Idea O. Maksymiliana
Drukuj

1. Człowiek, szczęście i Bóg

Ojciec Kolbe był człowiekiem czynu, działalność tak wszechstronnej i absorbującej, iż zdawać by się mogło, że nie miał czasu, by być teoretykiem. Skarżył się też sam często, że słońce zbyt prędko zachodzi, zbyt szybko mijają godziny i zbyt mało jest ich podczas dnia, aby mieć chwilę wolną dla siebie, dla własnych myśli.

Mimo jednak ogromu pracy, był on też teoretykiem - tylko nie oderwanym od życia.

Pewne cechy zewnętrzne nawet znamionowały głębokie stanowisko myślowe tego zapracowanego wydawcy, misjonarza i organizatora.

Bardzo spokojny sposób mówienia, stała niezmienna równowaga i łagodność w dyskusji, nigdy na dłużej nie opuszczający go spokój nawet w najtrudniejszych momentach życia, znaczyły bogaty świat myśli tego działacza.

Wiele bowiem trzeba przemyśleć i o wielu rzeczach być zewnętrznie pewnym, aby zmienne fale codziennego życia nie zrodziły zamieszania w duszy.

Wprawdzie O. Maksymilian od 28 roku życia prowadził życie bardzo czynne, ale cała jego młodość zeszła mu właśnie na życiu myśli.

W latach początkowych myśl ta stała się aż przyczyną skrupułów, później jednak - przezwyciężywszy wątpliwość - pogłębiał w sobie stale teoretyczne podstawy życia.

Do końca też życia nie przestał być myślicielem.

Ojciec Kolbe stanowił jednak szczególny typ myśliciela.

Myśl jego decydowała o życiu, żył tak, jak myślał. Nie było u niego rozbieżności między teoretycznym przekonaniem a postępowaniem praktycznym.

I gdyby nie miał bezwzględnej pewności, że jego sposób życia jest dobry, logiczny i zgodny z absolutną prawdą byłby na pewno tryb życia zmienił, byłby porzucił sposób postępowania, co do którego mógłby był mieć wątpliwości.

Że tak było istotnie, świadczy choćby fakt, jaki mu się przytrafił podczas jednej z licznych podróży.

Było to w pociągu we Włoszech. Towarzyszem w wagonie był pewien Żyd.

Zawsze gorliwy w propagowaniu swych przekonań szczególnie wobec innowierców, których uważał za nieszczęśliwych, błądzących, rozpoczął Ojciec Maksymilian rozmowę ze swym towarzyszem na temat boskości Pana Jezusa.

Przytoczył wszystkie dowody i bez szczególnego zdziwienia usłyszał pytanie:

- Czy pan wierzy sam w to wszystko?

- Gdybym nie wierzył - odpowiedział Ojciec Kolbe - to rzuciłbym ten habit i poszedłbym używać świata.

To wystarczyło - stwierdził O. Maksymilian. "Nie trzeba było więcej przekonywać".

Ten sposób przekonywania nie był bynajmniej gestem teatralnym ze strony gorliwego apostoła. - Była to najgłębsza prawda jego życia.

Rodzony brat O. Maksymiliana, O. Alfons, opowiadając raz w gronie młodych kleryków o sposobie dyskutowania swego brata misjonarza powiedział: Maksymilian argumentuje sobą. Mówi często wprost, że gdyby nie był absolutnie przekonany o prawdziwości religii katolickiej, nie pozostawałby jednej chwili w zakonie, ale rzuciłby habit i poszedł w świat używać życia.

- Nie odważyłbym się tak ostro stawiać sprawy - mawiał O. Alfons.

A przecież O. Alfons był raczej człowiekiem ostateczności, o usposobieniu gwałtownym i w pewnych momentach był bardzo krańcowym.

Uważał mimo to, że takiej krańcowości nie można stosować w dziedzinie tak ważnej, jak światopogląd religijny.

Tymczasem O. Maksymilian w sprawie łączności między teoretycznym światopoglądem a postępowaniem praktycznym był krańcowym do ostateczności: albo pogląd jest prawdziwy i słuszny, a wtedy należy tak żyć, jak myślimy, albo teoria nie jest absolutnie pewna, a wtedy nie wolno do niej stosować życia. Życie bowiem zbyt wielką jest wartością, by je sprzedawać za wartości niepewne.

Skoro więc O. Kolbe wybrał dla siebie pewien określony sposób życia, skoro prowadził propagandę za takim właśnie rodzajem życia, był pewien, że tylko takie życie ma wartość, sens, jest oparte na prawdzie, ma logiczną podstawę myślową.

Tę podstawę myślową nazywał swą ideą, swym ideałem.

Idea jego zrodziła się jeszcze w latach studiów, kiedy począł myśleć.

Zrodziła się zaś ona z obserwacji życia i człowieka.

Człowiek nie ma większego skarbu nad siebie samego i własne życie

Czymże jednak jest człowiek i czym jest życie - myślał jako młody jeszcze kleryk franciszkański w Rzymie.

Obserwował ludzi i patrzył na życie. I może już wtedy przepełniały go myśli, które tak jasno i z tragiczną prawdą napisał do niego wiele lat później pewien młody Japończyk.

"Jestem cierpiący i smutny - pisał 22-letni młodzieniec. Nie można uniknąć twardego losu cierpienia. Dlaczego człowiek dzień i noc cierpi? Czym więcej o tym myślę, tym większy czuję ucisk.

Gdy rozważam o swych grzechach i o karze za nie, to strach mnie przejmuje. Jestem otoczony wewnętrznymi cierpieniami i nie wiem, jak z tego wybrnąć. Człowiek otoczony jest przyrodą gdzie ptaki śpiewają i kwiaty kwitną; czemu między tymi przyjemnościami tylko życie ludzkie jest smutne? Radości mało, a cierpień i smutku dużo. Na co narodził się człowiek?... Gdybym umarł, to gdzie pójdę?

Żyję w cierpieniu, ale nie mam zamiaru uciekać od niego. Chciałbym tylko pociechy w cierpieniu i wiedzieć cel życia... Nie powinienem myśleć o takich rzeczach, ale trudno, rzeczywistość. Mam teraz 22 lata, a więc sam kwiat życia.

"Co robić na przyszłość".

Czy sensem życia jest tylko cierpienie?

Dlaczego człowiek chce być szczęśliwym?

Pytania, które stawia sobie każde serce ludzkie, od kiedy takie bije na ziemi. Pytania, na które tak różne istnieją odpowiedzi, choć wszystkie one mówią o szczęściu.

Człowiek i szczęście - moje najczęściej łączone słowa, może najrzadziej łączące się rzeczywistości.

A przecież "nie ma człowieka pod słońcem, co by nie poszukiwał szczęścia, owszem w każdym czynie naszym szczęście przyświeca nam w tej czy innej formie jako cel, do którego naturalnie zdążamy". - "Szczęścia szuka każdy człowiek".

Wszyscy - spostrzegł to Ojciec Kolbe - pragniemy żyć, ale bez cierpień w szczęściu i to nie byle jakim, ale wolelibyśmy, żeby ono było raczej większym lub mniejszym, a nawet sama świadomość jakiejkolwiek nieprzekraczalnej granicy w tym szczęściu byleby dla nas zamąceniem szczęścia, pragniemy szczęścia, ale bez granic".

- Rzeczywiście - odpowiadali ludzie, z którymi się Ojciec Maksymilian spotykał.

- Nie tylko, - ciągnął swą myśl dalej przyszły misjonarz - ale chcemy, żeby to szczęście trwało, długo, jak najdłużej, bez końca.

- Tak - słyszał powszechne przyznanie.

A jak jest naprawdę w życiu? Czy raczej nie należałoby przyznać słuszność owemu smutnemu młodzieńcowi z Japonii?

Tak, "wszyscy szczęścia pragną i za nim gonią, ale niewielu je znajduje".

Dlaczego? - Tak często stawiane przez O. Maksymiliana pytanie. Albowiem ludzie szczęścia "nie szukają tam, gdzie ono jest".

"Wyjdźmy na ulicę - zachęca dobry obserwator życia - i przypatrzmy się ludziom.

"Szerokim chodnikiem gorączkowo spieszą ludzie różnego wieku i stanu, a każdy dąży do jakiegoś celu, który ma cząstkę jego szczęścia.

Środkiem przesuwają się powozy i samochody, a ci co w nich siedzą, marzą o... szczęściu.

W wystawowych oknach najrozmaitsze towary ofiarowują się przechodniom, by właścicielom swym i kupcom przybliżyć... szczęścia?

Gdzie spojrzysz, wszędzie zobaczysz spragnionych... szczęścia?

Lecz czyż ci wszyscy są pewni, że u kresu swych zabiegów obejmą skarb tak pożądany?

I w tym więc szczęścia nie ma.

A nawet, gdyby w tych rzeczach można było znaleźć szczęście, to i wtedy należy pamiętać - mówi Ojciec Kolbe, - że "bogactwo, rozkosze życia i sława są raczej udziałem wyjątków, gdy tymczasem szczęścia pragnie każdy"...

Łudzą się ludzie, gdy myślą, że to, co ich otacza, potrafi im dać szczęście.

Serce ludzkie "pragnie więcej, coraz więcej, pragnie dobra wyższego" i dlatego "żadne szczęście tej ziemi go nie nasyci".

Kiedyż więc nasyci się serce ludzkie szczęściem?

Źródło ludzkiego szczęścia nie przebywa zewnątrz, ale wewnątrz człowieka.

Stąd chociażby człowieka spotkało i największe szczęście zewnętrzne, zawsze ono będzie miało pewną granicę, zawsze nie będzie pełne i zawsze serce ludzkie sięgać będzie poza nie i myśleć o większym.

Jakiego więc szczęścia naprawdę pragnie człowiek?

Szczęścia pełnego, prawdziwego, "szczęścia bez żadnych granic i w intensywności i w wielkości, i w trwaniu, i w czymkolwiek".

"Takiego szczęścia bez granic nie znajdziemy oczywiście na skończonym świecie, tym może być tylko nieskończony, wieczny Bóg".

Bóg jest ostatecznie jedynym źródłem wszelkiego szczęścia, a w rzeczach ziemskich są tylko różne stopnie odbicia szczęścia Boga.

Do takiego wniosku dochodziła myśl młodego jeszcze Ojca Kolbego,

Tak zupełnie naturalnie "człowiek pragnie być wielkim" i tak często gubi się w małościach życia.

"Czyż może zdrożnym i niemądrym jest samo pragnienie wielkości i dążenie do niej? Nie! Odpowiada O. Maksymilian. Bo każdy z nas odczuwa w sobie to pragnienie i każdy i to w każdym czasie do tego dąży. Jest ono więc nam wrodzone, naturalne. Nasza natura dąży do coraz większego udoskonalenia się - wielkości".

Niestety ludzie nie wiedzą, iż jedyną prawdziwą wielkością jest tylko Bóg.

Więc znowu tylko Bóg może przynieść człowiekowi pełne szczęście.

I właśnie tu rodzi się podstawa idei Ojca Kolbego.

Przybliżyć ludzi do Boga, "pierwszego źródła wszelkiego szczęścia", wytłumaczyć, że człowiek, pragnący tak bardzo szczęścia jest naprawdę "biednym, jeśli go szuka w rzeczach "przemijających" tego świata, dać ludziom "szczęście prawdziwe - oto nasz cel" wyznaje O. Maksymilian.

Skierować ludzi ku Bogu, podnieść do Boga, zjednoczyć z Nim całkowicie i zupełnie, by człowiek stał się aż Bogiem, by się "ubóstwił" w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu, w myśl istotnej nauki religii katolickiej - oto "przepiękne prawo akcji i reakcji równej i przeciwnej, wypisanej przez Stwórcę na każdym czynie stworzenia, jako pieczęć życia Trójcy Przenajświętszej".

Takie bowiem jest to prawo, że "stworzenie wyszłe z ręki Wszechmocnego, powraca do niego i nie spocznie aż w Nim, aż się stanie Nim".

Ale jak tego dokonać, jak naprawdę podnieść się do Boga, jak zdobyć swe najwyższe szczęście?

"Widzę stworzenia Twoje - rozmyśla Ojciec Kolbe - i podziwiam i dzięki składam i Cię kocham, ale mnie one nie wystarczają, jak to sam najlepiej wiesz, a Ciebie nie widzę, nie słyszę. Pragnę wedle Twej woli stać się Tobie podobnym, ale jak? Tyś Duchem najczystszym, a ja ciałem. Powiedz mi, co i jak mam czynić, okaż mi mój cel. Okaż jak ja, człowiek cielesny, mam się udoskonalić, upodobnić do Ciebie, najczystszego Ducha?"

Podobna prośba jest warunkiem osobistego szczęścia człowieka. - Człowiek musi chcieć, pragnąć, musi w nim być "dobra woła", złączona z wyznaniem własnej słabości, pokorą.

W pojęciu Ojca Maksymiliana warunkiem ludzkiego szczęścia jest nie tylko świadomość, iż Bóg jeden jest "źródłem szczęścia", ale również, iż tylko Bóg jeden może wskazać drogę, na jakiej należy Go szukać i zmierzać do Niego.

Droga człowieka do Boga musi być taką samą, jaką jest droga Boga do człowieka.

Sam człowiek nie byłby w stanie tę drogę odnaleźć. Dlatego sam Bóg nie tylko stworzył człowieka, ale jako Bóg-Człowiek zeszedł na ziemię, by przypomnieć, gdzie szczęście i przykładem własnego życia pokazać, jak dążyć do niego.

Mógł wprawdzie Bóg, zdaniem Ojca Maksymiliana, wybrać inny sposób pouczenia człowieka, mógł inną wskazać drogę do siebie.

Chciał jednak Bóg w postaci człowieka stanąć wśród ludzi i własną Swą osobą naświetlić drogę życia człowiekowi. Dlaczego zaś właśnie tak Bóg uczynił?

Ponieważ Bóg jest hojny, jest dobry i dając cokolwiek, daje w nadmiarze dobroci.

Od kiedy Syn Boży przyszedł na ziemię, istnieje dla ludzi jeden tylko sposób osiągnięcia szczęścia - iść przez Jezusa Chrystusa, Boga-Człowieka do Boga. Innej drogi do Boga nie ma.

Bóg przyszedł na świat nie bezpośrednio, ale przez najdoskonalszego człowieka - przez Maryję.

Odtąd też cały proces powrotu do Boga, droga szczęścia, cała ekonomia planów Bożych wobec ludzkości dokonuje się przez Maryję, będącą tym najdoskonalszym człowiekiem, najbliższym Bogu, najszczęśliwszym z ludzi.

Ojciec Maksymilian był jakby urzeczony postacią człowieka - Niewiasty, która stawszy się z wybrania Bożego matką Boga-człowieka, stała się również matką wszystkich ludzi Bożych, drogą powrotu do Boga, środkiem najlepszym pełnego szczęścia człowieka.

Maryja stała się myślą przewodnią całej nauki o szczęściu Ojca Kolbego. Maryja była jego najwyższym ideałem człowieka. Ona była przedmiotem jego szczególnego ukochania, Ona była najskuteczniejszym środkiem w dążeniu człowieka do szczęścia prawdziwego - do Boga.

Wyjątek z książki o O. Maksymilianie.