Co mnie przekonało do Basi?

Tego się nie spodziewałem

Nie od razu poznałem się na Basi. Ot, traktowałem ją jak poczciwe dziewczę, które tylko czeka, by wyjść za mąż. Z czasem zacząłem nawet z niej pokpiwać.

Właśnie siedziałem u nich w domu którejś niedzieli po południu i dokuczałem dziewczynie, opowiadając, że poznałem pewną śliczną pannę. Dodałem, że umówiłem się z nią na spotkanie, że więc muszę zaraz odejść. Postąpiłem ordynarnie, bo Basi poskąpił Pan Bóg większej urody.

- Wiem już, która to ta śliczna dziewczyna; to panna Hala - rzekła Basia i jakoś przybladła, a potem jakiś czas milczała, snadź strapiona.

- Skąd pani się dowiedziała, że jej na imię Hala? - dziwiłem się.

- Wiem. Ale pan ma rację: ona rzeczywiście jest śliczna. - I Basia wcale teraz nie zaczęła obmawiać Hali, jak to w takich okolicznościach zwykły czynić dziewczęta. Natomiast zrobiła co innego: wstała, zapytując przymilnie:

- A więc ze mną pan zrywa, panie Kaziu?

- Nnno tak - wybąknąłem.

- W takim razie chciałabym panu ułatwić rozstanie ze mną - rzekła roześmiana. Wzięła mnie pod rękę, podprowadziła wesoło do... drzwi i otworzyła je z takim gestem, jakby mówiła: Wolna droga w świat, panie Kaziu.

Dziewczyna, która umie walczyć

Widziałem, że jej matka była przerażona, ale i mnie ogarnęła wściekłość. Oczywiście, że nie, wyszedłem. Uwolniłem się z jej ręki. Wróciłem. Siadłem. Basia triumfowała. Postanowiłem się zemścić, powiadam:

- Panno Basiu, do przystojnej dziewczyny chłopcy sami się garną, ale takie jak pani muszą same łapać sobie chłopca na męża.

- O nie! - zaprzeczyła Basia. - Ja nie z tych, co łapą. Brzydzę się czymś takim. Bo czy pan myśli, panie Kaziu, że to jaka sztuka was łapać? Trzeba tylko wyzbyć się honoru dziewczęcego i być bez wstydu. Ale czy to honorowo dla chłopca brać za żonę pannę bez godności dziewczęcej? brać za matkę dla swych przyszłych dzieci - dziewczynę bez wstydu?

- A pani jest i pozostanie wstydliwą gąską!

- Czy pan chciałby, żebym była nieskromna? Pan szydzi z uczciwości dziewczęcej? A fe, panie Kaziu!

I znów się śmiała. Widziałem, a spostrzegam to nie od dziś, że ona nie boi się walczyć z mężczyzną. Nie jest wcale potulną owieczką. Ma silny charakter. Ale walcząc, woli się śmiać, niż gniewać. Powiedziała, że jeśli nie wyjdzie za mąż, to i tak będzie sobie radziła. I rzeczywiście umie sobie radzić, nieźle zarabia. Siedziałem jak zmyty. Już niejeden raz zauważyłem, że z Basią trzeba postępować inaczej niż z innymi dziewczętami, że trzeba się z nią liczyć, ale nie sądziłem, by aż tak bardzo, ponieważ zawsze dotychczas była dla mnie łagodna, miła. Ale zamiast jej przyznać rację brnąłem dalej.

- Wie pani co, panno Basiu?

- Proszę?

- Mnie się zdaje, że pani wyjdzie za mąż za tego starego wdowca w rynku, który ma czworo małych dzieci? Cha, cha, cha! - próbowałem się roześmiać,

- Nie taki on bardzo stary. Ma pięćdziesiątkę. A pan choć ma trzydziestkę i piękny wygląd, nie wiele lepiej i młodziej się od niego prezentuje. Po wtóre; czyżby to nie było dobrze, gdyby któraś młoda kobieta zaopiekowała się jego dziećmi? Najstarsze ma 13 lat. Nie dla kupca, ale dla tych dzieci - czy nie warto się poświęcić? Czy pan sądzi, że już nie ma ofiarnych dziewcząt? że każda leci tylko na mężczyznę? Mnie bardzo żal jego dzieci: są one takie opuszczone! A i kupiec jest zacny, pracowity. Co prawda, jest on mało efektowny, ale co mi po efektownym byle kim?

- Gotowa mu się pani oświadczyć?

- A co panu do tego? Czy ja pytam komu się pan oświadczy?

- Kandydatka na starą pannę - mruknąłem w stronę Basi.

- Czy pan myśli, że stara panna nie może mieć w życiu pięknej misji do spełnienia? Ileż może ona dobrego zrobić! A po to się właśnie żyje, żeby wiele zrobić dobrego. - A pan? - spojrzała na mnie - po co żyje? Czy tylko: żeby zarabiać i używać? Nie chciałabym takiego męża, bo zanudziłby mnie.

- A pani co chciałaby znaleźć w swym małżeństwie - zawołałem zirytowany.

- Chciałabym żyć z mężem dla czegoś wyższego niż używanie. Na przykład, wychowywać dzieci na szlachetnych ludzi. Albo gdyby mąż był społecznikiem, to pragnęłabym tak prowadzić dom i dzieci, żeby mąż miał najmilszy odpoczynek w gniazdku rodzinnym i odprężenie po kłopotach z ludźmi. I jeszcze marzę o innych rzeczach ale panu nie powiem, to moja tajemnica. Nawet kiedyś mężowi nie od razu powiem...

Kogo wybrać? Halę? Basię?

Czytałem gdzieś, że piękne kobiety wywierają najsilniejszy wpływ na postępowanie mężczyzn. Bo ja wiem? Może. Ale sam ze swego doświadczenia widzę, że wpływają także mądre kobiety, a dobre - to chyba wpływają najlepiej. Bo cóż piękniejszego jest w kobiecie od dobroci?

Ja, na przykład, po opisanej dopiero co rozmowie z Basią, odszedłem na dłuższy czas od niej, bo pociągnęła mnie lala, która jest wyjątkowo przystojną dziewczyną. Nie powiem, żeby Hala była zepsuta. Jest raczej miękkiego usposobienia i głupia, bo chciałaby "robić wrażenie" na każdym mężczyźnie. Czegoż mógłbym się spodziewać po niej, (gdyby została moją żoną? Gdy z nią obcować, to się czuje, że ona gotowa byłaby na wszystko. Przed ślubem - ze mną, a po ślubie - z innymi. Jeśli spacerować z nią, to bezceremonialnie bierze pod rękę, a gdy spotka drugiego chłopaka, to chwyta pod rękę drugiego i paraduje z dwoma, ucieszona, jakby ją kto na sto koni wsadził. Czy taka będzie wierną żoną? Czyż, zresztą, z samego flirtu składa się życie? Domu ona

nie lubi. Jej matka jest dla niej "głupia", ojciec jest "zacofany". Poważna książka, czy rozmowa na głębsze tematy jest dla niej "nudna" Na Mszę, gdy z nią kiedy próbowałem wybrać się nigdy nie zdążyliśmy, bo nie mogła się na czas wystroić.

Znudziła mnie w końcu tym wszystkim śliczna Hala. Boję się takiej kandydatki na żonę, a wykorzystywać jej słabości, nie chciałem, bo miej żal i straszna to odpowiedzialność by była przed Bogiem. A i dłużej też się z nią włóczyć nie trzeba było, bo czułem, że wytrwam. Wróciłem więc do... brzydkiej. Ale czy naprawdę do brzydkiej? Wprawdzie Basia przy Hali, wygląda brzydko ale nie można powiedzieć, by Basia nie miała swego uroku; tylko, dawniej tego w niej widziałem. I ładne usta, zdrową cerę i bardzo piękny uśmiech. Prócz tego jest piękna jakimś innym pięknem, które również pociąga. Co to za piękno: bo ja wiem? Może duchowe? W dodatku wydaje mi się, że właśnie takie nie fizyczne piękno mogłoby mi zapewnić szczęście z

nią jako żoną, a szczęście w małżeństwie to przecież rzecz najważniejsza. Bo co mi po takim pięknie, które nie przyniesie szczęścia?

"Ze mną nie można tak..."

Przyznam się, że Hala trochę mnie wykoleiła: za dużo można sobie było z nią pozwalać. Dziwna przy tym dziewczyna, bo inna z chłopcem, a inna w domu u swych rodziców. Gdy raz odwiedziłem ją u nich w domu, nie mogłem jej tam poznać. Była opryskliwa dla matki (jeszcze z ojcem się trochę liczy),bez humoru. Ona w domu nie tknie się roboty, ani przy kuchni, ani przy gospodarstwie. "Nienawidzę garnków i siedzenia w domu!" - wyznała mi skrzywiona przy tym jak nieszczęście. "Jezus, Maria! - pomyślałem - jak się tu z taką żenić? Będzie mi uciekała z domu? A gdzie? A no... nie do mnie?"

Otóż; gdy teraz zacząłem bywać u Basi spostrzegłem, że ta panna zanadto znów lubi "siedzieć" w domu. Zanadto ni zanadto.

Bo i Basia lubi wyjść, ale musi wiedzieć, gdzie i do kogo. Jest wybredna. Nieraz więc Basia wychodzie ze mną, ale nie zawsze i nie wszędzie. Moje propozycje w tym względzie nie są dla niej wszystkim.

- Ja, panie Kaziu, mam przecież też swój rozum! - mawiała ona do mnie i tym swoim czarującym uśmiechem gdy z początku raziło mnie to jej odmienne od Hali postępowanie.

Powoli przyzwyczaiłem się do tego, że i kobieta ma głos równy mężczyźnie, a nawet, że może mieć rozum większy od "chłopa", nie mówiąc o uczciwszym postępowaniu. A właśnie Basia jest bardzo zdrowa moralnie. Mój Boże, czegóż ona mnie od tego czasu nie nauczyła?!

Na przykład, gdy wybieraliśmy się na wycieczkę dalszą gdzieś w las, czy za miasto, na "tańcówkę": lubiła iść ze mną, ale z kimś jeszcze ze swych domowników. Nigdy nie wracaliśmy późno. Chętnie rozmawia na poważne tematy. I zachować się trzeba wobec niej z szacunkiem, nie można sobie wobec niej pozwalać.

Kiedyś powiada:

- Widzi pan, panie Kaziu, dziewczyna jest naprawdę słaba i nie bardzo mądra, ale Bóg jest mądry. I jeżeli Bóg czegoś zabrania, a dziewczyna tego słucha, to postępuje mądrze. Żadna dziewczyna jeszcze na tym źle nie wyszła i ja źle nie wyjdę. - A mówiła to wszystko z tym swoim rozkosznym uśmiechem.

Ciekawa dziewczyna! Nie podnosi głosu. Mówi łagodnie i to także wtedy, gdy się z czym nie zgadza lub się oburza. A gdy powie coś ostrego, to delikatnie, uśmiechnie się przy tym. Któż by takiej nie słuchał?

- Nie warto postępować z chłopcem byle jak - tłumaczyła mi kiedyś. - Jak przeżyć młodość, to najpiękniej! Rozpustnikom nie zazdroszczę, bo rozpustna młodość jest robaczywa. Nie chcę mieć robaczywej młodości. Chcę jak najwięcej słońca w swoim życiu!

- Ale jak postępować wobec dziewczyny, by postępować najpiękniej? - spytałem.

- Tak, jak Bóg nakazuje.

Aż się zdziwiłem, że nie przyszło mi to samemu na myśl.

- Basiu - roześmiałem się teraz któregoś dnia do niej (bo już mówimy sobie na "ty")! - Obawiam się, że gdy zostaniesz moją żoną, to będę "pod pantoflem"?

Ubawiło ją to. Śmialiśmy się oboje z tego jak dzieciaki. Bo w gruncie rzeczy wcale się nie lękam jej wpływów na mnie w naszym przyszłym małżeństwie. Dlaczego? Ponieważ wiem, i Basia tylko wtedy jest "despotką" i stawia na swoim, gdy ja chcę zrobić coś takiego, czego Bóg zabrania. A taka "despotka" to po prostu Anioł-Stróż.