Za te łaskę zapłaciłam sercem

Od zarania swego życia do lat dwudziestu byłam jak ten piękny strumyk, wartko płynący do celu, jak ta lilia biała, nie splamiona grzechem i miła samemu Bogu. Czułam się najszczęśliwszą na świecie, bo w moim sercu mieszkała łaska Boża.

Niedługo jednak - z żalem to wyznaję - byłam szczęśliwą. W 21-ym roku życia popadłam w ciężkie grzechy i straciłam łaskę u Boga. Choć miałam wszystko na świecie, czego chciałam, ciągle męczyło mnie sumienie, że nie jestem dzieckiem Bożym. Zdawało mi się, że słyszę swego Anioła Stróża, który skarżył się Bogu, że mu dał pod opiekę tak brzydką istotę. Zakrył niebieskie oczy białymi skrzydłami i płakał tak głośno, że moja biedna dusza nigdzie nie miała spokoju.

Wrócić do Boga nie mogłam, bo wpaść w grzech łatwo, ale powstać o własnych siłach trudno, wprost niemożliwe dla człowieka. Kiedy człowiek grzeszy, to za nim chodzi jeden diabeł, a gdy myśli wrócić do Boga, to z piekła lecą najgorsze złe duchy i trzymają dusze w swych szponach. Czułam, że stoję nad przepaścią piekielną. Nie mogłam zdobyć się na tyle odwagi, aby prosić Boga o miłosierdzie Myślałam, że dla mnie nie ma przebaczenia.

Nagle wpada mi w ręce dobra książka. Czytając ją, nabrałam otuchy, że jeszcze nie jest dla mnie za późno, że dobry Bóg i za mnie cierpiał i nie chce mojej zguby. Zatęskniłam za Bogiem i za życiem niewinnym. Zaczęłam prosić Matkę Nieustającej Pomocy, aby mnie ratowała. I oto ta Matka Miłosierdzia, która nigdy nie gardzi grzesznikiem, zapomniała, że tak strasznie zraniłam serce Jej kochanego Syna. Szybko biegnie mi na pomoc. I co ze mną robi? Nie narzeka, nie brzydzi się moimi grzechami, lecz jedną ręką prowadzi mnie do świętej spowiedzi, a drugą rozpędza szatanów. Przy konfesjonale okrywa płaszczem swojej opieki, dodaje odwagi do szczerej spowiedzi, wzbudza słodką łagodność u kapłana, i wreszcie przywraca niewinność mej duszy i oddaje w ręce swego Syna.

Czym zapłacić Matce Najśw. za tak wielkie miłosierdzie i łaski? Oddałam jej swoje serce, a Ona z miłością wzięła ten dar i zrobiła z niego tron dla swego ukochanego Syna. Już cztery lata minęło od tej chwili, jak oddałam serce Niepokalanej, a Ona mnie nie zawiodła. Nie zostawiła mnie samej, ciągle mnie wspiera swą opieką w burzach tego życia, dodaje mi sił do zwycięskiej walki z pokusami. I mogę śmiało stwierdzić, że przez te cztery lata ani na chwilę nie zaszło mi słońce łaski. Jezus ogrzewa mnie bez przerwy Swą miłością.