Co bym chciał na swoim pogrzebie?

Umarł nasz sołtys. Wypadało iść na pogrzeb, no bo jakże! Przychodzę do kościoła, pełno światła, piękna trumna stoi wysoko na katafalku, mnóstwo wieńców ze wstążkami, w głowach trumny bieleje blaszana tabliczka z wyraźnym czarnym napisem Józef Harenda. Katafalk obstawiony gęsto świecami. Zadarłem brodę - bo ludzi było moc - by przez ciżbę dojrzeć żałobników, familiantów zmarłego. Patrzę, krzesełka stoją przed trumną, zupełnie jak w mieście ksiądz to urządził, a na krzesłach siedzi rodzina nieboszczyka: żona, córki zamężne, ich mężowie, synowie z żonami; obok cisną się wnuczki, trzech już dorosłych z uniwersyteckich szkół z Krakowa i Warszawy na wieś, na pogrzeb dziadka pościągali. Ludu huk jak na odpuście. Parada wielka. Pogrzeb bogaty. Ksiądz szedł na sam cmentarz, tam egzortę wygłosił rzewną, że kobiety jak organy płakały. Wolanty, breki, wozy popodjeżdżały po domowników Harendy i gości przed cmentarz, nawet i niektórych obcych pozabierali, mnie też i żonę, potem ugoszczono się przykładnie. I po [306]krzyku. Naród chwalił, że pogrzeb wyprawiły dzieci ojcu piękny. Ba mówiono i o grabu murowanym. Ano, jak parada, to parada.

Wieczorem tego dnia u nas w domu o niczym tak nie gadano, jak o pogrzebie sołtysa, a chyba podobnie w całej wsi. Nasze dzieci poprzynosiły od ludzi rożne szczegóły: a ile ksiądz wziął, a ile wódki wyczęstowano, a ile trumna kosztowali, a kto będzie robił grobowiec murowany, i ile za to zapłacą.

Moje dzieci - odezwałem się, gdy już było po kolacji, a lubimy sobie wtedy wszyscy pogwarzyć wspólnie, jak to w domu na wieczór - ja bym sobie takiego pogrzebu - mówię - nie życzył.

- Ej, będziesz tam bajał o swej śmierci: nie masz jeszcze czterdziestki! - śmiała się żona, a dzieciaki przybiegły zaraz i dalejże tulić się jedno przez drugie do mnie: "Tatuś nie umrze! Tatuś nie!" - wołały.

- Weź na nich kija! - wołała żona - Zatruwają ci życie: słuchać cię nie chcą, a teraz to się niby litują. Przez łeb bachorów!

Żona tak, a ja spojrzałem na swoją gromadkę pięcioro mamy tego drobiazgu - i ścisnęło mi się serce na myśl że jednak ciężko by było mi ich opuścić.

No, no, dajcie już mi spokój, - uwolniłem się od dzieci. - Siadajcie to pogadamy. Anielka - przypomniałem - nanoś mamie wody. Bronek: oprzątnij konia i zajrzyj, czy króliki pozamykane! - Zarządziłem, jak to w gospodarstwie i nuże, wdałem się w gawędę z dziećmi. Anielka i Bronek szybko popowracali, żona posprzątała z Zochą po wieczerzy. Posiadali wszyscy. Cóż to za miłe te rozmowy z dziećmi!

- A co by tatuś chciał na swoim pogrzebie? - wyrwało się małej Zosi.

- Głupia! - oburzyły się dzieci. - Będzie o pogrzebie tatusia gadała!

- Jeszcze wywoła jakie nieszczęście, co nie daj Boże! - syknęła żona.

- Ona zawsze coś musi klepnąć! - poparły dzieci matkę.

- Dajcie spokój Zosi, ona tak tylko. Kocha tatusia - przygarnąłem dziecko do siebie - i dlatego się spytała.

Uścisnęła mnie Zosia i się rozpłakała. Udobruchało to wszystkich.

- Wiecie, dzieci - mówię. - Patrzyłem na tych familiantów Harendy, co się porozsiadali na krzesłach przed katafalkiem i myślę sobie: "Czy też które pójdzie do Komunii świętej podczas Mszy żałobnej, żeby tę Komunię ofiarować za zmarłego. A tu ani jedno. Ani żona nieboszczyka, ani nawet żaden syn czy córka. A przecież temu zmarłemu już nic nie pomogą te kwiaty w wieńcach, i te świece, ani ta ćma ludu co szli za pogrzebem. Jak to jest przysłowie: tyle to wszystko pomoże, co umarłemu kadzidło. Ta cała wielka parada, to więcej dla tych, co żyją, niż dla zmarłego.

- E! Daj spokój, Stary! - nie wytrzymała żona. Co ładnie było, to ładnie! A ładne każdemu się podoba.

Tatusiowi powiem wyrwał się Bronek - co czytałem o pogrzebie matki króla Jana Sobieskiego. Matka tego króla kazała się pochować w niemalowanej prostej trumnie i zawieźć się na cmentarz chłopskim wozem w parę wołów. I król tak spełnił to życzenie matki. Bo na przedzie pogrzebu jechał zwykły wóz, na nim nieheblowana trumna, para wołów w zaprzęgu, a przed wozem prosty krzyż i na nim napis "Tak chciała matka. Ale z tyłu kroczył wspaniały karawan z cudną trumną, za nią król z rodziną i wszystek rząd, tysiące duchowieństwa i rycerstwa, las chorągwi i nieprzejrzana moc narodu. A na czele tego drugiego pogrzebu niesiono tabliczkę: "Tak przystało synowi pochować matkę". Co ładnie, tatusiu, to ładnie; mamusia ma rację!

- Mamusia ma rację! - powtórzył chór dzieci.

- A widzisz. Stary poczciwie ci! Dzieci za mną! Tym kwiatkiem, tym wieńcem, tym kadzidłem, tą świecą, ba, śpiewem, pójściem na cmentarz, i tą łzą uczciło jeszcze każde z rodziny sołtysa swego zmarłego ojca. Bo już mu więcej na ziemi nie usłużą. Nawet tą grudką piasku, co rzucali na trumnę, uczcili nieboszczyka. Chyba nie byliby ludźmi, gdyby tego zaniedbali. To nie tylko parada, Stary, ale serce tak przez familię Harendy przemówiło. I dlatego wszystko to takie przyjemne, takie ładne. Ale ty zawsze musisz dziury w całym się dopatrzeć. Mnie się pogrzeb bardzo podobał!

- Cała wieś chwali! - zakrzyknęły dzieci.

- I ja chwalę. - usprawiedliwiałem się. - Ale ja bym chciał jeszcze więcej [307]piękna, jeszcze więcej szacunku dla Zmarłego. A raczej chciałbym prawdziwego szacunku i prawdziwej pomocy dla zmarłego, a nie samej ładnej oprawy.

- jak to?! - przerwała żona. Czy to nie było Mszy żałobnej za jego duszę? Czy to ludzie nie modlili się w kościele? Czy nie śpiewali pieśni za pogrzebem? Czy nie odmawiali po Ojcze nasz i Zdrowaś? Jak kto mógł, tak Boga chwalił i zmarłego. Nie ma co od ludzi za dużo wymagać. Daj Boże każdemu tak szczęśliwą śmierć z księdzem i taki pochówek! Ja więcej nie żądam!

- A ja więcej - odezwałem się, a przyznam się, że onieśmielony już mocno przez żonę.

- A tatuś czego by sobie życzył?- cichutko szepnęła mała Zosia.

- Powiedzieć?

- Tak! Tak! Powiedzieć! - domagały się dzieci.

- Ja bym chciał, żeby każde z was podczas Mszy żałobnej za mnie było u Komunii świętej, a przedtem u spowiedzi i żeby już to ofiarowali za moją duszę. To by mi bardzo pomogło w czyśćcu, bo zmniejszyłoby mi ilość mąk czyśćcowych. A jak miło by mi wtedy było spojrzeć na was, ponieważ widziałbym na was nie tylko piękno ubrania i żałobę, ale widziałbym pod tym strojem piękne, jasne dusze, bez brudu grzechów ciężkich: a więc w każdej waszej duszy widziałbym Boga. Nie wstydziłbym się za was przed Bogiem i przed innymi duszami w czyśćcu. Takie dzieci chciałbym, żeby siedziały na krzesłach przy moim katafalku, które by w czasie Mszy za moją duszę zeszły z krzeseł po Baranku Bożym i wszystkie przyjęły Pana Jezusa. I takich ludzi chciałbym mieć za pogrzebem, żeby w duszach mieli Boga, żeby się więc wyspowiadali w mojej intencji przed pogrzebem, a podczas Mszy, żeby Komunię Najświętszą przyjęli. Bo jeśli nie mieliby na sumieniu grzechów ciężkich, to gdyby podczas pogrzebu za mnie się modlili, śpiewali, wszystko to Bóg by im wtedy zaliczał do zasługi dla mnie na niebo, nawet tę drogę nóg na cmentarz. Gdyż Bóg tylko modlitwę tego człowieka i jego dobre uczynki zalicza do zasługi na niebo, jeżeli ten człowiek nie ma wtedy na sumieniu żadnego grzechu ciężkiego a o takim człowieku mówi się, że jest w stanie łaski uświęcającej. Wtedy i te kwiaty, i te świece, i ta ładna trumna i ten trud pójścia na cmentarz, i to światło, i całą paradę Bóg policzyłby dla mnie do zasługi na niebo. To byłaby dla mnie, zmarłego, rzetelna przysługa, wielka przysługa. Pogrzeb z rodziną w stanę łaski uświęcającej, pogrzeb z ludźmi z Bogiem w duszy - oto o czym marzę na swoim pogrzebie! Inaczej mi ta cała parada tyle pomoże po śmierci, co umarłemu kadzidło.

- To i te wieńce, i świeczki, co teraz poniesiemy na Wszystkich świętych na groby dziadziusia i babci też im nic nie pomogą? - rzekła Anielka.

- Juści: nie pomogą.

- To po co nosić?

- Bo to ci pomoże przypomnieć, żeś miała dziadka, babcię, że oni cię kochali i że cię nadal kochają zza grobu. Że proszą cię może o ulgę w czyśćcu. Przypomną ci też te świeczki i wieńce i to pójście na ich groby, że poza tym życiem na ziemi istnieje dalsze życie człowieka, że człowiek przechodzi przemianę z istoty ziemskiej duchowo-cielesnej na ziemi w istotę duchową po śmierci, a potem znów w istotę duchowo-cielesną po Sądzie Ostatecznym, ale już z ciałem tak pięknym, jakie obecnie w niebie posiada tylko Matka Najświętsza i Pan Jezus. W niebie się skończy nasza przemiana. A poza tym takie przyjście na cmentarz w Dzień Zaduszny przypomina, że żywi i zmarli, że ci, co na ziemi i w czyśćcu, i w niebie, to wszystko jedna rodzina dzieci Bożych i że jedni drugich mają wspierać i z sobą współżyć. Nieboszczyk Harenda może jeszcze wiele pomóc swoim dzieciom, gdy się dostanie do nieba, a przypuszczam, że tym serdeczniej im będzie pomagał, im oni tu więcej zrobią w tym celu, żeby mu pomóc wcześniej dostać się do nieba.

- Powinny więc być jego dzieci tu na ziemi w stanie łaski uświęcającej, czyli bez grzechu ciężkiego, i swoje modlitwy za zmarłego ojca ofiarowywać. I. Mszę czasem zamówić - snuł swoje myśli Bronek.

- Wie tatuś co? - zawołała żywo Anielka. - Na Wszystkich Świętych wybiorę się do spowiedzi i Komunii, tak samo w Zaduszki idę do Komunii i ofiaruję to w intencji dziadziusiów zmarłych. A groby im ubiorę swoją drogą z Bronkiem, Zochą i mamą. Wtedy naprawdę dziadziusiowie się ucieszą. Jak pomagać zmarłym, to pomagać! Niech wiedzą, że mają pięknych wnuczków.

[308]- Moje dzieci - rzekła żona poważnie - tego roku wszyscy tak zrobimy jak Ania. I będziemy zyskiwać odpusty za zmarłych. Ksiądz proboszcz mówił w zeszłą niedzielę, że w Dzień Zaduszny, można uzyskać tyle razy odpust zupełny, ile razy po spowiedzi i Komunii - nawiedzi się kościół i zmówi 6 Ojcze nasz, 6 Zdrowaś Maryjo i 6 Chwała Ojcu. Każdy taki odpust można ofiarować za jakąś duszę czyśćcową.

A teraz uklęknijmy do pacierza i podziękujmy Panu Jezusowi, że nam dał takiego kochanego tatusia.

Czyż mam dodać, Drodzy Czytelnicy Rycerza, że tego wieczoru byłem tak szczęśliwy, jak mało kiedy w życiu?