Amen
Drukuj

Amen

Chrześcijańskie Credo kończy zdecydowane: "Amen!" Oznacza ono radosną akceptację wyrażonej przed chwilą wiary. Stanowi chrześcijańską uroczystą formułę, która kończy modlitwę i potwierdza wypowiedziane w niej słowa. Jest to rodzaj fiat - niech tak się stanie: niech mi się stanie. "Amen" ponadto jest drugim imieniem Jezusa. Powiedziano bowiem w Apokalipsie: "To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego". Przez "Amen" utożsamiamy się z treścią naszego wyznania; jest ono jakby naszą osobistą pieczęcią pod życiodajnym dokumentem.

W przeciwieństwie do Starego Testamentu, w Ewangeliach "Amen" pojawia się na początku wypowiadanej kwestii, co łatwo zauważyć w staro-cerkiewno-słowiańskim tłumaczeniu Ewangelii, w języku polskim oddawane przez "zaprawdę".

Czy zatem moje "Amen" jest potwierdzeniem mojej wiary? Czy tylko "narzucającym się" zakończeniem modlitwy? Przyzwyczajeniem? W epoce kultu materii można by zadać prowokujące pytanie: A gdyby tak formuła wyimaginowanego, świeckiego credo w ostatnim swym artykule brzmiała: "oczekuję wysokiej wygranej jeszcze w tym życiu", to czy - zakładając, że spełnienie nadziei jest kwestią czasu - równie beznamiętnie wypowiadalibyśmy końcowe "amen"? Wydaje się, że trzeba by wybudować kolejne świątynie, by mogły w nich pomieścić się rzesze wierzących w szczęście na ziemi: szczęście wszak krótkotrwałe, gdyż nawet największy worek pieniędzy w końcu pokazać musi właścicielowi puste dno, nie może wystarczyć na "życie wieczne".

Łatwo ulegamy złudzeniom tylko dlatego, że są "namacalne", bezwolnie wypowiadając "Amen" dla materii. Zdajemy się zapominać, albo po prostu brakuje nam wiary, by nad ludzki autorytet obiecujący materialne szczęście tu i teraz przedłożyć autorytet Syna Bożego i Jego obietnicę życia wiecznego oraz nieopisanych radości i szczęścia, których "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć" - takie bowiem "wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują". Wtedy dopiero znajdzie swoje zaspokojenie ludzkie serce i rozum. Staniemy się bogami. Któż jest szczęśliwszy, bardziej wszechmocny, mądry, spełniony niż Bóg? A przecież "jesteśmy z Jego rodu", po przekroczeniu bramy doczesności będziemy "w Nim żyć, poruszać się i Nim być". Dostąpimy bowiem współuczestnictwa w wiecznym Istnieniu i doświadczać będziemy odtąd w pełni jego Boskiej jakości. Już w Starym Testamencie Jahwe wypowiedział do ludzi znamienne słowa: "Ja rzekłem: «jesteście bogami» i wszyscy - synami Najwyższego", co potwierdził również Jezus Chrystus w swojej Ewangelii.

Niech nas nie myli pojęcie bogów pisane z małej litery; na pewno w niebie nie będziemy wieść życia jako bożki, ale jako bogowie w Jednym w Trójcy Bogu.

Czyż nie napisano w waszym Prawie: "Ja rzekłem: Bogami jesteście?" Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże - a Pisma nie można odrzucić - to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: "Bluźnisz", dlatego że powiedziałem: "Jestem Synem Bożym?" J 10,34-36

I niech nikt nie przekonuje nikogo (nawet siebie), że nie chce być bogiem. Człowiek marzy o ubóstwieniu siebie od początku swego istnienia. Jeśli dzisiaj usuwa Boga ze swego życia, to przecież czyni to tylko dlatego, że chce zająć Jego miejsce jako stwórca i twórca, prawodawca i najwyższa norma moralna. Przez takie działania człowiek w istocie pozbawia się korony królestwa Bożego. Wieści o "detronizacji" Boga są przedwczesne i nie znajdują potwierdzenia w faktach. Pozostaje nam zatem mocno uchwycić się nadziei naszej wiary, nadziei, która "zawieść nie może", i zaakceptować w całości soborowy Symbol wiary. Idzie wszak o naszą przyszłość. O nasze wieczne istnienie i szczęście. Wieczne piękno w Bogu Ojcu i Synu, i Duchu Świętym - w królestwie niebieskim. Amen!

O. dr Ignacy Kosmana OFMConv, RN 10/2012, s. 34


Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.