Listy do Krystyny

O MOŻLIWOŚCIACH OSIĄGNIĘCIA ŚWIĘTOŚCI W MAŁŻEŃSTWIE

Kochana Krysiu,

Jest taka modlitwa, którą wszystkie katolickie kościoły na całym kręgu ziemi przypominają swym wiernym trzykrotnie w ciągu każdego dnia - ale którą tylko nikła garstka wiernych przypomina sobie i odmawia. Bicie w dzwony na Anioł Pański jest jednym z tych dźwięków, do których tak dalece przywykliśmy, iż przestaliśmy je słyszeć. Jednakże ilekroć zdarzy się nam go usłyszeć, tylekroć czujemy, iż jest w tym dźwięku coś szczególnego, coś, co wzrusza, ale jeszcze bardziej... niepokoi. Coś, co jak gdyby zaskakuje nas znienacka w ciągu dnia i zwykłych, powszednich czynności przypomnieniem jakiejś sprawy ważnej, a niezałatwionej, jakiejś sprawy, która nam się wymyka. Przeważnie jednak dzwony na Anioł Pański dzwonią tylko Panu Bogu, niebiosom, mgłom porannym, słonecznym południom lub fioletowym zorzom. Ale nie ludziom. Bo ludzie ich nie słyszą lub nie słuchają. Modlitwa o Aniele Bożym, zwiastującym Dziewicy Wolę Najwyższego i o Słowie Przedwiecznym, które jedynie wówczas mogło stać się Ciałem za sprawą Ducha Świętego, gdy dziewczęce usta zapewniły Bożego posłańca o gotowości służebnicy Pańskiej - owa w kilku słowach zawarta opowieść o dziejach wezwania Bożego, skierowanego do duszy i o skwapliwości duszy w podjęciu tego wezwania, - ta modlitwa i to przypomnienie, przepływają sobie obok nas. I jakże nieliczni są ci, którzy na dźwięk dzwonów uklękną lub powstaną, albo chociażby skupią się w sobie na chwilę niezależnie od tego. gdzie ich ten dźwięk zaskoczy. Ale jeszcze mniej liczni są ci którzy pojmują, iż owe trzykrotne przypominanie nam wieści oznajmionej Maryi, jest jednocześnie i przypominaniem każdemu z nas, że o każdej porze dnia i przy każdej z naszych przyziemnych czynności zaskoczyć nas mogą odwiedziny tego Anioła-zwiastuna, któremu na imię: natchnienie Ducha Św[iętego], wezwanie Boże, powołanie! I że dlatego trzeba, chociaż trzy razy na dzień przyjąć tę postawę wewnętrzną, która Maryi nie opuszczała nigdy: postawę skupienia, napiętą w oczekiwaniu, nasłuchującą, starającą się pochwycić dźwięk i treść słów Bożych odzywających się w głębi naszych dusz, postawę czujną, a żarliwie gotową do spełnienia każdego żądania.

Przepraszam Cię, Krysiu, jeśli się tak rozpisałem na temat Anioła Pańskiego. Bo kocham tę modlitwę. Ilekroć jednak dźwięk dzwonów zabrzmi mi w uszach i sercu jak pobudka wyrywająca z marazmu rutyny i powszedniości, tylekroć równocześnie robi mi się gorzko na duszy, gdy pomyślę o tych rzeszach nieprzebranych, które nie słyszą, iż oto w tej chwili odzywa się z nieba głos zapraszający każdego człowieka do wsłuchania się w swe indywidualne, osobiste wezwanie, które Pan Bóg do niego kieruje.

Albowiem Anioł Pański nie ustaje w przypominaniu nam, jak to w ramach indywidualnych losów Maryi ważyły się losy zbawienia całej ludzkości. Dźwięk dzwonów na Anioł Pański przypomina nam aż trzykrotnie każdego dnia, abyśmy byli gotowi, gdy przyjdzie chwila powołania Bożego.

Jakże to ważyły się losy Maryi? Ot, po prostu ważyły się tak samo zupełnie, jak ważą się i nasze. Różnica zachodząca pomiędzy Jej losami a naszymi, jest różnicą stopnia, nie rodzaju. Poprzez etapy kolejne i na pozór ze sobą sprzeczne. Maryja odnajdywała ten szlak, który wiódł Ją ku spełnieniu się Jej przeznaczeń. Nie odsuwajmy od siebie tego wzoru, twierdząc, że jest dla nas zbyt wzniosły, a więc dla naszych osobistych celów nieprzydatny. Nie wymawiajmy się również i tym, że Maryi łatwo było rozpoznawać głos Boży, gdyż towarzyszyła mu cudowność okoliczności zewnętrznych. Nie w tym leży sedno sprawy. Przede wszystkim zewnętrzna cudowność towarzysząca kolejnym etapom Maryjnej drogi aż do chwili, gdy posłany został do Niej Anioł, jak również cudowność samej sceny Zwiastowania, była niewspółmierna z nadprzyrodzonym rozmiarem rozgrywających się tu wypadków.

Jeśli takim przydługim wstępem poprzedziłem omówienie tej chwili rozstrzygającej i jedynej, gdy stanie przed Tobą człowiek, którego Ci przeznaczono pokochać - to dlatego jedynie, iż pragnąłbym położyć jak najsilniejszy nacisk na to, że chwile rozstrzygające w naszym życiu nie stoją samotnie jak drogowskazy na rozdrożu, choć nam się nieraz wydaje, że tak jest. Chwile rozstrzygające są raczej podobne do próżni, która automatycznie napełnia się cała treścią tego, co w nas jest, tego, co nagromadziła w nas suma wszystkich przed nią przeżytych chwil i dni, i lat jednostajnych i rzekomo nieważnych. Dlatego też, w chwili gdy staniesz w obliczu człowieka, będącego Twoim przeznaczeniem, to zarówno Twoja zdolność rozpoznania go jak i wyboru będzie owocem całej czujności, skupienia i gotowości do przejęcia natchnień Bożych, w jakiej upłynęły Ci te chwile, miesiące i lata, kiedy go jeszcze nie znałaś.

Trzy kolejne etapy natchnień i wezwań, skierowanych do Maryi, powtarzają się i w życiu każdego z nas. Najpierw jest to moment, w którym Maryja wybrała dziewictwo, a który dla nas był momentem rozstrzygnięcia - gdzie leży nasze powołanie: w małżeństwie, czy też w zakonie, lub stanie duchownym. Potem przychodzi to, co dla Niej było decyzją na małżeństwo z Józefem, a co dla nas wyraża się w postaci wyboru ukochanego człowieka, z którym zamierzamy złączyć się na życie całe, lub też poszczególnej reguły, odpowiadającej typowi naszego powołania. Wreszcie przychodzi chwila szczytowa, dająca się porównać ze Zwiastowaniem. Chwila, w której z ekstatyczną miłością, z pokorą i posłuszeństwem skwapliwym a wolnym od wszelkiej nieświadomej bierności, oddajemy się działaniu Ducha Św[iętego], aby się w nas wcielić mogło Słowo Woli Bożej.

Kolejność tych momentów nie w każdym życiu bywa jednakowa. Ale przez wszystkie trzy przejść musimy na wzór Maryi, jeśli na którejkolwiek z Bożych dróg życia chcemy osiągnąć świętość.

Moment pierwszy masz już poza sobą Krysiu. Już wiesz dokąd Cię wzywa Wola Boża. Ale nie spotkałaś jeszcze tego oblicza, tych oczu i tej postaci, za które spojrzawszy mogłabyś sobie powiedzieć: "Tak, to jest on!" Masz jednak wszelkie po temu dane, aby w chwili, gdy to spotkanie nastąpi wybrać nieomylnie. Może być nawet, że raz czy drugi ulegniesz jakiemuś złudzeniu, ale szybko się pomiarkujesz "że to nie to" jeśli będziesz czujna na natchnienie. Bo sposób, w jaki upływają Ci obecne chwile oczekiwania, poręcza mi jasność Twego wejrzenia, kiedy tamta - rozstrzygająca - nadejdzie. Bo nie rozpraszasz się w przelotnych miłostkach i bezmyślnych flirtach "dla zabicia czasu". Bo kolegów traktujesz jak braci przyjaciół. Bo jesteś świadoma tego, z miłość pomiędzy "mężem i niewiastą, ta miłość po miłości do Boga najpiękniejsza na świecie, musi być jak soczewka, skupiająca w sobie wszystkie blaski, a nie jak szkiełko, zmętniałe od ustawicznego przepuszczania przez siebie kolejnych promyków.

Opowieść zawarta w Ewangeliach Apokryfów, a którą podjęły i przyswoiły sobie legenda i sztuka religijna, podaje, iż o wyborze św. Józefa na Oblubieńca Najczystszej Dziewicy, zadecydował cudowny rozkwit lilii na różdżce, złożonej przez Niego w świątyni. Legendy zawierają cenne symbole, mogące się stać bardzo pouczające, o ile zadamy sobie trud wniknięcia w ich wymowę. Niemniej, z Pisma Św[iętego] i relacji Ewangelistów wiemy, iż cudowne ingerencje Boże w życiu Maryi i Józefa bywały rzadkie i zazwyczaj podyktowane jakąś ważką koniecznością. Na ogół jednak żyli Oni z wiary, tak jak i my. Największym cudem Ich życia był ogrom Ich świętości w prostocie. Toteż kto wie, czy sprawa tej lilii nie jest symbolem owej chwili, gdy Oboje po raz pierwszy spojrzeli sobie w oczy i gdy Maryja dostrzegła, że blask Jej własnej, najczystszej czystości odbija się w podobnej sobie toni Józefowej duszy. Gdy - wiedziona tym, co można by nazwać "telewizja" wzajemna dziewiczych dusz - rozpoznała w Józefie jedynego poręczyciela nienaruszalności ślubowanego przez Nią dziewictwa, a tym samym wiedziała, iż On właśnie jest tym jedynym, od Boga Jej przeznaczonym towarzyszem całego życia. Bo czyż można naprawdę sądzić, aby mieli Oni między sobą umawiać sprawę swego dziewiczego pożycia? Ona, Panna Roztropna i On, Wielki Milczący, nie potrzebowali do tego słów. Musiało Im wystarczyć to jedno spojrzenie, w którym każde pochwyciło tajemnice drugiego. I to zapewne był ów kwiat nad kwiaty, który rozstrzygnął o wyborze Józefa.

Ten kwiat nad kwiaty, zwany miłością przez Boga nam przeznaczoną, musi i w naszym życiu móc rozkwitnąć, aby się mogło stać zadość Woli Bożej, wzywającej nas do świętości. Kwiat rzadki i bezcenny. Nie żaden bezpłodny bagienny, kwiat trującej woni, a który w sobie tylko rozkwita i więdnie, nie wydawszy owocu. Ale kwiat rozrzutny pięknem i brzemienny w plon, jak kwiat wiosennych sadów. Biały czystością, różowy żarem kochania. I bujny hojnością serca gotowego na wszystkie poświęcenia i wszelką ofiarę. Gdy takim będzie kwiat, co na różdżce Twego przeznaczenia rozkwitnie, gdy nadejdzie chwila rozstrzygającego spotkania, wówczas będziesz wiedziała, Krysiu, iż tylko jemu wolno wskazywać na wybór właściwy. Gdyż tylko z niego może, z biegiem lat, rozwinąć się ten owoc najrzadszy i najsłodszy, a chwałą Bożą promienny, ten owoc, co dojrzewa w najgorętszych promieniach serca, a nabrzmiewa sokami wspólnie przelanych łez, ten owoc, któremu na imię miłość dozgonna!