Dom duszy
Drukuj

Spotkałem niedawno Piotra. Jego losy były podobne do losów setek tysięcy Polaków. Wywieziony przez hitlerowców - przez wiele lat przebywał na wygnaniu. Wreszcie powrócił do rodzinnego domu. Opatrzność sprawiła, że zastał najdroższe mu istoty. A i stare kąty przetrwały zawieruchę wojenną.

Dziś jeszcze, mimo, że już kilka lat minęło od jego powrotu wspomina ze wzruszeniem tę chwilę, kiedy stanął na progu ojczystego obejścia.

"Już na zakręcie drogi dostrzegłem, że dom stoi, bo dym unosi się z komina. Ten sam dom, to samo obejście, którego obraz poniosłem w duszy na wygnanie. Przyspieszyłem kroku. Kiedy wchodziłem we wrota, na progu domu stanęła - żona!"

Westchnął głęboko, zamilkł i przymknął oczy, jak człowiek, który chce za wszelką cenę ukryć łzy. Po chwili mówił:

"żona - dzieci. Witali mnie wszyscy, a ja dziękowałem Bogu za spełnione marzenie i za to, że w latach poniewierki zostałem uczciwy i czysty, godny mojej rodziny, mimo, że dokoła mnie był zbrodnia, był brud moralny. A to tak łatwo wciąga człowieka. Ale w chwilach pokus uciekałem w myśli do mego domu - widziałem , najbliższych, figurkę Niepokalanej na stole; potem szedłem w wyobraźni drogą, wysadzoną lipami, do kościoła i klękałem przed Najświętszym Sakramentem. I wiesz, kiedy powróciłem z niewoli i ujrzałem swój dom i swoich ukochanych, a potem gdy w kościele klęczałem - wydawało mi się, że to sen".

Opowiadanie Piotra utkwiło mi w myśli głęboko. I od tej chwili często zapytuję siebie - jaki jest dom mojej duszy? A gdy zobaczę człowieka, pytam siebie - jaki jest dom jego duszy?

Jaki jest dom duszy żony-matki, zatroskanej o męża i dzieci? - Można dostrzec w nim mrowie spraw pozornie drobnych, związanych z jedzeniem, ubraniem, zdrowiem najbliższych. Będzie to obraz pogodny, wesoły, miły, albo - zachmurzony, szary, smutny.

Jak będzie przedstawiał się dom duszy męża-ojca? - Znajdziemy w nim wszystkie sprawy rodziny, którą musi utrzymać, I znów, będzie to obraz opromieniony słońcem, albo - dżdżysty, ponury.

Możemy robić przegląd domu duszy człowieka starego, młodego, dziecka.

Człowiek, który w domu swej duszy ma rzeczy skromne, ale czyste, gustowne - to człowiek naprawdę szczęśliwy.

Ale są ludzie, którzy do domu własnej duszy wnoszą, świadomie czy nieświadomie, przedmioty drogie, ale bezużyteczne, które potem pokrywa gruba warstwa kurzu.

Jak urządza dom swej duszy pesymista, który przewiduje niepowodzenia, widzi tylko zło, ze wszystkiego jest niezadowolony? - On nie zdaje sobie sprawy, jak wyszukane, ale niepotrzebne meble wnosi do domu swej duszy. Owszem, meble mogą być różne. Lecz malkontent sprowadza często nowe, coraz to inne meble, a stare - takie, które mogłyby służyć mu aż do śmierci - wyrzuca do lamusa.

Jak więc urządzić dom duszy, żeby był godny katolika? - Odpowiednich, niezbędnych mebli i przedmiotów dostarczy nam świat i życie, a ustawi je gustownie i będzie ich używała nasza dobra wola.

Jest kilka zasad, których mamy się trzymać: Przede wszystkim musimy potrafić zatrzymywać w pamięci wszystko, co dobre, pożyteczne, piękne, a odrzucać i zapominać to, co złe, bezużyteczne, brzydkie. Bóg rozsiał dobro i piękno w przyrodzie i w duszach naszych. Trzeba umieć dostrzec i ocenić te dary Boże.

Druga zasada: nie zamykajmy się w domu naszej duszy przed bliźnimi. Katolik, który myślą wraca tylko do siebie, siebie widzi i siebie wyobraża - to egoista, biedny samotnik, zamknięty w więzieniu własnej duszy. Myślmy o innych: o swoich Rodzicach, o Rodzeństwie, o przyjaciołach, o znajomych, o towarzyszach pracy, o obcych. Odnośmy się zawsze z pogodą i z szacunkiem do wszystkich ludzi. Prawda, że tak postępując - pomnażamy własne troski. Ale również pomnażamy własne szczęście - jesteśmy prawdziwymi katolikami.

Ale, smutny byłby nasz dom duchowy, gdyby nie zamieszkała w nim Niepokalana. Ta pogodna, piękna, młoda, miłująca nas Matka nasza. Niech Ona zostanie gospodynią i panią domu naszej duszy. Niech wprowadzi do mego Swego Syna, a wraz z Nim - łaskę uświęcającą, a z tą łaską - Trójcę Świętą.

Katolik, który tak urządzi dom swej duszy - stanie u progu szczęścia wiekuistego... I jeżeli zazna tego szczęścia - na pewno zechce podzielić się z nim z innymi.

To jest właśnie powołanie katolika na każdy dzień.