Podziękowania
Drukuj

W., 1.11.48 r. Mając lat 20 wyszłam za mąż za człowieka, którego bardzo kochałam. Pożycie małżeńskie było jednak bardzo nieszczęśliwe. Przechodziłam wielkie cierpienia duchowe i cielesne, zwłaszcza podczas pobytu w obozie koncentracyjnym. Po krótkim, zaledwie kilkumiesięcznym pożyciu z mężem, srogi los rozłączył nas. Mąż buntowany przez złych ludzi, pragnął rozwodu. Dla mnie było to wielką tragedią, gdyż mając zaledwie 21 łat pozbyłam się ogniska domowego, którego tak zawsze pragnęłam i człowieka, którego kochałam. Cierpienie, ból i tęsknota trapiły me serce. Z biegiem czasu zapomniałam jednak o mężu, gdyż poznałam innego mężczyznę. By pobrać się z nim, chciałam uzyskać rozwód z mężem. Lecz Matka Najświętsza, którą tak bardzo od dzieciństwa kochałam i miałam ku Niej gorące nabożeństwo, zrządziła inaczej, gdyż mąż mój, uznając swoją winę i żałując, przyjechał do mnie z prośbą o połączenie się. I po pięciu latach rozłąki naszej, ta Kapłanka ogniska domowego połączyła nas. Mąż obecnie jest dla mnie b. dobry, kochamy się i jesteśmy z sobą szczęśliwi.

Dziś jestem szczęśliwą żoną i matką 5-ciomiesięcznej córeczki. Za te wielkie łaski serdecznie Ci Matko Najświętsza dziękuję i dalszej Twej opiece powierzam męża, dziecko, rodziców, siostrę i siebie.

Wszystkie nieszczęśliwe w małżeństwie kobiety niech zawsze zwracają się z prośbą do Panny Niepokalanej, która nigdy ich nie zawiedzie.

L. M.

T., 4.10.1948 r. Bratowa moja, z rodziny żydowskiej, przyjęła chrzest tuż przed ślubem w r. 1914, ale do sakramentów św. nie chciała przystępować. Zachęty nie skutkowały. Prosiliśmy z bratem gorąco o tę łaskę Najśw. Serce Jezusa i Matkę Najśw. Zdawało się, że daremnie. W końcu prosiliśmy Ojca Kolbego o wstawiennictwo - żeby On skierował jej kroki do konfesjonału. Nie zawiedliśmy się, oto w ubiegłym miesiącu w czasie Misji Św., które odbyły się w naszej parafii, bratowa moja, mając lat 57, przystąpiła do spowiedzi i pierwszej Komunii św. i sama powiada, że nie wie jak to się stało. Z głębi serca dzięki składam Najśw. Sercu Jezusa, Matce Najświętszej i Tobie "Skąpcu Boży" za tak wielką łaskę i wiele innych, prosząc o dalszą opiekę i pomoc.

Niegodna sługa Maryi
M. K.

LUBLICA, 28.11.48. Dnia 10.9.48. zmuszony byłem poddać się operacji. Przed operacją poleciłem się całkowicie Niepokalanej. Operacja, nawet podwójna, przeszła szczęśliwie, lecz po paru dniach wywiązało się zapalenie płuc. Stan choroby był ciężki, prosiłem więc Niepokalaną za przyczyną męczennika oświęcimskiego Ojca Kolbego o zdrowie, przyrzekając, gdy wyzdrowieję, ogłosić to w "Rycerzu Niepokalanej". Niepokalana wysłuchała moje niegodne prośby.

Wywiązując się z przyrzeczenia, składam Niepokalanej, za przyczyną męczennika oświęcimskiego - O. Kolbego, podziękowanie za powrót do zdrowia i oddaję w Jej opiekę siebie i rodzinę.

Niegodny sługa i czciciel Niepokalanej
Jan Szczerba

Zaświadcza się, że Szczerba Jan przebywał w Szpitalu Powiatowym w Jaśle od dnia 10 września do dnia 5 października, przechodził operacje: skrętu kiszek i wyrostka robaczkowego oraz zapalenie płuc. Jasło, 5.10.48. – Pieczęć: Szpital Powiatowy w Jaśle Dyrektor Szpitala – (-) w z. lek. Przybyszewski Zbigniew – Urząd Parafialny w Bezdziedzu

Potwierdzam w całości ciężkie przejścia wyżej opisanego. – Dnia 28.11.48 – L.S. (-) ks. St. Bałuk, prob.

DĘBICA, 7.8.48.Najgoręcej dziękuję Niepokalanej za możność dostania się na wyższe studia i pomyślne zdanie egzaminów. Przyrzekam Jej wierność i proszę o dalszą opiekę.

B., stud. med.

MILANÓWEK, 27.10.1948. Wywiązując się z danego przyrzeczenia składam gorące dzięki Matce Bożej Niepokalanej za otrzymanie posady i utrzymanie się na niej mimo wielu trudności i przeszkód, oraz za pomyślne zdanie egzaminów i przyjęcie na wyższą uczelnię mojej siostry.

Maria D.

BOSTON (U.S.A.), 3.12.47. Składam Najśw. Maryi Pannie serdeczne podziękowanie za łaskę połączenia się z mężem po 9 latach rozłąki, przepędzonych we łzach i ciężkich przeżyciach wojennych.

F. Rydzewska

ZŁOTORYJA, 1S.4.48 r. W maju 1947 r. zachorowała bardzo poważnie moja 3-letnia córka. Leczona początkowo w domu - na skutek pogorszenia - przewieziona została do szpitala w Krośnie.

Mimo bardzo troskliwej opieki i obserwacji całego grona lekarzy, nie można było rozpoznać choroby. Stan ciężki pozostawał bez zmian. Trawiona przez kilka tygodni wysoką gorączką, nic nie jedząc, nie reagując na zastrzyki penicyliny, bliska była śmierci. Widząc bezradność lekarzy, w gorących modłach wraz z całą rodziną udałam się do Matki Bożej i św. Antoniego, błagając o ratunek i przyrzekając, w razie wyzdrowienia córki, ogłosić tę łaskę publicznie w "Rycerzu Niepokalanej". Odtąd, mimo że choroba nie została definitywnie rozpoznana, dziecko powoli zaczęło powracać do zdrowia i 13 czerwca, w dniu św. Antoniego, lekarz naczelny oświadczył, że dziecko można bez obawy zabrać do domu.

Tą drogą z głębi serca składam jak najserdeczniejsze podziękowanie Matce Bożej i św. Antoniemu za wysłuchanie mojej prośby i wszystkie inne łaski oraz oddaję się wraz z całą rodziną pod dalszą przemożną Ich opiekę.

Maria Pawłowska

Potwierdzam własnoręcznym podpisem, że wyżej opisany przypadek ciężkiego zachorowania 3-letniej Marii Pawłowskiej polega na prawdzie. Stan dziecka był wyjątkowo bardzo poważny i utrzymanie przy życiu prawie beznadziejne. – Pieczęć: Dyrekcja Szpitala Błogosławionego Jana z Dukli w Krośnie. Krosno, 9.5.1948 r. – (-) Pilawska Maria – lekarz szpitala powiatowego w Krośnie

Potwierdzam autentyczność podpisów tak pani Marii Pawłowskiej, jak p. Dr Marii Pilawskiej, Jedlicze, dnia 10.5.1948 r. – (-) Ks. Robak Franc. w Jedliczu

WROCŁAW, 15.7.48. Czteroletni nasz synek wychylając się z okna oparł się na murze, którego cegły zruszone przez działania wojenne obsunęły się, i dziecko wypadło na bruk z czwartego piętra. Nieprzytomnego odwieźliśmy do szpitala. Lekarze nie dawali żadnej nadziei. Zrozpaczona udałam się do Matki Najświętszej z gorącą modlitwą, i zamówiłam Mszę św. w jego intencji. Na drugi dzień, ku zdziwieniu wszystkich, dziecko miało się lepiej. Prócz złamania ręki nie miało innych uszkodzeń, żadnego znaku potłuczenia. Dziś już dziecko jest zdrowe. Za tak widoczną łaskę i za wiele innych doznanych w ciągu życia składamy z mężem publiczne podziękowanie Sercu Jezusowemu i Matce Najśw., prosząc o dalszą opiekę nad rodziną.

J. i M. Więckowie

R. 3.10.1948. Z powodu lekkomyślnego życia zabrnęłam tak daleko, że chciałam dopuścić się zbrodni. Zwierzyłam się z tym przyjaciółce. Ta zaprowadziła mnie do kościoła, bym u stóp Matki Najśw. szukała pomocy i pociechy. Poszłam do spowiedzi, modląc się gorąco o dodanie mi sił. Wróciłam spokojna. Składam Matce Niepokalanej podziękowanie za ocalenie życia dziecku. Proszę Ją jednocześnie o dalszą opiekę nad maleńką córeczką, by wskazała jej drogę w przyszłym życiu, którą kobieta kroczyć powinna, nie bacząc na pokusy świata.

J. J.

SOKOŁÓW, 1.8.1948. Dziękuję serdecznie Niepokalanej za opiekę nad moją rodziną, zwłaszcza za szczęśliwe rozwiązanie. Nie jesteśmy zamożni i dlatego często słyszę od ludzi, że czworo dzieci, które już mamy, to dosyć. Ale ja wtedy mówię, że gdy Bóg da dzieci to da i na dzieci. Wiadomo, że przy tym trzeba trudzić się i pracować, bo bez pracy nie będzie kołaczy. Proszę wierzyć, że trudniej było nam żyć w początkach, gdy mieliśmy jedno dziecko, niż dziś, gdy jest więcej dzieci.

M. S.

KOŁOBRZEG, 8.10.48. Z wdzięcznością przepełnionego serca dziękuję Matce Najświętszej, że usunęła wszystkie trudności, jakie spiętrzyły się w ostatnich miesiącach na drodze mego życia, z których - zdawało się - że wyjścia już nie ma i pozwoliła samemu doznać pomocy, o której drugich przekonuję. Jej Matczynej opiece powierzam swe dalsze życie.

O. Stefan

WARSZAWA, 18.4.47. Niedawno temu złożyłem przyrzeczenie, że jeżeli dostanę posadę, o którą się ubiegałem, podziękuję Najśw. Panience na łamach "Rycerza Niepokalanej". I rzeczywiście, za Jej łaską pokonałem wszystkie trudności i obecnie już pracuję.

Matce Najświętszej za tę łaskę i dotychczasową opiekę serdecznie dziękuję i proszę Ją o dalszą opiekę nad moją rodziną.

Andrzej G.

READING (Anglia), 24.11.48. Czy byłem przed wybuchem wojny dobrym katolikiem? - nie wiem, ale sądzę - raczej nie. Byłem sobie, ot, takim katolikiem z nazwy, z dokumentów.

Wywieziono mnie do Oświęcimia w r. 1940 i byłem tam aż do ostatnich dni ewakuacji (grudzień 1944 r.).

Już na początku mych przeżyć obozowych, chwytałem za pasek, by skończyć ze sobą i z całą tą kaźnią. I właśnie na tym początku Ona związała mi ręce, przypominając, że kiedyś obrałem Ją sobie za Patronkę, bo imię moje Zbigniew nie ma patrona świętego. Odrzuciłem pasek - modliłem się, ale stale jeszcze bez głębokiej wiary.

Potem przyszły druty naelektryzowane - tuż obok sławnego 4. bloku Krankenmana. Tam skierowałem swoje kroki. Znowu naderemno. Matka Najświętsza: wycisnęła mi w usta "Pod Twoją obronę" i zawstydzony, odszedłem. I odtąd już tylko żyłem słowami modlitwy do Przenajświętszej.

Było mi lepiej i coraz radośniej, choć nigdy - jako stary więzień, nie wierzyłem, bym mógł ujrzeć jeszcze raz wolność. A jednak stało się i wiem, że swe ocalenie, wybawienie i wszystko, nie zawdzięczam komu innemu, jak tylko Jej, mojej Najśw. Opiekunce życia.

I nie koniec na tym. Dziś jestem lepszym katolikiem, ale na pewno jeszcze nie wart jestem tych wszystkich łask, którymi mnie darzy Najśw. Panna.

Niech mi wolno będzie dołączyć się przez "Rycerza Niepokalanej" do setek tysięcy tych, którzy wszystko mają Jej do zawdzięczenia.

Zbigniew Sudwaj

BIAŁYSTOK, 8.9.48. Składamy podziękowanie Maryi Niepokalanej za nawrócenie z nałogu pijaństwa męża i ojca naszego, oraz za łaski doznane od Matki Bożej.

B. z córkami

K. G., 10.8.48. Byłem we Wrocławiu w czasie oblężenia go przez wojska radzieckie. Staliśmy w kaplicy, gdzie był zniszczony ołtarz. Na ołtarz ten postawiłem wizerunek Serca Jezusowego znaleziony w gruzach. Gdy zaczynało się bombardowanie, stawaliśmy wokół ołtarza i czekaliśmy śmierci lub cudu. Runął obok nas dom z Francuzami i Włochami, runęło skrzydło Ukraińców; nasza kaplica została cała.

Leżeliśmy w baraku. Ja czytałem litanię do Serca P. Jezusa, inny opowiadał jakieś hece kolegom. Jego poszarpał pocisk i skonał, kolegów, co przy nim stali mocno poranił, a ja pozostałem zdrów. Robiliśmy barykady. Stałem na wierzchu i odbierałem płyty z chodnika. Coś mnie paliło, żeby zejść na dół. Gdy to uczyniłem, w parę minut potem upadł pocisk; rozszarpał na strzępy 12 ludzi.

Za to żeś mię z rąk śmierci niechybnej wyrwała, o Maryjo, Matko Serca Przenajśw., dzięki Ci składam i pragnę rozszerzać miłość ku Tobie w sercach ludzkich. Proszę Cię, Matko moja, o potrzebne łaski, miłosierdzie i opiekę.

Z. K. nauczyciel