Niewierny Tomasz
Rycerz Niepokalanej 4-5/1951, grafika do artykułu: Niewierny Tomasz, s. 116

Magdalena wpadła zadyszana: "Widziałam Pana!" Zdumienie uczniów Jezusowych równało się ich radości, a rozruch powstały wśród nich - skupionemu dziękczynieniu rozmodlonych dusz.

To, że ich Boski Mistrz zmartwychwstał z grobu, że z przepaści krwawego bólu strasznej śmierci na krzyżu powraca do nich znów żywy - wydało się im nagle tak naturalne i zrozumiałe, tak proste, jak rzeczywistość wschodu słońca po jego zachodzie. Przecież był Bogiem, Bogiem wszechmocnym. Przecież im mówił o swym zmartwychwstaniu. - Że też mogli o tym zapomnieć i zwątpić choć przez chwilę! Cieszyli się radością dzieci oczekujących nadejścia lada moment ukochanego ojca.

Tylko jeden Tomasz nie dawał temu wiary. Rozumował. A im więcej fakt zmartwychwstania analizował pod światłem trzeźwego rozsądku, tym poważniejsze budziły się w nim wątpliwości i zastrzeżenia. W końcu - jako wynik dalszego rozważania - umocnił w sobie przekonanie, że to absurd. Wszak umarli nie wracają z zaświatów. A na trzeci dzień ciało w grobie już się poczyna rozkładać.

I choć potem żywo, barwnie, gorąco opowiadali mu jego towarzysze na wyścigi o zjawianiu się osobistym Pana w wieczerniku., o tym, jak im pokazał rany rąk i boku... jak dał im moc odpuszczania grzechów - Tomasz nie wierzył.

Zaciął się w uporze. Indywidualnie wyrozumowane wnioski postawił sobie jako jedynie autorytatywną doktrynę, jako niezbitą prawdę. Odrzucił wiarę, pogardził intuicją kochającego serca. Zaślepiła go pycha. Aby uwierzyć, żądał dowodów konkretnych, namacalnych.

"Jeśli nie ujrzę na rękach jego przebicia gwoźdźmi i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ i nie włożę ręki mojej w bok jego, nie uwierzę" (J 20,25).

"A po ośmiu dniach - opowiada dalej prosto i rzewnie Janowa ewangelia - byli znowu uczniowie jego w domu i Tomasz z nimi. Wszedł Jezus, a drzwi były zamknięte, stanął między nimi i rzekł: Pokój wam. Potem rzekł do Tomasza: Włóż tu palec twój i oglądaj ręce moje, i wyciągnij rękę twoją i włóż w bok mój, a nie bądź niewiernym, lecz wierzącym" (J 20,26-27).

- Cudowne miłosierdzie Chrystusowe, któremu tak bardzo zależy na przekonaniu swego stworzenia - choćby jednego tylko!

Spóźnione, zawstydzone Tomaszowe "Pan mój i Bóg mój" - to lekcja na przykładzie dla wszystkich wieków i dla wszelkich odcieni niespokojnej, sceptycznej psychiki ludzkiej.

- Tyle targu o pokorę wiary - by w końcu dojść do niej przez upokorzenie. "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli".