Mój wywiad z Pszczołą

Jeżdżą teraz rozmaici autorzy na wsie, żeby potem pisać książki o życiu naszych dzielnych rolników, więc i ja wyjechałem. Ale mnie interesuje przede wszystkim życie religijno-moralne wsi. Wsi nie wymienię, ani okolicy kraju, ale dlatego właśnie nie ukryję gospodarza, z którym się zaprzyjaźniłem przy tej okazji. Mądry, szlachetny to Piast, nazwiskiem Antoni Pszczoła.

- Panie Pszczoła! - zacząłem. - Wiem, jak pięknie w waszej wsi przeprowadziliście siewy wiosenne i inne prace, ale jak też pracujecie w zakresie religijno-moralnym? bo na to Bóg najbardziej uważa.

Uśmiechnął się na to, aż błysnął białymi zębami spod wąsa - młody to, zdrowy jak tur mężczyzna - powiada:

- Garnie się naród do kościoła. Mieliśmy misje, tacy co po dwadzieścia lat się nie spowiadali, tym razem poszli. Ja myślę, że lepszych ludzi dla Kościoła, jak Polacy, nie ma na całym świecie. A mogę to mówić, bo objechałem kilka krajów: i we Francji pracowałem, i w Danii.

- A jak u was z kłótniami na wsi, z gniewami?

- O, z tym to źle! O byle co ludzie piekło robią. Jeden drugiemu nie ustąpi, lżą się i po sądach włóczą. I żeby to tylko sąsiad z sąsiadem, ale i po domach, w rodzinach - piekło! Narody gdzieś, po świecie, czasem złe, dużo gorsze od naszego, ale mądre i same sobie krzywdy nie robią, a zwłaszcza o byle co się nie krzywdzą. Ja myślę, że tak jak bywają żony złośnice, historyczki, tak samo i są narody skłonne do histerii. W każdym razie w naszej wsi nie brak histeryków.

- A może to z biedy?

- A jakaż tu u nas bieda? - mówił Pszczoła - i z biedy zrobi się jeden człowiek lepszy, a drugi gorszy. Wartościowszy jest ten, co się lepszym stanie. Właśnie w biedzie trzeba się mniej gniewać, złościć, kląć: żeby sobie tę biedę osłodzić.

Wiedziałem, że mój gospodarz zadziwiająco mądrze rozumuje, ale nie śmiałem go zapytać, czy i sam jest taki. Nareszcie zdobyłem się na odwagę i mówię:

- Nie chciałbym pana obrazić, ale jak pan sobie radzi ze złymi sąsiadami?

- Ja nie mam złych sąsiadów! - oburzył się Pszczoła.

Zdziwiłem się, bo właśnie skądinąd wiedziałem, że jeden z sąsiadów mego gospodarza, to awanturnik, klątewnik, brutal; słowem "histeryk", jeśli go nazwać słowami Pszczoły. Żeby więc pociągnąć go za język, mówię:

- Proszę pana, sąsiedzi mogą być i niezgorsi, a jednak zawsze może zajść okazja do kłótni. A to dzieci się małe pobiją z sąsiadowymi, a to obcy ludzie coś nagadają, naplotkują, a to żony się pokłócą o jakąś drobnostkę?

- Ja tam nie jestem kształcony - odpowiedział mi na to - ale wydaje mi się, że ochota do gniewu trwa w człowieku krótko. Coś się na wnątrzu zakotłuje i wtedy gotów byłby człowiek z pazurami się na drugiego rzucić, naubliżać, a za chwilę już cisza w człowieku i dobroć bierze górę. Te właśnie krótką chwilę ochoty do złości - trzeba przetrzymać, to potem ochota odleci i znów się jest normalnym. Bo normalny psychicznie człowiek, to spokojny. Myślę, że tylko słabi nerwowo mężczyźni są skłonni do gniewu, histerycy. Bo z czego gniewy? Oto ktoś mi urąga. Niech urąga! Przetrzymać! Patrzeć jak na wariata i mówić sobie w duchu, "Kiedy też skończy?" Mój sąsiad, Duduk Piotr, jak tu nastałem na gospodarkę, myślał, że jak się będzie na mnie gniewem unosił i "cholerami", to ja też pójdę w jego ślady. A ja sobie wtedy pomyślałem: "Naiwny człowiecze, czy myślisz, że ty mnie potrafisz zrobić takim wariatem, jakżeś sam?" Naryczał się, naklął o jakieś głupstwo, a jak zobaczył, że ja stoję i milczę, i tylko uśmiecham, zbaraniał. Teraz: najlepszy sąsiad. Owszem, ryczy jeszcze, ale na tych, co chcieliby mi krzywdę zrobić.

Albo żona stroi grymasy? A niech sobie stroi! Niech sobie ulży! Po co zaraz na nią kląć, biedaczkę? Czyż żonie ma nie być wolno w domu i ostrzej odezwać się do męża? A czyż to żona, to z miodem bułka? I ona ma nerwy: ileż nocy nie dośpi przy małych dzieciach! ile jej dzieciaki nie nawyprowadzają ciągle z równowagi, bo nie słuchają! Kobietę należy rozumieć: że to dobre, ale słabe stworzenie, a zwłaszcza słabe w buzi, w języku? Moja żona ma w domu całkowitą wolność, może mówić, co jej się podoba, bo dom, to jej państwo, jej królestwo! Ja żony w domu nie krępuje! Gdzieś kobieta musi mieć wolność najzupełniejszą! A jeżeli powrzeszczy też na mnie, to przecież wiem, że się kiedyś uspokoi. I wiem, że jeśli jej wtedy nie ubliżę, to się zawstydzi i będzie potem jeszcze lepsza.

Nie trzeba się dać wyprowadzić z równowagi nigdy i nikomu! Pamiętam, jak poszedłem na wojnę. W pierwszej bitwie, pod Chojnicami, jak Niemcy nie zaczną do nas prać, z góry i z dołu. Myślałem, że koniec świata, a porucznik powiada do nas: "Chłopcy, ten cały huk, to jak pyskata baba: nie dać się wyprowadzić z równowagi!"

Chciałem się jeszcze przekonać, czy rozumowanie mego Pszczoły jest dość głęboko ugruntowane, więc odzywam się tak:

- Kochany panie, czasem ludzie mają wielkie powody do gniewu, bo im wielką krzywdę wyrządzono? Zdrada małżeńska zabójstwo, oczernienie i tak dalej, to są straszne rzeczy, albo jakieś stałe, uparte dokuczanie, chociaż się jest dobrym mimo wszystko dla tego kogoś, tak jak to pan mówi?

- Zostawić wtedy zemstę Bogu! Ja myślę - mówił Pszczoła - że każdego grzesznika szkoda, bo wielką karą Bóg go ukarze. Raz, wie pan, odprawiałem Drogę Krzyżową w kościele. Staję przed stacją ukrzyżowania, patrzę. Pan Jezus wisi na krzyżu, na dole oprawcy. Pomyślałem sobie: Panu Jezusowi było żal tych oprawców, On się na nich nie gniewał, nawet modlił się za nich "Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą co czynią". Bo wiedział, jak strasznie będą kiedyś tego żałowali. Każdy Kuba pójdzie do wójta, gdy na niego czas przyjdzie, umrzeć każdy musi, i wtedy dostanie za swoje. Dlatego mnie każdego grzesznika jest żal. Trzeba patrzeć na człowieka nie tylko na długość swego nosa, ale dalej, daleko, aż do jego śmierci i sądu nad nim Boskiego.

Panie! - kończył Pszczoła - ile Ja odpuszczę złośnikowi, krzywdzicielowi, tyle mi Bóg odpuści. Niegniewanie się, to więc czysty interes. I niegniewanie się, to zdrowie: nie gniewajmy się przeto i dla zdrowia!