra spoczęły tymczasowo w katakumbach powązkowskich, proszono mnie, bym i matkę pani ministrowej i sługę pogankę jeszcze do chrztu doprowadził i dwoje dzieci p[ana] ministra przygotował do Pierwszej Komunii Św[iętej]. Z radością przybywałem co dzień do Warszawy z katechizmem japońskim w teczce, by spełnić ten miły obowiązek misjiny. Mieliśmy też szczęście dnia 27 sierpnia gościć w Niepokalanowie całą tę moją "szkołę" z panią ministrową na czele.

W wigilię Narodzenia Matki Bożej p[ani] Narahara i sługa Sue odrodziły się w wodzie chrztu św[iętego] w kaplicy nuncjatury apostolskiej z rąk nuncjusza msgr. Marmaggiego, a w sam dzień święta, gdym z o. prowincjałem Kornelem Czuprykiem opuszczał Wenecję na okręcie unoszącym nas do kraju Wschodzącego Słońca, nowoochrzczone i dwoje dzieci pani mimstrowej przystąpiły po raz pierwszy do Stołu Pańskiego.

Cześć Niepokalanej!

O. Maksymilian M-a Kolbe | Ocean Indyjski, pomiędzy Bombajem i Kolombo, 22 IX 1933, w drodze do japońskiego Niepokalanowa.

Franciszek Kawai

[Fot. 1] Śp. Fr[anciszek] Kawai, nawrócony poseł japoński w Warszawie.

<p>[Fot. 2] Pogrzeb Kawai
J.E. ks. abp [Franciszek] Marmaggi nad trumną śp. posła Kawai.