Czarodziejska wróżka

LISTY DO KRYSTYNY (VIII)

O MOŻLIWOŚCIACH OSIĄGNIĘCIA ŚWIĘTOŚCI W MAŁŻEŃSTWIE

Krysiu moja!

Różnie już zwano tę, o której pragnąłbym z Tobą dziś pomówić. Najgorętszy jej miłośnik, wielki święty, a zarazem wielki poeta, Franciszek z Asyżu nazwał ją "Panią Biedą", a opiewał jej urodę słowami, które żarliwością i wdziękiem gaszą; najpiękniejsze eposy rycerskie średniowiecza. Znalazł on wielu naśladowców, co prawda mniej utalentowanych, lecz nie mniej rozmiłowanych w jego "Pani". Musi więc zapewne kryć się w jej surowym obliczu jakieś szczególne, urzekające piękno, które - gdy się je raz dostrzeże - przykuwa do niej serca.

Zaraz Ci wyjaśnię dlaczego jej postać kojarzy się w moim pojęciu z postacią czarodziejskiej wróżki. Pamiętasz może z dzieciństwa - któregoś wszak niedawno wyrosła - bajki o tych wróżkach, które - gdy zostały uprzejmie zaproszone na gody lub chrzciny, przychodziły dobrotliwe i łaskawe, niosąc szczodre dary, a gdy zapominano je zaprosić, zjawiały się mimo to nieuchronnie, tragiczne jak zapowiedź nieszczęścia, złowróżbne i mściwe. Niech mi wybaczyć raczy św. Franciszek, iż umiłowana jego "Pani" jawi mi się w tej dwojakiej postaci. Niemniej śmiem sądzić, iż i on zgodziłby się ze mną, że urzekająca i piękna, łaskawa i szczodra jest "święta Bieda" tylko dla tych, którzy ją pierwsi ukochają. Zaś tym, co od niej stronią, ukazuje surowe lica.

Ale może najpierw porozumieć się warto co do znaczenia słów "Bieda" i "Ubóstwo". Jeśli je bowiem będziemy interpretowali w sensie jakiejś rezygnacji z rozwoju, postępu, czy potrzebnych do życia warunków bytu, to oczywiście wpadniemy w nieporozumienia. "Ubóstwo w duchu", któremu Chrystus Pan błogosławił w kazaniu na górze jest bowiem zupełnie czym innym. Jest ono tym nastawieniem wewnętrznym, które sprawia, iż pragniemy, by wszystko dobre było raczej dla innych, niż dl nas, a już nigdy dla nas, jeśli się to ma stać z czyjąkolwiek najmniejszą nawet krzywdą. "Ubóstwo w duchu" to jest po prostu to, co ascetyka katolicka chrzci mianem "wyrzeczenia się siebie", a co automatycznie pociąga za sobą oddanie wszystkiego z siebie bliźnim. Wszystkiego, a więc nie tylko materialnych dóbr, gdy są one komukolwiek potrzebne, lecz wszystkiego, czym nas Bóg obdarzył, a więc: zdrowia, sił, czasu, talentów, a zwłaszcza własnego "widzimisię", z chwilą gdy żąda tego czyjekolwiek dobro. Dalszym etapem tego oddania wszystkiego z siebie będzie ponowne napełnienie najhojniejszym podarunkiem "Pani Biedy"... całkowitą ufnością w Bogu.

Nie zapomnij przeto zaprosić na swe wesele naszej czarodziejskiej wróżki, Lecz ponieważ jest to pani zrazu nieco milcząca i niedostępna, przeto pragnąłbym ci dziś coś niecoś opowiedzieć o niej, by ci ułatwić to pierwsze spotkanie.

Otóż "Pani Bieda", gdy ją już raz zaprosisz, przyjdzie na "Twój ślub w obszernym płaszczu, kryjącym pod fałdami dwie olbrzymie sakwy. Ani Ty, ani nikt tego nie dostrzeże. I w tymże płaszczu, z ukrytymi pod nim torbami, wyruszy ona wraz z Tobą w świat. A jeśli jej nie odegnasz przemocą, będzie Ci towarzyszyła wiernie aż do śmierci.

Zaraz od pierwszych dni Twego małżeńskiego pożycia, zacznie ona ukradkiem wyciągać do Ciebie rękę. Bez słowa poprosi cię o pierwszy dar: o to wszystko, co w Twej miłości do męża jest zbyt egoistyczne, zbyt własne, zbyt nastawione na to, czego Ty od niego wyglądasz. Ten pierwszy dar złóż jej szczodrym gestem. Dar z zazdrości o męża przyjaźń, czy przywiązanie do jego rodziny, dar z niezadowolenia, iż zamiast spędzić z Tobą wieczór, spędził go w gronie zacnych kolegów, dar z upokorzenia, gdy chwali on kuchnię swej matki, trochę ganiąc Twe niedoświadczenie. Dar z tego wszystkiego złóż "Pani Biedzie". Przyjmie go ona skwapliwie, schowa skrzętnie do jednej z toreb. Po czym powoli zacznie sięgać do drugiej. Niepostrzeżenie wyciągnie z niej podziw i wdzięczność Twego męża i rosnący z czasem szacunek.

Taka wymiana dóbr, jeśli chodzi o męża Twego, będzie trwała przez całe Wasze życie. Być może, iż nieraz długa będzie przerwa pomiędzy datkiem Twej ofiary a odpłatą szczodrej Pani. Może nie zawsze wyda Ci się ta odpłata wystarczająca. Ale, wierz mi, jeśli dar Twój będzie całkowity i szczery, otrzymasz go prędzej czy później pomnożony wielokrotnie.

Nie sposób wyliczyć jakie będą dalsze żądania "Pani Biedy" i jakie jej nagrody. Chociaż wiele z nich można przewidzieć bez trudu. A więc po pierwsze poprosi ona o heroiczny dar z tego wszystkiego, co pochłoną Twe dzieci. Wróżka upomni się władczo o Twą zgrabną figurę, o lęk przed bólem i męką, a potem o spokój Twych dni i o Twój zdrowy, głęboki, półdziecinny jeszcze sen. Zaś radość z macierzyństwa nie zawsze i nieprędko wyrówna wielkość Twej ofiary. "Pani Bieda" przedwcześnie zażąda od Ciebie Twej urody i młodości. Lecz w zamian przystroi Cię w tę świeżość wieczystą, nieszminkowaną i nietlenioną w tę młodość umysłu i serca tych, co żyją życiem młodych, w tę młodość - jak szczyt górski wyniesioną, nad poziomymi jak szczyt górski słoneczną choć siwą - jaką jest starość matek, co wiele kochały.

W Imię Boga poprosi Cię "Pani" o dusze, o jak najwięcej dusz zdolnych poznać i ukochać, Ojca w Niebiesiech. I w Imię Boże również zażąda - tym razem jeszcze bezwzględniej, niż gdy szło o Twego męża - abyś usunęła z miłości do nich te wszystkie pierwiastki, których, punktem wyjścia i celem jest Twoje własne, ludzkie serce. Zażąda ona, byś niczego, zupełnie niczego nie wyglądała od nich dla siebie. Albowiem wyglądać od nich możesz i powinnaś tylko tych rzeczy, jakich wymaga od nich Bóg i "sprawa Ojca". - A więc: szacunku dla siebie, jako przedstawicielki Stwórcy, miłości należnej najdroższemu z bliźnich, pomocy na podstawie powszechnego obowiązku wzajemnej pomocy. Lecz nigdy tego "czegoś ponadto", tego stawiania Ciebie ponad wszystko, nawet ponad obowiązek, czy wezwanie Boże. Matki rodzą dzieci dla Ojczyzny doczesnej i wiecznej, nie dla siebie. Nie wolno dla samolubnej miłości odwracać od tego, co przedstawia istotne doczesne, lub wieczne szczacie dziecka. Jeśli bowiem przypomnimy sobie żeśmy małżeństwo nazwali zakonem, to musimy o tym pamiętać, żeśmy doń wstąpili po to by życie dawać, nie po to by je brać. Niestety jednak wiele jest rodziców, którzy w zamian za dar życia oczekują od dzieci również "daru z ich życia". Oczekują, by małe dziecko poświęcało im swe przyjemności, by starsze dziecko swoje budzące się poglądy bezwzględnie podporządkowywało zapatrywaniu rodziców, by młodzieniec czy panna, wyrzekła się swego powołania do zakonu, lub upragnionego zawodu, miłości do wybranej, czy wybranego, dlatego tylko, że się to rodzicom nie podoba.

Wyrzeczenia się przyjemności trzeba żądać od dziecka, gdy wymaga tego jego obowiązek, a nie zachcianka matki. Poglądy należy prostować, jeśli jest w nich coś błędnego, lecz nie wolno łamać dlatego tylko, że nie zgadzają się z poglądami rodziców. Opieki, starań i podpory na starość wolno się spodziewać, lecz tylko w imię miłości przez Boga nakazanej, nie zaś dla egoistycznych kaprysów i na podstawie rzekomego obowiązku wdzięczności należnej rodzicom od dzieci. Wdzięczność winniśmy tylko Bogu, wszystko zaś, co nawzajem dla siebie czynimy jest posługą miłości, której nagroda nie jest z tego świata.

Ale nie tylko do serca Twego sięgać będzie po coraz to nowe ofiary ręka wymagającej wróżki. Rzeczy materialne i doczesne sprawy obłoży też nie małą daniną. Sprzątnie Ci sprzed oczu piękną sukienkę, na którąś miała ochotę, a której wyrzec się trzeba, bo rosnąca gromadka dzieci pochłania coraz to większe wydatki. W piękny majowy dzień, gdy cała rodzina wybiera się do lasu, uniemożliwi Ci wycieczkę, bo w domu jest niemowlę, przy którym trzeba pozostać. I tak dalej i tak bez końca.

Nie omieszka też "Pani Bieda" postawić Ci jakieś osobiste, indywidualne żądania, których przewidzieć nie mogę. Będą to nieraz ofiary, które, Ci się wydadzą zbyt wielkie. Może przyjdą - chwile - nawet na pewno przyjdą - kiedy Ci się zdawać będzie, że tak dalece oddałaś wszystko, iż zadrżysz z trwogi przed pustką, przed samotnością, niemal przed rozpaczą. Ale nie bój się, Krysiu. To są, właśnie te chwile, które wielcy mistycy nazwali "ciemnościami ducha". Po nich następuje niezawodnie jutrzenka najwspanialszych blasków. Tych blasków, którymi Cię olśnią klejnoty wyjmowane z drugiej torby "Pani Biedy". Klejnot radości z tego, iżeś przez cały ciąg swego życia służyła Bogu w bliźnich całkowitą, pełną wartością tego ewangelicznego talentu, włożonego Ci w ręce przez Stwórcę, by wydał stokrotny plon. Klejnot odczutej, doświadczonej na sobie w rozlicznych, konkretnych wypadkach cudotwórczej mocy ufności w Bogu. Klejnoty doświadczeń rozlicznych, których owocem będziesz mogła do późnej starości służyć innym. Może jeszcze dorzuci do tego "Pani Bieda" klejnot miłości Twego otoczenia, jego uznania i szacunku, choć tych nie należy od niej wyglądać.

Lecz, niezależnie od tego, czym Cię ona obdarzy, dziś już zapewnić Cię mogą, iż jej odpłata przewyższy wszystkie Twe ofiary i wszystkie oczekiwania. A kiedyś, gdy "Pani Bieda" wyciągnie rękę po dar ostatni, po Twoje ciało śmiertelne, wyniszczone rodzeniem, pracą i troskami, a stanąwszy u Twego wezgłowia pokaże Ci w drugiej ręce trzymany klejnot bezcenny: wieczystą radość Świętych, wówczas - pewien jestem - iż Twe stygnące usta powtórzą ten okrzyk dziewicy czystej i świętej, która tak żarliwie przez całe życie miłowała "Biedę", przedśmiertny okrzyk św. Klary: "Panie Boże, bądź błogosławiony za to, żeś mnie stworzył!"