Wierzę w jednego Boga
Drukuj

Mogłoby się wydawać, że epoka politeizmu odeszła w niepamięć, bo nawet hinduizm, choć z panteonem bóstw, to jednak bóstwa te rozumiane są jako emanacje (wcielenia) jednego Boga. A jednak...

Wierzę w jednego Boga

Współczesny, wykształcony i nowoczesny człowiek, na co dzień podkreślający swój ateizm bądź agnostycyzm, w istocie jest politeistą. Wierzy w wielu bogów, którzy mogą go uszczęśliwić, zapewnić mu komfort życia i sprawić, że będzie piękny i młody. Siła fizyczna, seks, władza i użyteczność, wreszcie sława - oto imiona współczesnych bóstw. Jest jeszcze jeden bóg - pieniądz. In God we trust - przekonują amerykańskie banknoty. Slogan ów zdaje się być jak credo, lecz w istocie ludzie nie kojarzą tego przesłania z Bogiem. Na myśl przywodzi im on najzwyklejsze money, money, money...

Wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych... "Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon".

Kto odda się Mamonie, może liczyć na jej przychylność. Roztacza ona przed człowiekiem perspektywę podobną do tamtej, widocznej z wysokiej góry, gdy w jednej chwili objąć można było wszystkie królestwa świata i stać się ich potężnym suwerenem. Miało to gwarantować niczym nieograniczoną władzę. Zachęcany do oddania pokłonu Mamonie człowiek miał stać się bogiem tego świata, posiadać moc przeistaczania kamieni w chleby i zamieniania wszystkiego, czegokolwiek się dotknie, w złoto. Miał też mieć miejsce wyeksponowane, wysokie: narożnik świątyni. I sławę. Gdy zbierze się widownia złożona z ubogich, chromych i wszelkiej maści "nieudaczników", wtedy miał skoczyć na dziedziniec świata, aby zadziwić ludzi. Bo oto aniołowie - nawet oni! - służyć mu mieli, chwytając go w locie, by nie uraził swoich stóp o kamienie (por. Mt 4,1-11).

Przedstawione bóstwa współczesnego humanisty i racjonalisty nie są bynajmniej bogami per analogiam. To bogowie par excellence. Wymagają od swych czcicieli lojalności i bezgranicznego oddania. Dla nich - dla bogactwa, władzy i sławy - współcześni politeiści podejmują ogromne wysiłki i trud, aby posiąść z nimi "jedno". To bardzo wierni, skorzy do wyrzeczeń czciciele. Potrafią wszystko poświęcić swoim bogom: rodzinne relacje, przyjaźń kolegów, własne człowieczeństwo. Dla sławy posłużą się plotką, oszczerstwem, plagiatem. Dla pieniądza - potrafią skrzywdzić ubogiego i zabić konkurencję. Na ludzkich łzach budują własne imperia. Nowi bogowie są bezwzględni i krwiożerczy.

Wierzę w jednego Boga... Czy jest to jednak Bóg Abrahama, Izaaka, Jakuba i Jezusa? Ten, który jest odwiecznym JESTEM i MIŁOŚCIĄ? A może, tak naprawdę: Wierzę w bożków - próżności, chciwości, pychy, zazdrości, gniewu, nieumiarkowania, nieczystości, lenistwa...?

Świadectw nowej wiary nie trzeba daleko szukać. Plakaty i billboardy są jej wyznaniem tyleż szczerym, co oszukańczym. Świadczą o niej oczy, w których zamiast źrenic spoglądają dwie złotówki. Przekonują nadęte fizjonomie manifestujące swą wyższość w domu, w pracy, na ulicy i w czasie urlopu. Inflacja nie jest już tylko zagadnieniem gospodarczym; coraz częściej stanowi problem osobowości. Neofita staje się inkwizytorem sąsiada, państwa, Kościoła. Wciela się niczym hinduistyczna dusza w psa ogrodnika. Wiadomo, ten nie gustuje w owocach (miłości) i jedyne, co potrafi, to pogryźć jarosza... Czcząc "cudzych bogów", odwraca się od jedynego Boga. Boczy się i obraża na rodzinę, swoich przyjaciół, na Polskę, Europę, na cały świat. Bo bez wiary w jednego Boga nie ma wiary w człowieka. Nie ma miłości.

Taki jest obraz, smutny obraz człowieka wierzącego w wielu bogów. Gdy życie spuści powietrze z pyszałka, wówczas daje znać o sobie trzustka: wylewa żółć agresji na tych, którym się powiodło. "Wierzący inaczej" nie odwraca się jednak od bogów tego świata: "wszystkomogącej" Mamony, wojowniczego Baala, bogini Konsumpcji i balującego Bachusa. Nie. Jest im wierny i jeszcze usilniej się modli, by sczezł sąsiad, by sczezła "konkurencja". Aby byli jako bogowie: ponad prawem i ponad ludźmi. Ponad światem.

I tak współczesny politeizm charakteryzuje się permanentnym niezadowoleniem i nieumiarkowaniem. Chociaż czcicielom bóstw żyje się wygodnie, to przecież innym żyje się jeszcze wygodniej. Choć często są obrzydliwie bogaci, to przecież inni mają jeszcze więcej pieniędzy. Mimo że są piękni i młodzi, to przecież są od nich młodsi, mający większe powodzenie u kobiet. Czym zatem zapełnić ów niedostatek nieumiarkowania? Czym zastąpić miłość, która jest jedna i największa? Czy można przebić tę jedyną wielkość wielością małości? Niekończącymi się bachanaliami? A może po prostu nic nie robić, dać się ponieść fali "nicnierobienia", wszak robota trzyma się głupiego. Dolce far niente - mówią bywalcy salonów.

Może ktoś powiedzieć, że obraz ten jest nadto przejaskrawiony lub wręcz nieprawdziwy. To dlaczego w niedzielę na sumie ci, co mają, a nie kochają i których zżera ambicja, panowie tego świata oraz frustraci, osobnicy wściekle emocjonalni i ludojady, wreszcie indywidua bez hamulców moralnych (hamulców używają tylko w samochodzie, nie w swoim życiu) oraz poczciwe niebieskie ptaki - mówią zgodnie: "Wierzę w jednego Boga..."?

Wierzyć w jednego Boga, to nie deklaracja. To życie nie po światowemu. Po Bożemu. Taka jest Ewangelia - dobra nowina dla tych, co zawsze kochają, a nie zawsze mają...

O. dr Ignacy Kosmana OFMConv, RN 2/2011, s. 53


Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się , żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?