Odpowiadam znów Matce...

Droga Pani!

Wróciłam właśnie ze Mszy Św. Idąc do domu, rozmawiałam o Pani ze znajomą, która trzy tygodnie temu urodziła trzecią córeczkę, a ósme dziecko. To nie jest fantazja pisana. Rodzina ta zamieszkuje we W....

Pani S. opowiadała mi, jak mąż jej cieszy się z córeczki, jak nosi ją w poduszce; "zdaje się - powiedziała pani S. - że żadnego dziecka tyle nie pieścił". Nie jest to rodzina bogata i nie "żywią dzieci tylko miłością" - jak Pani pisze. Ojciec tej rodziny pracuje na kolei, ma pensji 15 000 zł, a z Ubezpieczalni dostaje dodatki na dzieci. Pieniądze obracają na produkty żywnościowe i na skromne ubranie (p. S. wszystko sama szyje). Chowają zawsze świnkę na mięso, - kury, by mieć świeże jajka, i dzierżawią dwa place pod ziemniaki. Prawda, że p. S. ma bardzo skromne palto, które sama uszyła, i pantofle tanie, a mąż chodzi tylko w kolejowym mundurze, ale proszę mi wierzyć, że ja, chociaż mam własny dom i ogród, ubieram się ładnie, a mąż mój ma pięć ładnych garniturów - bez chwili namysłu oddalibyśmy im wszystko, gdyby to było możliwe, zamieniając nasze role; bylibyśmy szczęśliwymi rodzicami tej zdrowej, pięknej gromadki.

Przy tej samej ulicy, gdzie mieszkam, jest młoda rodzina. Matka wychodząc za mąż (10 lat temu), postanowiła pracować ile sił starczy, i... nie stracić żadnego dziecka. I tak się dzieje - ta pani porodziła pięć córek (jedna umarła na zapalenie płuc): teraz ma syna. Prowadzi codziennie do przedszkola cztery dziewczynki, zawsze czyste, choć skromnie ubrane. Mamusie innych dzieci stale podziwiają, jak sobie radzi... Ona tylko się uśmiecha i mówi: "No, gdy wstanę o godz. 5 rano, to muszę jak zegarek chodzić do wieczora, ale - widzi pani - wszystkie czyste, zdrowe". Teraz dostają mleko na kartki, a przedtem chowali sobie kózkę. Nie mają żadnego majątku. Ojciec pracuje w Warszawie, a matka bierze czasem pranie do domu. Mąż po pracy pomaga jej: ceruje pończochy dzieciom itd. My, kobiety, na tej ulicy uważamy ją za bohaterkę. Oboje czują się bardzo szczęśliwi, mówią, że mają czyste sumienie...

A czy Pani ma gwarancję, że ta "czwórka" będzie żyła? Moja teściowa urodziła 9 dzieci, a obecnie pozostał przy życiu jedyny syn.

W pobliżu mnie mieszka akuszerka. Miała piękne dwie córki - 16 i 18 lat, - nie chciała mieć więcej dzieci, następne - traciła; traciła dzieci - innym, "robiąc" pieniądze, by wybudować dom, dla córek na posag. No i wybudowała piękny dom, cóż, kiedy córki w nim nie mieszkają - obie zginęły w powstaniu. A gdyby żyły następne dzieci, byłoby komu podać chorej matce szklankę wody i poprowadzić ojca staruszka po ulicy. - Tak to jest, gdy człowiek chce być mądrzejszy od Boga.

Ja jestem 5. dzieckiem moich rodziców. Matka moja leżała trzy lata sparaliżowana, tak, że karmiłam ją i przewijałam jak dziecko, a gdyby mnie piątej nie było, bo czworo umarło, trudno byłoby znaleźć obcego człowieka, żeby tak pielęgnował Matkę, jak ja ją pielęgnowałam.

Dziewiętnaście lat temu umarł na płuca ojciec jednej ubogiej rodziny. Matka została z trojgiem małych dzieci. Następnego dnia, po pogrzebie, zrozpaczona mówi: "Nie dam rady wychować dzieci; lepiej, żeby Bóg, jak wziął im ojca, zabrał i je". Zdrętwiałam, ale mówię: "niech pani bardzo przeprasza Boga za te słowa, żeby się nie sprawdziły, bo będzie ich pani żałować". Uspokoiła się. Pracowała w przędzalni. Było jej bardzo ciężko. Wieczorem gotowała jedzenie na następny dzień. Dzieci zostawiała w domu same. Nieraz ubrudziły się jak kominiarze, bo garnek z sadzami z jedzeniem stawiały w pierzynie i cały dzień siedziały w łóżku. Lecz z czasem było coraz lepiej. Dawała sobie radę. Dzieci rosły. Obecnie dwie córki prowadzą warsztaty pończosznicze a syn, ponieważ jest bardzo zdolny, chodzi do szkoły muzycznej. Ona, jeszcze młoda (ma lat 40), pracuje tylko na syna. Córki - jedna zamężna, ma już synka, - druga teraz za mąż wychodzi. Wszyscy zdrowi. Gdy jej kiedyś przypomniałam dawne czasy, powiedziała: "Jaki człowiek był głupi! Co warte byłoby moje życie, gdybym nie miała dzieci; dla kogo teraz byłoby to wszystko". - Miała po mężu kawałek placu. Postawiła z dziećmi mały, drewniany domek, i są szczęśliwi.

We wsi B... pod Łowiczem jeden gospodarz miał 13 dzieci, a drugi - na takiej samej ilości ziemi - jednego syna. Gdy do pierwszego zjechała rodzina na święta, to, po wyjściu z pociągu, zapełniła peron (było 12 wnuków). Wszyscy sobie radzą. Żyją w mieście. Jedna córka tylko jest na gospodarstwie. A ten drugi gospodarz - stracił jedynego syna na wojnie i nie ma komu dać gospodarstwa.

Dla Pani może moje rady już nie potrzebne, ale ma Pani dorastające córki i synów. Proszę modlić się za nich, żeby nie zmarnowały życia, bo będą gorzko żałować.

Nie słyszało się, żeby gdzieś umarło z głodu dziecko licznej rodziny. - ani żeby karmiono dzieci samą miłością.

Moja znajoma, po śmierci męża, została z siedmiorgiem dzieci. Nie dałaby rady sama zapracować na nie. Oddała więc czworo do zakładu, dwoje wzięła rodzina (bezdzietny stryj i bezdzietna ciocia). Najmłodszą, 5-letnią córeczka zostawiła przy sobie. Pracuje i jest zadowolona, że nie straciła żadnego dziecka. Dwie córki wyszły już za mąż. Wszystkie jej dzieci są zdrowe, kochają matkę bardzo i są pożyteczne Bogu i ludziom.

Ja osobiście od 5 miesięcy wychowuję dziecko, ma ono dwa lata i trzy miesiące. - Elżunia miała nie żyć. Ale oświadczyłam kuzynce, że wychowam to dziecko, a jeśli będzie dziewczynka - wezmę na własne. Ludzie dziwili się, że chce mi się pracować na obce dziecko. Teraz znów mówią, co za szczęście mam. Elżuńka - to nasze słonko w mieszkaniu, nadzwyczaj dobre dziecko. Codziennie prosi w paciorku Bozię o zdrówko dla mamusi i tatusia. Gdybym miała jeść suchy chleb, będę ją kształciła; całe życie poświęcę dla niej. Proszę codziennie Boga, żeby żyła i była zdrowa.

W moim domu mieszkało małżeństwo, które "nie mogło" mieć dzieci - za małe mieli mieszkanie. Odkładali na później. Obecnie dostali obszerne mieszkanie, mają dobre warunki materialne tylko, niestety, dziecka nie będą mieli - za późno... W mieszkaniu cisza, chłód...

Opowiadała mi pewna pani, że godzinę targowała się z księdzem przy konfesjonale, iż nie wychowa trzeciego dziecka. Na szczęście dała się przekonać. Obecnie to jej trzecie dziecko ma 6 lat. Jest całym szczęściem rodziców, bo dwoje starszych mieszkają z dala (syn się ożenił, córka się kształci).

Ja mam lat 39. Nie jestem dewotką. Religia katolicka jest moim najdroższym skarbem. Mam czyste sumienie, proszę mi wierzyć.