Bóg czy przypadek

Z jaką niewiarogodną pewnością siebie nie uznawaliśmy w naszych młodzieńczych czasach Boga. Znajdowaliśmy miliony gwiazd, ale ani jednego dowodu na ich Stwórcę! Ewolucja i protoplazma, to były słowa, na które się przysięgało. Ale nawet przyjmując wszystko to, co głoszą ewolucjoniści, musimy przyjąć Tego, który zapoczątkował ewolucję. Może być ewolucja, posłuszna Bożemu urządzeniu równie dobrze, jak ewolucja, posłuszna ślepej konieczności. Jest to zaprawdę najwznioślejsza możliwa teoria Boskiej Metody. Przyjmując, że pierwotny zarodek miał już w sobie wszystkie możliwości, pozostaje jeszcze pytanie: "Kto uczynił ten zarodek i dał mu te możliwości?" Początek materii, porządek i kierunek jej rozwoju musiała zapewnić nieskończona Wola. Jakie znaczenie ma sposób działania, czy przez wieki rozwoju, czy przez specjalne stworzenie, skoro przyjmujemy Boski Umysł za Przyczynę początku? Nazywanie substancji protoplazmą nie jest wyjaśnieniem początku życia, ani też ta substancja nie usuwa konieczności Pierwszej Przyczyny.

Czy łatwiej, albo rozsądniej jest wierzyć w wieczną, bezrozumną protoplazmę. niż w wiecznego i mądrego Boga? Nawet, jeśli cofniemy człowieka do pierwotnej komórki, to musimy uznać, że komórka, która może stać się człowiekiem - z wszystkimi jego własnościami moralnymi, umysłowymi i fizycznymi - jest bardziej tajemnicza, niż sam człowiek. "Bez przypuszczenia umysłu, który przewodzi i kieruje jej procesami, teoria ewolucji jest większą tajemnicą, niż teoria specjalnego stworzenia" (Maccoll - "Chrześcijaństwo wobec nauki i moralności", str. 21).

Prof. Wallace. który dzieli z Darwinem chwałę ogłoszenia teorii, zwanej "darwinizmem". twierdzi, że jest przynajmniej trzy stadia rozwoju świata organicznego, w których musi wkroczyć jakaś nowa przyczyna lub władza. Pierwszym stadium jest zamiana świata nieorganicznego w organiczny, gdy zjawiają się pierwsze komórki roślinne. Następnym stadium jest wprowadzenie świadomości - życia zwierzęcego. Trzecim wreszcie stadium jest zjawienie się człowieka, z jego władzami myśli i mowy.

Łatwo jest nazwać dowód z planowości starym i "przestarzałym", ale trudno na niego odpowiedzieć. Z tego powodu ludzie wyznają, że już są nim zmęczeni i starają się umniejszyć jego siłę przez żonglowanie słowami. Dowód jest "stary", bo olbrzymia większość rodzaju ludzkiego uznawała zawsze oczywistość planu w naturze. Nigdy jednak nie będzie on przestarzały, przynajmniej dopóki istnieje mikroskop i teleskop, a umysł ludzki postrzega i sądzi o cudach przez nie objawionych. Dowód jest stary, ale tak samo starym jest nadejście jutrzni. I jak ona zawsze będzie się narzucać oczom, tak samo plan w naturze zawsze się będzie narzucał rozumowi, dopóki wszechświat nie zestarzeje się jak ubranie i "wszystkie zastępy niebieskie rozproszą się, a niebo zwinie się jak zwój" (Iz 34,4).

Sławny sceptyk Hume uznawał dowód z planu. Pisał on: "Cała rama Natury zapowiada inteligentnego Stwórcę. żaden rozsądny badacz nie może, po zastanowieniu się, zawiesić choćby na chwilę swej wiary w pierwotne zasady teizmu i religii". Patrzeć na prawa, rządzące wszechświatem, jako na istności nie potrzebujące Boga, sądzić, że stworzyły one "same z siebie" swoje zadziwiające kombinacje, jest to rozpaczliwą próbą przyjęcia byle jakiego przypuszczenia, choćby najbardziej nierozsądnego, aby tylko nie uznać jedynego rozumnego wyjaśnienia - Stwórcy. Jak mówi Huxley, prawa natury nie są osobami działającymi, ale tylko dokumentami doświadczenia. Co więcej, prawa domagają się głosem, rozumu Prawodawcy, Plan domaga się Planującego. Przystosowanie środków do celów żąda Tego, który stosuje. Budowanie świata domaga się Budowniczego. Zmuszeni jesteśmy wybierać między poglądami, że ten ogromny, uporządkowany wszechświat jest rządzony przez Inteligencję, autonomię, albo przypadek. Ale w obliczu dowodów na obecność Rozumnej Osobowości w naturze, pojecie bezosobowej autonomii staje się nie do utrzymania, podczas gdy mniemanie, że przypadek może zająć miejsce Stwórcy w takim jak nasz wszechświecie jest jeszcze mniej wiarogodne i niemożliwe, jak o tym świadczą wszystkie zasady prawdopodobieństwa.

W czasie spaceru po ogrodzie widzimy delikatne kwiaty jabłoni, wąsy dojrzewającej winorośli, subtelne żyłkowania lilii, oraz wyszukanie zabarwione płatki róży. Czy możemy uwierzyć, że cała ta kwietna piękność formy i koloru zdarzyła się przypadkiem, lub przez działanie "nieświadomej chemii"? Czyż takie pochodzenie nie jest nieskończenie bardziej nieprawdopodobne, niż początek w rozumie i woli mądrego i dobrego Stwórcy? Niestety, większość z nas nigdy w ogóle nie myśli o początku tych cudownych zjawisk. Tak blisko zżyliśmy się z nimi, że przyjmujemy je jako rozumiejące się same przez się i patrzymy na nie ze zwierzęcą niedbałością. Fakt, że zażyłość z takimi cudami pociąga za sobą tylko obojętność, świadczy bardzo żałośnie o naszej powierzchownej naturze. "Gdyby - mówi Emerson - gwiazdy pokazywały się tylko raz na tysiąc lat, w takim razie ludzie wierzyliby i czcili i przechowywali przez wszystkie pokolenia wspomnienie o Mieście Bożym, które im się ukazało".

Rozważając te sprawy, dostrzegłem jedną rzecz, która coraz mocniej zaczęła się wrażać w mój umysł. Jest to absolutna niemożliwość uwierzenia w to, że w tej bezgranicznej przestrzeni gorejących słońc i niezliczonych konstelacji, nikt nie rozumie lepiej od nas jej początku i tajemnic, oraz że nasze słabe, skończone umysły tworzą najwyższą granicę inteligencji, jaka może istnieć w tym cudownym planie rzeczy!

Myśl taka jest bluźniercza w swej pysze, a obezwładniająca w swym wpływie. Możemy po akademicku, abstrakcyjnie mówić o "bezbożnym świecie" ale, gdy naprawdę patrzymy w twarz jego możliwości, wtedy widzimy, że w jego okropności nie ma nic bardziej przerażającego od pojęcia bezgranicznego wszechświata, rozwijającego się wieczyście w doskonałym porządku i pełnej aktywności, bez Umysłu, który rozumie, i Woli, która kieruje! "Człowiek - powiada Disraeli - jest stworzony do czci i posłuchu". Dopóki zarozumiale spoglądamy na własne maleńkie jaźnie, dopóty chętnie zaprzeczamy temu twierdzeniu. Gdy jednak spojrzymy z naszej ściemniałej planety w gwiezdną przestrzeń, wówczas widzimy, że jest ono słuszne.