Wierzę w Ducha Świętego, który od Ojca i Syna pochodzi...
Drukuj

Wierzę w Ducha Świętego, który od Ojca i Syna pochodziSpór o pochodzenie Ducha Świętego stał się pretekstem do schizmy, bolesnego rozłamu Kościoła przełomu pierwszego i drugiego tysiąclecia. Problem ten określa się łacińskim słowem Filioque - "i od Syna (Duch Święty pochodzi)". Wyrażenie to zostało wprowadzone do wyznania wiary nicejsko-konstantynopolitańskiego ponad dwieście lat później przez kościół hiszpański na synodzie w Toledo w 693 r. Cesarz Karol Wielki wyraził zgodę na przyjęcie go do liturgii, mnisi frankońscy zaś dodali je do Credo. Stało się ono zarzewiem wielowiekowego sporu teologicznego między chrześcijańskim Wschodem i Zachodem. Według prominentnych teologów ortodoksji, "jeśli zaakceptujemy pogląd, że Syn wraz z Ojcem jest przyczyną istnienia Świętego Ducha, to oprócz naruszenia godnej szacunku i prawowiernej opinii Ojców, gdyż żaden Sobór nie mówił o Świętym Duchu jako pochodzącym i od Syna, podważamy samo pojęcie Ojcostwa w Bogu, skoro także Syn jest Przyczyną, na równi z Ojcem".

Początkowo papieże występowali przeciwko dodatkowi Filioque, np. papież Hadrian, a zwłaszcza Leon III, który choć uznawał ortodoksyjność Filioque, to jednak odrzucił próbę wprowadzenia go do Symbolu Wiary. Równocześnie nakazał wygrawerować tekst Credo po grecku i po łacinie bez Filioque oraz umieścić w Bazylice św. Piotra, jak precyzuje Liber Pontificalis "ze względu na miłość i obronę wiary ortodoksyjnej". Ostatecznie jednak Kościół na Zachodzie, nie bacząc na stanowisko Wschodu, wprowadził Filioque do Credo. Uczynił to papież Benedykt VIII w 1014 r. Pod koniec XIII w. Sobór Lyoński zdogmatyzował dodatek. Wschód uważa, że tylko Kościół jako całość może definiować dogmaty i modyfikować Symbol Wiary. Jednostronne wprowadzenie Filioque do Symbolu traktowane jest więc jako grzech przeciwko Una Sancta - jednemu, świętemu, katolickiemu i apostolskiemu Kościołowi.

To, co rozpala umysły teologów, niekoniecznie interesuje zwyczajnych wiernych. Zresztą z punktu widzenia doktryny katolickiej nie jest to chyba kwestia zasadnicza, skoro w Kościołach "unickich" - za zgodą Rzymu - w Credo pomija się Filioque. W gruncie rzeczy rację mają chyba zwolennicy tzw. teologii apofatycznej, według której istota Boga i Jego tajemnice - w tym także tajemnica Trójcy Świętej - są niepoznawalne na drodze czysto rozumowej. Stąd teologia apofatyczna posługuje się metodą negacji i paradoksu. Innymi słowy, o Bogu można powiedzieć co najwyżej to, kim nie jest.

Nie warto zatem zaprzątać sobie głowy problemem pochodzenia Ducha Świętego, czy też może należy pochylić się nad tym zagadnieniem? Czy to istotne, że Duch pochodzi od Ojca i Syna, czy też może - jak chcą prawosławni - "tylko" od Ojca, albo że "Syn Boży zstąpił od Ojca przez Ducha", jak ujmował rzecz św. Maksymilian? Okazuje się, że nie można przejść obojętnie wobec tak postawionych kwestii. Trzeba bowiem pamiętać o słowach Chrystusa, który powiedział: "Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone... ani w tym wieku, ani w przyszłym". Dlaczego bluźnierstwo wobec Syna Bożego może być odpuszczone, a przeciwko Duchowi nie? Kolejna tajemnica, zakryta przed ludzkim rozumem. Gdyby nie była istotna, Chrystus nie byłby tak stanowczy w tej sprawie.

Chrześcijanie za mało znają Ducha Świętego, za mało wiedzą o Jego pochodzeniu i posłannictwie. Rzadko modlą się do Niego. I coraz częściej bluźnią, choćby bezwiednie. Kiedy? Choćby wtedy, gdy przypisują jakiekolwiek dobro, jakim ich Duch obdarzy, bliżej nieokreślonemu przypadkowi, losowi, szczęśliwemu trafowi czy osobistemu fartowi; albo gdy z Jego świątyni czynią chlewik w swoim sercu i nie są już - o czym wspomniano w poprzedniej katechezie - pneumatoforami, czyli nosicielami Ducha Świętego.

Warto na tym miejscu wspomnieć o celu ludzkiego życia, o którym zapominają nawet pobożni. Nie jest nim modlitwa ani post, czuwanie ani nawet dobre uczynki same w sobie. I poganie dobrze czynią, modlą się do swoich bogów, poszczą i medytują. Celem życia po chrześcijańsku jest rozpoznawanie Ducha Bożego w Jego darach, którymi obdarza każdego dnia wszystkich wierzących i niewierzących. Czyni to z bezinteresownej miłości.

Jego naturę Jan Paweł II tak ujął, opisując prawdę o Duchu Świętym: "Można powiedzieć, że Bóg w swoim życiu wewnętrznym «jest Miłością», która uosabia się w Duchu Świętym: Duchu Ojca i Syna. Równocześnie zaś Duch Święty jest nazywany Darem. W Duchu Świętym, który jest Miłością, znajduje się bowiem źródło wszelkiego obdarowania, które w Bogu ma swój początek względem stworzeń. Obdarowanie istnieniem przez stworzenie, obdarowanie łaską poprzez całą zbawczą ekonomię. W świetle teologii trynitarnego Daru lepiej rozumiemy słowa z Dziejów Apostolskich: "weźmiecie w darze Ducha Świętego". Są to słowa, którymi Chrystus, odchodząc do Ojca, żegna się ostatecznie z najbliższymi. W tym świetle rozumiemy także lepiej słowa Apostoła: "miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany".

Ta Miłość najlepiej "definiuje" naturę i pochodzenie Ducha Świętego. A teologowie niech przestaną się spierać, bo spory te częściej przypominają swary niż teologiczną dysputę. Niech jedni i drudzy pamiętają, że pochodzenie od Ojca i Syna nie oznacza innej subordynacji Ducha wobec Ojca i Syna, jak tylko tej, o której uczył Chrystus: "jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie". Bo jest to jarzmo miłości. Duch Święty nie jest przez to mniejszy ani od Ojca, ani od Syna. Jest im równy i współistotny (ma tę samą naturę). A jest to natura miłości. Ma to - wyrażając się kolokwialnie - po Ojcu, który tak "umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne". Duch Święty - Duch Ojca i Syna - wciąż o tym nam przypomina i pociesza. To ten Duch Ojca i Syna jest Pocieszycielem wszystkich ubogich, smutnych i cichych, prześladowanych, głodnych i spragnionych - nie tylko chleba, ale i sprawiedliwości. Jest jak matka, która przypomina i zapewnia: "Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka".

O. dr Ignacy Kosmana OFMConv, RN3/2012, s. 24


Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się , żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?