Błogosławiona Dziewica

- Dlaczego to - spytała mnie niedawno pewna protestancka dama - katolicy nazywają zawsze Matkę Chrystusa "Błogosławioną Dziewicą".

- A cóż w tym dziwnego - odrzekłem. - Proszę sobie przypomnieć prorocze słowa, zapisane u św. Łukasza (1,48): "Odtąd błogosławioną zwać mnie będą wszystkie narody".

- Przecież są to słowa Chrystusa i odnoszą się do Niego samego - rzekła w najlepszej wierze skądinąd wysoko wykształcona osoba.

Tak mało znała Ewangelię, którą przecież jak wszyscy protestanci uznali za księgę objawioną przez Boga i za jedyną powagę w rzeczach wiary! Prorocze słowa Matki Zbawiciela niewątpliwie nakładają na chrześcijan obowiązek spełniania ich, jednakże protestanci z reguły nie zwracają na nie uwagi. Ba, słyszałem, jak nie chcieli używać wyrażenia "Błogosławiona Dziewica" tylko dlatego, że brzmi ono za bardzo po rzymsko-katolicku. Jednakże katolicy idą w tym za przykładem, jaki daje Ewangelia. Archanioł Gabriel w czasie zwiastowania przywitał Ją słowami: Bądź pozdrowiona łaski pełna! Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami". Św. Elżbieta użyła tego samego wyrażenia. Błogosławionaś Ty między niewiastami... Skądże mi to, że przychodzi do mnie Matka Pana mego?"

Ale w każdym wypadku protestanci bezpodstawnie nie chcą nazywać Maryję Pannę "błogosławioną". Jakaż kobieta mogła kiedykolwiek mieć większe prawo do tego tytułu niż ta, którą Bóg wybrał spośród wszystkich niewiast, żeby dała światu Jego Syna-Boga? Czy może spotkać śmiertelnika większy zaszczyt? Czyż jakiekolwiek życie mogło być bardziej błogosławione, niż to, które dało ludziom Zbawiciela?

Lekceważenie Maryi Panny przez tych, którzy nie wierzą w Chrystusa, jest zrozumiałe. Dlaczego jednak ewangeliccy protestanci nie chcą nazywać błogosławioną Matki ich Zbawiciela? Czy może się kto podobać nawet ziemskiemu synowi, jeśli okazuje brak szacunku jego matce? O ileż mniej może się Takie postępowanie podobać Synowi Bożemu, który podczas agonii na krzyżu powierzył Swą Matkę Swemu umiłowanemu uczniowi! Czyż może być jakaś wątpliwość co do tego, że Chrystus kocha i czci Swoją Matkę w niebie, której był posłuszny przez 30 lat na 33 lata Swego życia ziemskiego? Jest rzeczą całkowicie pewną, że kto czci matkę, ten przez to i syna, i że każdy wieniec uwity dla Maryi leży u stóp Jezusa. Dobrze znane wiersze O. Fabera pięknie wyrażają te uczucia:

O Matko miła, dzień po dniu
Ku Tobie miłość rośnie.
Twe dary hojne tam i tu
Kwitną jak kwiaty w wiośnie.
Ludzie z pogardą rzekli mi,
że Ty odwodzisz mnie od Boga,
A przecież idę, krzesząc skry,
Tą samą, co Zbawiciel drogą.
Kto tak bez serca mówi do mnie,
Ten wie o Tobie bardzo mało.
Bo kogóż Jezus tak ogromnie
Otoczył łaską swą i chwałą?

Gdy mąk mijała już godzina,
Powierzył mi Cię w tej potrzebie.
Jak mogę kochać Twego Syna,
Jeśli nie kocham, Matko, Ciebie?

Badanie tego przedmiotu odsłoniło mi następujące fakty: katolicka nauka bynajmniej nie stawia Najświętszej Panny na równi z Bogiem, jak mniemają niektórzy, ale w pełni uznaje również w tym wypadku nieskończoną odległość, jaka dzieli stworzenie od Stwórcy. Któż jednak nie widzi tego, że Maryja z konieczności zajmuje jedyne stanowisko wśród wszystkich stworzeń? Chrystus miał tylko jedną Matkę. Wcielony Bóg raczył przebywać tylko w Jej ciele. W ten sposób stała się Ona ziemską Matką Bóstwa. Dlaczego więc nie miałaby Ona być najwięcej czczona spośród śmiertelników?

Ponadto Ona jedna z całego rodzaju ludzkiego miała przywilej współdziałania w dziele odkupienia z własnej swej woli i wyboru. Gdy bowiem oznajmiono Jej o świętej tajemnicy Wcielenia, odrzekła Ona pokornie: "Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego." Lecz, skoro tak, to czy można uważać Matkę Chrystusa za "zwykłą kobietę", jak ją czasami nazywają protestanci? Jaki anioł czy święty był kiedyś aż tak wyniesiony? A jeśli była tak zaszczycona i Wybrana, ze wszystkich stworzeń, to czy jej charakter, doskonałość i świętość nie musiały być jedyne? Jeśli nie, to dlaczego Wszechmocny Bóg, który mógł wybierać z całego wszechświata, wybrał Maryję? Czy do przyjęcia jest myśl, że gdyby na świecie była kobieta czystsza, słodsza, pobożniejsza i pokorniejsza od Najświętszej Panny, to Bóg by jej nie wybrał? Bez końca pytałem się z żalem: Dlaczego nigdy dotąd nie myślałem poważnie zamiast po głupiemu powtarzać stare protestanckie i racjonalistyczne bezsensy dla Jej zniesławienia, i brutalnie upierać się przy upokarzaniu Matki naszego Pana?

Odszczepieńczy kościół grecki i większość wschodnich sekt chrześcijańskich na równi z katolikami czczą Maryję i modlą się o Jej wstawiennictwo, nawet Mahometanie oddają Jej większe honory niż protestanci. Ci jednak, którzy tak zapoznają miłość i potęgę Najświętszej Panny, obdzierają religię Chrystusa z naturalnej czułości i słodyczy. Ich niepojęta wrogość do Matki Zbawiciela posuwa się czasem do niewiarogodnej ostateczności. J. G. Sutcliffe, były protestancki proboszcz w Great Yarmouth, daje o tym takie świadectwo: "Mój wikary, w kazaniu o Matce Jezusa, uczył, że była Ona nie lepsza od pierwszej z brzegu dziewczyny z naszego miasta". ("Droga do Rzymu", str. 258). Jest rzeczą oczywistą, że tacy ludzie zapominają nie tylko o bezprzykładnym zaszczycie, jaki Ją spotkał ze strony Boga, ale i o stopniu zażyłości, na jakim się znajdowała ze swym Dzieckiem - Wcielonym Synem Boga!

W ciągu trzydziestu lat życia Chrystusa na ziemi nie rozłączali się Oni z sobą praktycznie nigdy, a rzadko kiedy w ciągu pozostałych trzech lat. Maryja dała Mu ludzkie ciało i krew, karmiła Go, gdy był niemowlęciem, kierowała Jego pierwszymi krokami, pokazywała Mu drogi życia, zabrała Go do Egiptu w czasie nakazanej ucieczki i strzegła Go, "poddanego jej" zawsze, aż osiągnął wiek męski. Była Jego kochającą zaufaną, a On niewątpliwie był takim samym dla Niej. Jak głęboko uświęcający musiał być wpływ świętej obecności Syna Bożego na Nią w spokojnym domku w Nazarecie przez te trzydzieści lat! Ponadto, była ona Jego towarzyszką aż do ostatka. Słuchała Jego wzruszających przypowieści i kazań, zdumiewała się Jego słowami, podziwiała Jego cuda, z których pierwszy został uczyniony na Jej prośbę. Patrzyła również z bólem na Jego cierpienia na krzyżu i słyszała Jego czułe słowa, dotyczące Jej Samej, wypowiedziane ostatnim tchem. Ona to też trzymała na swym łonie i myła Jego poranione ciało, dzieliła radość Jego uczniów przy Zmartwychwstaniu, była obecna razem z nimi przy Jego Wniebowstąpieniu i w dzień Zielonych Świąt, gdy zstąpił na nich Duch Święty.

- Ale - może ktoś zapytać - dlaczego katolicy posuwają się aż tak daleko, że stosują do Najświętszej Panny tytuł "Matki Bożej"?

Czy jednak ten tytuł nie odpowiada faktowi? Katolicy używają go, oczywiście, w odniesieniu do Maryi, jako Matki Chrystusa na ziemi. Katolicy bynajmniej nie utrzymują, że Maryja była Matką Boga - Boskiej Natury, istniejącej odwiecznie, sama przez się, tylko, że była Matką Chrystusa, który, choć w jednej osobie, miał dwie natury, boską i ludzką i był i Bogiem i człowiekiem. Ponieważ zatem była Maryja Matką Chrystusa, była przez to z pewnością i Matką Boską, w znaczeniu dopiero co podanym. A ten wspaniały tytuł został Jej w tym znaczeniu formalnie przyznany przez Sobór w Efezie już 432 roku. Nie oznacza to, wszelako, że nie był on przedtem używany przez chrześcijan nieurzędowo, bo często z niego korzystali Ojcowie Kościoła: Orygenes, Euzebiusz, Atanazy, Ambroży i wielu innych. W 432 roku jednakże, z powodu herezji Nestoriusza, zaszła konieczność ścisłego określenia przez Kościół nauki o dwóch naturach Chrystusa. Papież ogłosił ją uroczyście ex cathedra, ażeby na zawsze wyłączyć tę sprawę z dogmatycznych sporów między katolikami. Od tego to czasu niezliczone pobożne usta we wszystkich stuleciach, we wszystkich krajach świata i na najbardziej samotnych obszarach morza głosiły te głęboko wzruszające słowa: "Sancta Maryja, Mater Dei, ora pro nobis peccatoribus nunc et in hora mortis nostrae"! - Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami...