Zgorszenie cierpienia

Przed pięćdziesięciu laty zmarła w Bordeaux młodziutka klaryska S. M. Celina od Ofiarowania, a w świecie - Germana Castang. Jej proces beatyfikacyjny jest w toku Bóg uświęcił ją za pomocą nieustannego pasma cierpień, jakim było jej życie. O. M. Lekeux, który skreślił jej życiorys[1], przerywa na chwilę tok opowiadania, by rozważyć odwieczne zagadnienie cierpienia.

"Jeśli nas Bóg doświadcza, to dlatego, by nam okazać Swą miłość" pisze Germana do ojca. - Obawiam się, iż czytając te słowa niejeden pokiwa głową: "Osobliwy to dowód miłości: sprawiać ból tym, których się kocha!"

O, tak odwieczny to kamień obrazy, zgorszenie krzyża, sprzeciw powtarzany tysiąckrotnie od czasu gdy ludzie cierpią i umierają: "Jeśli Bóg jest dobry, to jakże może nas męczyć? Jeśli nas miłuje, to dlaczego nie oszczędza nam bólu, skoro jest wszechmocny?... Karty życia Germany są przepojone tym paradoksem. Działanie bożej boleści stanowi, zdawałoby się, naczelny rys cichego życia, o którym tu mowa, i ono to nadaje mu całą jego wielkość Przeto, wydaje mi się, iż zanim posuniemy się naprzód, konieczne jest, abyśmy się raz na zawsze porozumieli.

Gdy kto mówi nam: "Bóg każe nam cierpieć, więc jest okrutny, wydaje się, iż wyraża on rzecz oczywistą. Tymczasem wyprowadza on błędny wniosek, gdyż zbyt przyziemnie patrzy na sprawy bardzo wzniosłe i w duchu doczesnym traktuje kwestię o doniosłości wiecznej.

Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko życie ziemskie, argument taki może wydawać się przekonywający. W gruncie rzeczy jednak jest po prostu niedorzecznością, gdyż odrzucać życie przyszłe znaczy tyle, co zaprzeczać istnieniu Boga Jeśli zaś nie uznaje się istnienia Boga, nie można Go oskarżać o okrucieństwo.

Z chwilą zaś, gdy wprowadzamy w tę sprawę pojęcie Boga, musimy przyjąć istnienie przyobiecanej nam przez Boga wieczności. Skoro wyznajemy, iż nasze życie ziemskie jest tylko momentem w przeznaczeniu bezkresowym, to to, co w ciągu tego momentu cierpimy, staje się nieskończenie małoważne, powiedzmy nawet nieważne. Jeśli zaś te drobne doświadczenia stanowią dla nas środki otwierające przystęp do szczęścia bez końca, któż by nie przyznał, iż są one w ostatecznym rachunku łaską a nie przekleństwem Apostoł stawia sprawę we właściwym świetle: "Utrapienia tego świata nie są godne przyszłej chwały"

Są one też w istocie takim środkiem i taką łaską - a są to obie postacie cierpienia. Cierpienie oczyszcza nas i zbawia.

Powiedziałem już, jak bardzo potrzeba człowiekowi, by mógł stać się świętym - by mógł stać się pięknym - ażeby wyzbył się samego siebie i swego wrodzonego samolubstwa Lecz niełatwo nam oderwać się od wszystkiego, co schlebia zmysłom i pysze. Nigdy byśmy tego nie dokonali, gdyby nas pozostawiono na łasce naszych własnych sił. Bóg wszakże śpieszy nam z pomocą, dopuszczając cierpienia On sam nas odrywa, lub jeśli kto woli, odrywa od nas to wszystko, co zbytnio kochamy. I nie pozostaje nam nic innego jak powierzyć się Jego rękom, dozwolić Mu rozkuć nas z więzów, gdyż Pan Bóg ukazuje się nam tu nieskończenie dobry, pomocny, współczujący.

Cierpienie odtruwa nas z grzechu, stępia w nas namiętności, podcina pychę, hamuje wybujałe ambicje, budzi niesmak do wszystkiego, co jest przemijającą marnością. A gdy przyjmujemy je sercem szczerym, wiedzie ono nas do szukania w Bogu tego szczęścia gdzie indziej niedościgłego i wznosi nas na płaszczyznę nadrzędnych prawd Cierpienie - to broń. obosieczna co prawda. Lecz chodzi tylko o to, by umieć ją ująć od właściwej strony.

Jest to "królewska droga krzyża", wiodąca dusze ku Bogu. Przeto na drogę tę wprowadza Bóg wszystkich tych, których powołuje do niezwykłej doskonałości. Wszystkich tych, których kocha i chce mieć bardzo pięknych, obdarza cierpieniem. Germana nie osiągnęłaby tej świętości, gdyby Bóg nie zastosował do niej bolesnego lekarstwa łez.

Ze zaś z drugiej strony- cierpienie jest siłą odkupieńczą, wynika ze świadectwa faktu, iż dla zbawienia świata Bóg nie znalazł skuteczniejszego środka nad to, by stać się zdolnym do cierpienia i przyjść na ten świat, by dać się tu umęczyć. Co za śmiałość i niewdzięczność ze strony człowieka, by zwać Boga okrutnym, gdy ten Bóg wziął na. się największy ciężar zadania a jego wzywa tylko do przyjęcia tej odrobiny, której niedostaje do pełni dzieła odkupienia.

Cierpienie jest bowiem jedyną drogą zbawienia tam, gdzie zaistniał grzech. Wina przywołuje karę z nieubłaganą logiką. Cierpienie zbawia, gdyż jest pokutą i zadośćuczynieniem.

Święci niewiele mają do odpokutowania za samych siebie, ale ich miłość ku bliźniemu troszczy się o niego. Biorą więc na siebie więcej niżeli własną cząstkę. Jako ofiary miłości oddają się dobrowolnie cierpieniu, proszą, wołają o nie i płacą za braci, ponawiając tym samym wielkoduszny gest Chrystusa-Zbawcy. I tak bezpośrednio współpracując w dziele odkupienia, ci nosiciele krzyża walczący w pierwszych szeregach, odgrywają olbrzymią rolę w zmaganiach, z których powstać ma ulepszenie świata.

Nie zawsze są oni świadomi całej rozciągłości tego swego nadprzyrodzonego posłannictwa. Mała Germana z pewnością nigdy nie domyślała się wielkiej roli, jaką odegrało jej biedne życie. Jest ona przez to tym piękniejsza w swej pokorze. Jednak taka misja jest mi chwalebniejsza ze wszystkich, i ci, którym ona powierzona bywa ci, uprzywilejowani, posiadają najwyższe tytuły szlachectwa ducha.

Musimy to zrozumieć, iż krzyż, narzędzie Odkupienia, stanowi sam ośrodek ekonomii Bożej, że poprzez wieki trwa on jako wielka łaska zbawienia. To strach każe nam go nienawidzić, lecz oni, bohaterzy, rozpoznają w nim dar - jałmużnę Bożą, najlepszy dowód Jego miłości. "Trzeba, aby się nim podzielił z tymi, których miłuje". Kogóż zaprosi do podzielenia się z Nim kielichem goryczy jak nie swych "przyjaciół", tych, których powołał do większej miłości, którym przeznaczył, najpiękniejsze korony?

Albowiem nagroda ich będzie obfita, i już na tym świecie przypadają im w udziale wspaniałe odszkodowania. Podczas gdy ci, co wierzgają przeciwko ościeniowi, kaleczą się i ranią; oni pod jego bodźcem dążą w ramiona Boga i tam kosztują szczęścia tej miłości, którą zdobywa się tylko w utrapieniu; poznają przedziwne upojenie tą radością doskonałą, co wzrasta w bólu i karmi się ofiarą. Oni są szczęśliwi, nie litujcie się nad nimi. Oni tylko tego pragną, nie proście więc Boga, aby odjął od nich radość. "Jestem bardzo szczęśliwa" - powiada w końcu znękana, ale radosna duszyczka. A więc wszystko jest w porządku.

A jeśli zważymy, iż szczęście to, najgłębsze i najczystsze, którego na tej ziemi zaznać można, jest bardzo nikłym zadatkiem niezmierzonego i wiecznego szczęścia, w którym wybrani otrzymają pomnożone w nieskończoność wszystkie dobra, z których zrezygnowali tymczasowo, aby uczynić je tym bardziej wydajne; jeżeli wyobrazimy sobie uniesienie weselą, w którym zbawieni radują się dziś ze swych minionych utrapień - cóż pozostaje nam wówczas jak nie dziękować, jak nie chwalić i wielbić Tego, który nas do takich przeznaczeń powołał. Gdzież więc jest okrucieństwo? Siebie samych winniśmy oskarżać, nasz upór w unieszczęśliwianiu samych siebie i nasze tchórzostwo przed ciosem i naszą głupotę wobec tych rzeczy nieznanych, tych rzeczy niezmierzonych i cudownych, "których ból człowieka jest składnikiem".

Wiem o tym, iż pozostaje jeszcze najpospolitszy zarzut: "Skoro Bóg jest wszechmocny, czyż nie mógł nakreślić innego planu, z którego byłoby wyłączone cierpienie?".

Można by tak niestosowne pytanie pozostawić bez odpowiedzi. "Kim jesteś, abyś prawował się z Przedwiecznym?" - pytał Bóg Hioba. I w istocie cóż o tym wiemy? Zbudujcie sami ten inny, doskonalszy plan, miałoby się ochotę odpowiedzieć tym wszystkim powołującym na sąd sprawy, które ich przerastają.

To pewne, że Bóg mógł był nakreślić nieskończoną ilość innych planów. Z góry przypuszczam, iż ten plan, który Bóg wybrał, musiał być praktycznie najlepszy. Usunąć cierpienie? - Trzeba by na to było usunąć wszelką możliwość grzechu, a więc odjąć człowiekowi wolność, czyli to, co stanowi wielkość jego i chlubę, a przynajmniej ograniczyć ją tak dalece, aż życie stałoby się, moim zdaniem, bardzo mało ciekawe. Ryzyko grzechu, walki, która stąd powstała, wniosły do przeznaczenia człowieka ten pierwiastek tragizmu, który stanowi wykończenie jego piękna. Nie chodzi zaś o to, aby nic nie wycierpieć, lecz o to, by stwarzać piękno. Gdy słyszę Franciszka z Asyżu opiewającego radość cierpienia. I św. Ludwinę uświęconą przez boleść a wołającą: "Jeszcze, Panie!", i widzę św. Franciszkę Rzymiankę przyjmującą szczęście cierpienia za innych, i bohaterstwo prostej dziewczyny, jak Germana Castang i odwagę męczenników, a nade wszystko, na czele tego chwalebnego legionu, samego Chrystusa, zbawiającego nas niewymownie przez krzyż, śpiewam wraz z Kościołem: "Błogosławione wino i błogosławione cierpienia, zdolne wyczarować tyle piękna!" I twierdzę, iż dobrze uczynił Bóg to, co uczynił.

[1] Martial Lekeux, La petite soeur Celine, Paryż 1949.