Niedzielny przedświt

Wśród uczniów Jezusowych napięcie przygnębienia dochodziło do zenitu. Zdawało się, że serca ich nie mogą, nie powinny aż tyle cierpieć. Że to jest absurdem, wbrew naturze wytrzymać taki cios; przeżyć to wszystko, co dotąd przeżyli.

Oszałamiające bólem niespodzianki ostatnich dni wytrąciły z równowagi ich psychikę.

Krwawy dramat wielkopiątkowy, jak nagłym uderzeniem młota, rozmiażdżył ich myśli, dusze, ich wszystkie wielkie nadzieje związane z jasną postacią Mistrza z Nazaretu.

Wprawdzie nieraz im mówił - tak, przypominają to sobie teraz - o męce swej, o śmierci... ale to wszystko nie dochodziło do ich świadomości, nie przenikało zachwytu serc zasugerowanych Jego boskim czarem.

Jak w czarną noc ptaszęta wyrzucone burzą z gniazda, błąkali się wylękli, oniemiali z przerażenia lub tulili się po kątach - bladzi, apatyczni i nie wiedzący co z sobą zrobić.

Nikt nikogo nie śmiał pocieszać, bo każde słowo pociechy zabrzmiałoby komunałem.

Znów zapomnieli, że gdy im mówił o Swej męce, dodał: "A po trzech dniach zmartwychwstanę".

Miłowali Go tak bardzo! - Czyżby słowa Jego ślizgały się tylko po nawierzchni ich umysłów? Czy były za wielkie, niedopasowane do wymiaru ich ludzkiej małości?

Kiedy wisiał na krzyżu - choć tak zhańbiony śmiercią zbrodniarza - czepiała się jeszcze ich rozpacz źdźbła jakiejś nadziei... Że oto otworzą się te najdroższe oczy, że błyskiem swego majestatu porażą katów... Że moc potężnego Cudotwórcy i tym razem zwycięży. Ale gdy w czarnej czeluści grobu spoczęło Ciało martwe i bezwładne... Gdy olbrzymi kamień przywalił ją ciężarem nie do podźwignięcia - równie głęboka ciemność grobu rozwarła się nad dolą wyznawców Umęczonego.

Próżno Magdalena - gdy Go tam składano - przeżarte od łez oczy wpiła w mrok tej wnęki, jakby nimi swój skarb śmierci wydrzeć chciała...

Próżno...

Minął wieczór piątkowy i noc. Minęła sobota i noc jeszcze jedna. Ból nie opadał, ale wciąż narastał, potężniał.

Przedświt niedzielny zastał już Marię Magdalenę u Grobu. Lecz na darmo rozpłakana wciąż się pochyla na jego niszą. Pusto. Kamień odwalony. Całun i chusta leżą z osobna.

Nie ma Pana.

Maria pyta o Niego nieba i ziemi. Pyta też ogrodnika, co przystanął w pobliżu.

- "Mario!" Głos znany - najsłodszy, najlepszy na świecie. To On - Mistrz, Jezus!

Przypadła do nóg Jego nieprzytomna ze szczęścia, zmartwychwstała radością z bólu w chwale Zmartwychwstania Jego. "Po trzech dniach zmartwychwstanę" - jasno i nagle zaświeciły w jej duszy wspomnieniem zasłyszane skądś boskie obietnice.

Poprzez Ogrójec, krzyż i grób przyszedł - i rozbłysnął nad światem zorzą zwycięstwa, chwały.

Rozpłonęła potęga i moc Jego Bóstwa w tym najwspanialszym z cudów. I nie przeminie ta wielkość Jego chwały, ni siła przyciągania czarem krzyża, blaskiem Zmartwychwstania - najpiękniejszych spośród ludzkich dusz.

Nie przeminie. Bo On prawdą, drogą, On życiem - nasz Jezus Zmartwychwstały.