Objawienia Matki Bożej w Belgji

Uzdrowienia w dzień Matki Bożej Śnieżnej

uzdrowiona s. Wincenta
Uzdrowiona s. Wincenta (w środku)

Badania lekarskie jeszcze trwają, gdy nagle rozchodzi się wieść o nagłem uzdrowieniu przed grotą. -

To siostra Wincenta, dwudziestoletnia nowicjuszka ze Zgromadzenia Sióstr Św. Wincentego a Paulo, nagle podniosła się z noszy zupełnie zdrowa.

Siostra Wincenta od dłuższego czasu była chora na płuca. W ciągu trzech ostatnich miesięcy gruźlica dosięgła ostatniego stadjum. Chora pluła krwią i nie schodziła już z łóżka. Wczoraj gorączka sięgała 41°C. Dzisiaj rano lekarz dał jej zastrzyk, by ją utrzymać w przytomności podczas nabożeństw. W czasie modlitwy przed grotą uczula na plecach jakby dotknięcie delikatnej ręki. Twarz jej pokryła się rumieńcami, w jej ciało weszła dawna siła. Wstała z noszy i rozpromieniona radością, poszła podziękować Matce Bożej z Borę za doznaną łaskę. Następnie poddała się bez żadnego zmęczenia długim i nużącym badaniom lekarskim.

Lekarze nie znaleźli śladu choroby. A przecież jeszcze wczoraj policzono jej dni życia. Po dwóch tygodniach przyszło do Borę tysiąc mieszkańców jej rodzinnego miasta, by podziękować Matce Bożej za tak nagłe i skuteczne uzdrowienie.

W samo południe jakaś kaleka szła o kulach przez ogród sióstr, gdzie byli umieszczeni chorzy. Nagle uczuła ostry ból w całem ciele. Rzuciła swe kule i prędko pobiegła przed grotę, skąd ją lekarze zabrali przed komisję do refektarza sióstr.

Była to dwudziestodwuletnia Malwina Pleyson, chora od jedenastu lat na gruźlicę kości lewej nogi. Wskutek przewlekłej choroby, porobiły jej się wrzody i otwarte rany na nodze. Została kaleką i chodziła o kulach. W ów pamiętny dzień modliła się przed cudowną grotą od pierwszej godziny w nocy. W południe, wzamian za swą ufność w potęgę Marji, mogła się pozbyć swych kul i oddać je małemu Albertowi, by on je na pamiątkę tego uzdrowienia zawiesił przy grocie.

W tym radosnym dniu uzdrowień i niezwykłych ozdrowień było wiele. Zanotowano np. uzdrowienie ślepego, sparaliżowanego i suchotnika, uzdrowienie chorej na gruźlicę i chorej na raka.

Zbadano skrupulatnie, opisano dokładnie, a dokumenty przesłano do komitetu "Pro Maria".

Hymny radości, okrzyki wdzięczności i entuzjazm trwały bez końca. Tłumy pielgrzymów przechodziły przed grotą z radosnemi śpiewami, czując widoczną opiekę i dobroć Niepokalanej, nie mogąc się oderwać od cudownego miejsca, opuścić je i udać się do swych szarych codziennych zajęć. Całą noc trwały śpiewy i głośne modlitwy,

Marja spełniła Swe przyrzeczenie: "Będę między wami".

kościół w Borę
Kościół parafjalny w Borę

Następnego dnia

W poniedziałek napływ pielgrzymów nie ustawał. Wśród różnojęzycznych kompanij znajdowała się i polska pielgrzymka. Kościół parafjalny cały dzień zapełniony był wiernymi. Msze św. odprawiały się bezustannie. Dzień ten był jeszcze bardziej burzliwy i rozentuzjazmowany spowodu rzekomych widzeń i masowych zachwyceń. Bardzo wiele osób pojedynczo i grupami miało widzieć Matkę Bożą. Wśród nich wspomnę tylko o grupie, składającej się z jednego księdza i trzynastu, przypadkowo koło niego, zebranych osób. Osoby tej grupy miały widzieć białą postać, ukazującą się w powietrzu w różnych miejscach. Entuzjazm i podniecenie dochodziły szczytu. Był to dzień dreszczu mistycznego, który wstrząsnął i zmobilizował masy. Przybliżył wieczność do czasu i oderwał na chwilę dusze uczestników od ziemi.

Dziś nie można wyrokować o tych wypadkach. Zrobi to dopiero Kościół po dokładnem zbadaniu rzeczy. I być może, iż wiele z tych wypadków uzna się za patologiczne lub naturalne, nie były one jednak zgorszeniem. Miały charakter największego uwielbienia Marji i pobudzały żywą wiarę w Jej obecność wśród pielgrzymów.

Następne dni były świadkami bezustannego prawie "odpustu" w Borę. Pielgrzymi ściągali ze wszystkich stron. Przed komisją lekarską stanęło znowu kilkunastu uzdrowionych.

Ostatnie objawienie

Od trzynastego do piętnastego sierpnia grota była stale oblężona przez pielgrzymów. Szept modlitw bezustanny. Jasnowłosi flamandowie klęczą na gołej ziemi z rozkrzyżowanemi ramionami, z oczyma wzniesionemi do nieba. Chorzy z wielką nadzieją czekają przed cudowną grotą. Widok wzruszający. Wszędzie pozapalane światła. Pełno śpiewów i gwaru modlitewnego. - O wpół do dziewiątej rano w dzień Wniebowzięcia Matki Bożej, przyszedł Tilman Kom." Odmówił przed grotą różaniec i udał się na drogę przed żywopłot. Tam odmówił jeszcze dwa dziesiątki. Nagle odrzucił głowę w tył, utkwił wzrok w jednym punkcie i zaczął mówić cichym głosem, jakby za kimś powtarzał czyjeś słowa:

"Przyszłam tu po raz ostatni,
by wam przypomnieć wasze obowiązki.
Pocieszajcie chorych,
Módlcie się za innych"!

chorzy w Borę
Chorzy przed grotą objawień

Na pytanie zebranych lekarzy i księży Tilman odpowiedział: "Matka Boża ukazała mi się nagle ponad żywopłotem różanym. Cała jaśniejąca. Miała Dzieciątko Jezus, Które było niezrównanej piękności. Dziecię było ubrane w białą sukienkę i zakrywało sobą napis na niebieskiej szarfie Marji aż do słów: "z Borę". Po krótkiej chwili Matka Boża odeszła, przypominając nasz obowiązek. Nie była ani smutna, ani wesoła".

W powrotnej drodze

Pod wieczór pielgrzymi z Holandji wracali do domu wielkim autobusem. Gdy autobus znajdował się na drodze prowadzącej do Brukseli, jeden z podróżnych imieniem Franz van Loon, niemy od dwóch lat, z powodu wypadku przy pracy, zaczął nagle mówić. Natychmiast zatrzymano autobus. Wysiedli wszyscy pielgrzymi i poklękali na ziemię. Zwróceni w stronę Borę przesłali Matce Bożej gorąca modlitwę dziękczynną.

27 sierpnia trzystu współrodaków uzdrowionego przybyło do Borę, by podziękować Marji za cud, za uzdrowienie niemego, które lekarz uważa za niewytłumaczalne środkami naturalnemi.

* * *

I tak ustawicznie. Dzieci intonują przed grotą pieśń do Matki Bożej, nagle ktoś wstaje, bierze swoje łóżko i wykrzykując radośnie, przepycha się przed grotę, by złożyć hołd dziękczynny za uzdrowienie. Kroniki z Borę notują bardzo dużo uzdrowień, polepszeń i ulg w cierpieniach. Najważniejszą może rzeczą są nawrócenia w Borę, Ludzie niewierzący w żadną świętość, do wypadków w Borę zgóry usposobieni jak najgorzej, przekonani, że "to jacyś guślarze amerykańscy zaczarowali nasz kraj", że to zbiorowa sugestja, oni - materjaliści z krwi i kości - wracają stąd do domu katolikami wierzącymi, nie tylko w Kościół i Matkę Bożą, ale nawet więcej niż sam Kościół w nadprzyrodzoność wypadkow, których byli świadkami.

Jako charakterystyczny przykład, wspomnę o artykule zamieszczonym w jednym z najbardziej antyklerykalnych dzienników belgijskich, w którym autor - reporter tak się wyraża:

"Nie mogę być tak okrutny, by skierować pod adresem tej cudownej nocy w Borę choćby najlżejszy uśmiech, choćby najmniejsze sceptyczną uwagę".

Pocieszajmy chorych!
Módlmy się za grzeszników
i miejmy wielką ufność
w Niepokalanej, naszej
czułej Matce i Opiekunce.