"Salve Regina"
Drukuj

I nagle wszyscy wstali, i potężny okrzyk Salve Regina wstrząsnął sklepieniem.

Dural słuchał, uniesiony, tego podziwu godnego śpiewu, nie mającego nic wspólnego ze śpiewem, wykonywanym w kościołach paryskich. Śpiew w tej kaplicy był zarazem żałosny i płomienny, objawiający się w tak błagalnym uwielbieniu, że zdawał się skupiać, sam w sobie, wiekuistą nadzieję ludzkości i wieczystą skargę.

Hymn ten, śpiewany bez wtóru, bez akompaniamentu organów, przez głosy zobojętniałe dla samych siebie i zlane w jeden jedyny głos, męski i głęboki, wznosił się ze spokojną brawurą, zrywał się w nieprzezwyciężonym porywie ku Matce Najświętszej, po czym jak gdyby dokonywał zwrotu na samym sobie, tracił swą pewność i brzmiał dalej drżący, ale tak pełen czci, tak korny, że czuł, iż zyskuje przebaczenie, i wtedy to, w rozpaczliwych wołaniach, ośmielał się błagać o niezasłużone rozkosze Nieba.

Był to triumf niezaprzeczony neumów, tych powtarzań nut na tej samej sylabie, na tym samym wyrazie, które Kościół wymyślił, aby odmalować nadmiar wewnętrznej radości lub rozpaczy, nie dający się wyrazić słowami; i był to poryw, było to wyjście duszy unosząca się w słowach namiętnych tych drżących ciał stojących mnichów.

Dural śledził w swej książce do nabożeństwa tę antyfonę o tekście tak krótkim, a śpiewie tak długim; słuchając i czytając ze skupieniem tego wspaniałego błagania, zdawało się, że rozkłada się ono w swej całości na trzy części, przedstawiające trzy odmienne stany duszy, potrójną fazę ludzkości, młodość, dojrzałość i schyłek. Słowem jest ono zasadniczym streszczeniem modlitwy wszystkich wieków.

Jest to najpierw pieśń wesela, radosne przywitanie istoty jeszcze małej, szepczącej pieszczotę pełną czci, zwracającej się ze słowami pełnymi słodyczy, z umizgami dziecka, które stara się zjednać tym sposobem swą matkę: Jest to - Salve Regina, Mater misericordiae, vita, dulcedo et spes nostra, salve. - Po czym dusza ta, tak niewinna, tak prostodusznie szczęśliwa, wzrasta i poznawszy już dobrowolnie porażki myśli, powtarzane upadki win, składa ręce i prosi, szlochając, o pomoc. Wielbi już bez uśmiechu, z płaczem, jest to: - Ad te clamamus, exsules filii Hevae; ad te suspiramus gementes et flentes in hac lacrimarum valle. - Wreszcie nadchodzi starość; dusza, zmęczona wspomnieniem rad nieusłuchanych, żalem za łaski stracone, staje się bojaźliwszą, słabszą, lęk ją ogarnia przed oswobodzeniem się z więzów cielesnych, przed ruiną więzienia cielesnego, której bliskość odczuwa i wówczas zaczyna myśleć o wieczystej niemocy tych, którzy stają przed Sędzią, i błaga na kolanach Adwokatkę ziemi, Rzeczniczkę Nieba; jest to: - Eia ergo, Advocata nostra, illos tuos misericordes oculos ad nos converte et Jesum benedictum fructum ventris tui nobis post hoc exilium ostende.

A do tej zasadniczej modlitwy, którą ułożył Piotr z Kompostelli lub Hermans Contract, święty Bernard, w przystępie nadmiernej czci i uwielbienia, dodał trzy końcowe inwokacje: O clemens, o pia, o dulcis Virgo Maria, przypieczętował tę nieporównaną prozę potrójną pieczęcią, potrójnym wołaniem miłosnym, które sprowadziło hymn do pieszczotliwego uwielbienia jego początku.

Coś niesłychanego - rzekł sobie Dural, gdy trapiści śpiewali te słodkie i naglące wołania - neumy przedłużają się na O, przechodząc przez wszystkie odcienia duszy, przez cały układ dźwięków; a te inwokacje streszczają jeszcze w tym szeregu nut, które je podtrzymują, cały inwentarz ludzkiej duszy, zawarty już w całokształcie antyfony.

I nagle na wyrazie Maria, na tym świętym okrzyku, śpiew zamilkł, świece zgasły, upadli na kolana; śmiertelna cisza zaległa kaplicę. Powoli odezwały się dzwony i Anioł Pański rozsypał pod sklepieniem rozlewne płatki swych białych dźwięków.

J.-K. Huysmans
("W drodze")


Nic nas tak bardzo nie zbliża do Niepokalanej i nie utwierdza w miłości; jak właśnie miłość połączona z cierpieniem z miłości. Dusza oddana Niepokalanej lubuje się wprost w składaniu ofiar, w unicestwianiu samej siebie, bo rozumie, że Ją, co mówi Jej teoretycznie słowami - potwierdza w praktyce czynem, że Ją istotnie miłuje.

O. Maksymilian Kolbe