Katolik w języku

Był czas, że wielu ludzi w Polsce wstydziło się przyznać, że są katolikami. Dziś jest inaczej: dziś prawie każdy uważa się za katolika. Można by nieomal powiedzieć, że przyszła moda na katolicyzm.

Jeśli mówię moda, to dlatego, że, niestety, nie zawsze w parze z tym nazywaniem się katolikami, idzie konsekwentne życie katolika. Nazwać się katolikiem - to nic nie kosztuje. Ale być katolikiem - o, to jest już wielkie zobowiązanie! Św. Paweł nazywał należących do Kościoła, a więc katolików - "świętymi", ale rozumiał, że każdy katolik jest człowiekiem żyjącym w stanie łaski. Czy tak jest z nami? Czy spełniliśmy to wszystko co spełnić trzeba, aby na stan łaski zasłużyć?

Katolikiem naprawdę jest ten, co żyje po katolicku, myśli po katolicku, mówi po katolicku... Tutaj chodzi o to "mówienie po katolicku". Katolik, gdy mówi, winien pamiętać o tym, że każde jego słowo musi być wyrazem jego ideowej postawy. Musi być wyznaniem jego wiary. Każde słowo! Czy mówi o Bogu, czy o sprawach ludzkich, które są przecież zawsze zależne od moralności chrześcijańskiej.

Tymczasem tak u nas bywa, że póki mówimy wprost o Bogu, to jeszcze zachowujemy jaki taki szacunek, ale jak już nam przychodzi mówić o Kościele, duchowieństwie, życiu katolickim, przestajemy się zupełnie, liczyć z tym, co nam mówić wolno, a czego nie wolno. Powiadamy np.: bo ci księża... i bezmyślnie powtarzamy rozmaite historie przeważnie nieprawdziwe, - a jeśli czasem prawdziwe, to zbyt przykre, aby z nich sobie robić materiał do plotek - i gadamy, gadamy, gadamy, nie myśląc o tym, że i sami w końcu zaczynamy wierzyć w to, co mówimy, i że inni, nas słuchając, zaczynają w to wierzyć.

Mówimy: bo Kościół powinien tak robić, albo biskup powinien tak mówić... I biskup może się mylić, ale poprawiać biskupa nie może byle tzw. katolik, lecz katolik prawdziwy, właśnie katolik święty, bo wtedy to będzie robił modlitwą i pokorą, a nie gadaniem.

Powiadamy: dostał w kościele rozwód i może się żenić po raz drugi... Drogi "katoliku", w Kościele nie ma rozwodu, choćbyś płacił nie wiadomo jak wielkie pieniądze. Władza kościelna może najwyżej orzec nieważność małżeństwa, jeżeli było nieważnie zawarte, a to jest zupełnie co innego. Naturalnie są ludzie, którzy otrzymują unieważnienie na podstawie fałszywych dowodów. I cóż jednak ma zrobić Kościół, skoro nie ma podstaw do stwierdzenia tego fałszu?

Często słyszy się także katolików mówiących: oni mają już dwoje dzieci, czas, żeby się ustatkowali! Co to znaczy: "ustatkowali"? I jak ma wyglądać to "ustatkowanie"? Za pomocą zbrodni czy grzesznego zabiegu? I czy dwoje dzieci to już ma być taka najwyższa norma?

Tak się u nas mówi o wielu, wielu rzeczach. A tymczasem. Katolik świadomy swych zadań - a każdy katolik musi być apostołem - nie może swej własnej sprawie szkodzić. Jego język musi być zawsze zgodny z jego wiarą. Jak obywatel nie może wrogo się odnosić do swego narodu, państwa, rządu, tak katolik nie może lekceważąco mówić o Kościele, Ojcu świętym, biskupach, kapłanach, wierze, przejawach życia katolickiego, moralności katolickiej. Jeśli czegoś nie rozumie - niech się stara dowiedzieć. Katolikiem w języku nie jest ten, co gada o rzeczach, o których nie ma pojęcia. Katolikiem w języku jest ten, który mówi to, co wie i mówi tak, żeby Bóg miał z tego chwałę a Kościół i ludzie pożytek.