Wychowanie religijne w rodzinie

Bóg stworzył dziecko twoje dla szczęścia. W najśmielszych snach i marzeniach swoich potrafisz wyobrazić sobie tylko nikły cień tego bezmiernego szczęścia, które Bóg zgotował dla twego dziecka!

I od ciebie matko zależy, czy dziecię twoje osiągnie to szczęście. Od ciebie to zależy, twój to matko najświętszy obowiązek. Jeżeli ty dziecka swego nie doprowadzisz do nieba, któż to uczyni?

Twoje to dziecko i ty za nie odpowiadasz przed Bogiem.

Ufaj, matko, nie jesteś nigdy sama. Bóg jest z tobą i Matka Przenajświętsza.

Ufaj, matko! Dziecię twoje - to umiłowane dziecko Chrystusa i Matki Bożej. Bóg ukochał je ponad wszystko. Bóg przyszedł do serca jego w godzinie chrztu i odtąd w niewidzialny sposób kształtuje jego duszę, Zbawienie twego dziecka to najgorętsze pragnienie Boga, który jest wszechmocny.

Ufaj, matko! Gdy wychowujesz dziecię twe, Chrystus pracuje ra[215]zem z tobą. Bóg w niewidzialny, cudowny sposób kształtuje duszę twego dziecka. Bóg będzie twoją siłą, ale chce, żebyś Go poprosiła o pomoc. Przez czyste, oddane Bogu życie, przystępowanie do sakramentów świętych i modlitwę możesz powiększyć strumień Łaski, który spływa na duszę twego dziecka. Święta Monika zmieniła syna swego z wielkiego grzesznika w świętego.

Jednym z najważniejszych składników wychowania religijnego jest modlitwa matki i ofiara za dziecko jej czystego, pełnego poświęceń życia.

Matka wychowuje dziecko przede wszystkim swoim przykładem. Postępowanie jej dostarcza dziecięciu wzoru do naśladowania.

Dlatego też matka chrześcijanka musi zacząć wychowanie religijne swego dziecka od siebie samej, od pogłębienia swego stosunku do Boga/ i zbudowania swego życia na zasadach Ewangelii. Wartość wychowania religijnego, które daje dziecku, zależy przede wszystkim od tego, w jakim stopniu potrafi wcielić we własne życie naukę Chrystusa.

Głęboka wiara matki i jej szlachetne, pełne poświęceń życie, to najpiękniejsza książka, z której dziecię uczy się o Bogu.

Szczęśliwa matka, która może w mężu swoim znaleźć gorącą wiarę i miłość do Boga. Jakże łatwe jest wtedy wychowanie religijne dzieci! Dziecię jest świadkiem modlitw rodziców, słucha ich rozmów o Bogu, towarzyszy im do kościoła i razem z nim obchodzi uroczyste święta. Przykład rodziców kształtuje jego duszę dla Boga.

A jeżeli jest inaczej?

Wtedy matka musi sama wychowywać swe dzieci dla nieba. Z nią jest Bóg!

* * *

DZIAŁANIE ŻYWEGO WZORU

Nie pomogą żadne, najwspanialsze teorie wychowawcze, jeśli będzie brakować żywego wzoru, jeśli ci, co mają wychowywać, będą sami żyli inaczej, niż mówią. Ta zasada dotyczy szczególnie wychowania religijnego. Dobrze jest rozumieć zasady wiary św. - ale jeszcze lepiej, prócz tego rozumienia posiadać moc duchową, zdolną oddziaływać na otoczenie. Ową moc duszy wytwarza związek z Bogiem, czyli łaska. Ten jest główny warunek wychowania religijnego w rodzinie: niech matka i ojciec uporządkują swój stosunek do Boga, niech nie żyją w stanie grzechu ciężkiego. Ale to uporządkowanie nie może być tylko doprowadzeniem duszy do pewnego stanu i początkiem zastoju; ma ono być początkiem dalszego postępu w naszym życiu. Energię i czystość moral[216]ną musimy w sobie wytworzyć, wykształcić tak, jak kształcimy się w nauce i w umiejętnościach technicznych, jak ćwiczy się artysta, lub wyczynowiec sportowy, z tym, że sprawa jest daleko poważniejsza, bo moralność to cały człowiek i cała zasługa na wieczność. Czujność moralna, ażeby utrzymać się w stanie łaski i wysiłek duszy do postępu moralnego - wytwarza w nas życie wewnętrzne, które promieniuje dokoła i wpływa na obcujących z nami ludzi.

MIŁOŚĆ DO ŚWIATA

Nie trzeba dziecka straszyć - ciemnością, dziadem, kominiarzem, cyganką itd. Są to sposoby przestarzałe, na ogół nieskuteczne, a jeżeli nawet doraźny skutek osiągniemy i dziecko zaczyna się tych gróźb bać - powstaje pytanie, czy taka metoda nie wywołuje w duszy dziecka drugiego skutku, na razie może nie widocznego, czy nie wytwarza nieufności, niechęci do otoczenia, obawy przed pewnymi zjawiskami i istotami, których bać się nie należy. Ten sam zły skutek wywołuje mszczenie się "na niby" na przedmiotach martwych, jeżeli dziecku coś się stanie. Maleństwo potknie się np. o przewrócony stołeczek i zaczyna płakać - osoba starsza powiada dla zajęcia czymś i uspokojenia dziecka: stołek be, be! Zbijemy go, po co uderzył dziecko w nóżkę. A masz, a masz, brzydki stołeczku! Brak dozoru ze strony rodziców, albo nieostrożność dziecka przedstawiamy w fałszywym świetle, jako winę złośliwych sprzętów, zabawek, kamieni, roślin... Błąd. Po co wytwarzać w dziecinie przekonanie, że przedmioty otoczenia są ożywione jakimiś złymi duchami, które tylko czyhają na to, żeby dziecku dokuczyć? Nie godzę się z tłumaczeniem, że to tylko niewinna igraszka z zakresu dziecinnych bajek. Tymi sposobami wytworzylibyśmy w duszy dziecka szkodliwy osad, zaczątek złego stosunku do świata. Dziecko trzeba uczyć miłości do wszystkiego, do słońca, ziemi, wody, roślin, zwierząt (z zachowaniem należytej ostrożności wobec niebezpieczeństw), zjawisk atmosferycznych, ciał niebieskich. Wzory miłości powszechnej, w stosunku do całego bytu, znajdziemy w żywocie św. Franciszka z Asyżu i w poezji (każdą prawdziwą poezję ożywia miłość wszechludzka i wszechświatowa). Człowiek powinien żyć w sympatii i harmonii ze światem, jako dziełem Bożym. Naturalnie wychowawcy sami muszą być ożywieni tym głęboko ludzkim i chrześcijańskim uczuciem miłości powszechnej. Rzecz prosta, że z całego wszechświata wyłania się jedna lub kilka istot najbliższych, najsilniej z nami związanych, które zarówno prawo natury jak i Boskie nakazuje nam kochać najmocniej: są to małżonkowie oraz rodzice i dzieci. Dziecko tworzy sobie pojęcie Boga, jako Ojca, a Matki Bożej, jako Matki - na podstawie przede wszystkim stosunku do własnych rodziców. Potem pojęcie Chrystusowego i Maryjnego syno[217]stwa może się rozwinąć i uzupełniać na podstawie naszego stosunku do własnych dzieci. Ojciec i matka mają więc to jeszcze posłannictwo, że przedstawiają sobą - wobec własnych dzieci, Trójcę $w. i Rodzinę świętą. Te skojarzenia nasuwają już dziecku słowa codziennej modlitwy: "Ojcze nasz..." Czasami bardzo trudną sprawą jest rozbudzenie w dzieciach właściwej miłości do rodziców. Bywa tak, że im więcej okazujemy dziecku uczucia, starania, poświęcenia - tym mniej dziecko nas szanuje i kocha. Dotyczy to szczególnie jedynaków. Przyczyny tego bywają różne; najczęściej ten niezamierzony skutek wywołuje miłość do dziecka zaślepiona, nie widząca świata poza tym jednym gagatkiem. Rodzice zaślepieni nie rozumieją, że miłość wcale nie musi być jednostronna, żeby była silna. Przeciwnie: im więcej miłość obejmuje, tym potężniej działa. Przykład zaślepionej i ograniczonej, czyli tak zwanej w pedagogice małpiej miłości przedstawia Balzak w okrutnym losie Ojca Goriot. Dziecko powinno odczuwać i wiedzieć, że rodzice kochają własną pracę, ludzi, ojczyznę, wszystko. Przede wszystkim zaś my, którzy żądamy szacunku i miłości od własnych dzieci, zapominamy o własnych rodzicach, nie traktujemy ich, żywych czy zmarłych, tak, ażeby na tym przykładzie mogły się uczyć miłości do nas nasze własne dzieci.

Gdy dziecko zacznie myśleć o tym, co powtarza w pacierzu i co słyszy z historii świętej i o Bogu - należy mu dawać wyjaśnienia przystępne dziecięcej główce, ale rozsądne i nie zafałszowane jakąś fantastyczną blagą. Nie upraszczajmy sprawy tak, jak to mamy np. w staroświeckim wierszyku o dziecku, które karmiło ryby bułką, a które "Bóg przywiódł nad rzeczkę, Bóg mu dał bułeczkę"... itd. Bo choć wiemy, że Bóg rządzi światem, to przecież rządzi poprzez prawa natury, przez cały ogromnie skomplikowany układ energii przyrodzonych i niewłaściwym jest przedstawianie Opatrzności w roli jakiejś wróżki czarodziejskiej lub kota w butach. Uproszczenia te, podobne do bociana przynoszącego dzieci, będą się mścić później, gdy dziecko nabierze krytycyzmu i przestanie wierzyć bajeczkom. Może wtenczas stracić do nas zaufanie.

ZAGADNIENIE OFIARY

Jako przykład zagadnień, wchodzących w skład religijnego poglądu na świat - rozpatrzmy kluczowe w obrzędach religijnych i praktyce życiowej zagadnienie ofiary. Dziecko nasze ma się wcześnie przejąć myślą, że fundament szczęścia ludzkości założył Jezus aktem odkupienia - i że to szczęście będzie się wzmagać przez współdziałanie naszej własnej ofiary z ofiarą Boską krwawą i bezkrwawą. Ofiary dziecko nie powinno pojmować tylko według dawnych wskazówek dla [218]grzecznych dzieci, jako np. nie zjedzenie tego lub owego, nie kupienie sobie lodów, żeby zaoszczędzone pieniądze dać kiedyś biednemu. Są także książkowe, mniej lub więcej dramatyczne przykłady ofiarności, np. dzielny chłopiec w "Sercu" Amicisa, biorący na siebie winę kolegi, zamiast wyjaśnić nauczycielowi szczerze, kto naprawdę rzucił kałamarzem i dlaczego to zrobił. Przykłady powyższe mają wartość poglądowych pokazów na temat, co to znaczy ofiarność. W życiu naszym córeczkom i synkom nastręczą się różne formy ofiarności, o wiele trudniejsze i owocniejsze, niż doraźny gest dawania jałmużny żebrakowi, czy wynędzniałemu dziecku.

Właściwa ofiarność jest dwojaka: jedna jej postać występuje w służbie dla ludzi, druga wobec samego siebie. Jest zresztą ścisły związek między obu tymi typami ofiarności; cokolwiek dobrego robimy dla ludzi, robimy to także dla siebie, dla własnego sumienia. Łatwo byłoby zawsze wybrać dobro, a porzucić zło i ludzie byliby doskonali, gdyby to zło nas nie pociągało, gdyby nie dawało nam mniej lub więcej podłej i niskiej przyjemności. Otóż ofiara polegałaby na zaniechaniu tego co miłe, pociągające, urocze, rozkoszne - jeżeli to jest złe, a wybraniu tego, co nie zapewnia nam pospolitej rozkoszy, ale co jest dobre, bliższe Bogu. Walka z nałogami, niszczącymi od wieków energię osobistą człowieka i siłę życiową ludzkości - dałaby się przeprowadzić skuteczniej, gdyby nałogowiec zrozumiał sens ofiary i gdyby dla swojej ofiary osobistej poszukał pomocy w ofierze Boskiej.

W życiu kierujemy się najczęściej, jeżeli nie nałogami, to przyzwyczajeniami. Jedne z nich są złe, inne dobre. Dziecko ma czasami niechęć do pracy, do nauki, do spełniania obowiązków szkolnych. Na rzecz tych obowiązków musi ono składać częste ofiary z przyjemności, z zabawy, z pójścia do kina, z wycieczki, ze swobodnego biegania, z ćwiczeń sportowych. Tak zwany duch ofiary w życiu ludzkim polega na zrezygnowaniu z tego, co daje nałogowa przyjemność, nie przynosząca istotniejszych korzyści, lub zrezygnowaniu z przyjemnego bezwładu, zastoju, a podjęcie, bądź rozszerzenie zadań i czynności, które rozsądek nakazuje uznać za korzystniejsze według poglądów ludzkich i wskazań Boskich. Tak pojęta ofiara, oparta na samokontroli (regularny rachunek sumienia) - staje się procesem trwałym, ciągłym udoskonalaniem moralnym, którego celem jest udoskonalenie stylu życia osobistego i zbiorowego.