Współodkupicielka

Dla zrozumienia Kościoła i naszego życia pada pewne światło z prawdy, że Kościół jako całość i my jego członkowie uczestniczymy w pewien sposób w odkupieńczych cierpieniach Chrystusa. Prawdę tę, jak wszystko inne co dotyczy członkostwa w Ciele Mistycznym, można najlepiej badać w odniesieniu do Maryi, która jest doskonałym członkiem Ciała Mistycznego.

Kościół wyczuwał zawsze wielką miłość Chrystusa dla swej Matki. Lecz jeśli ograniczyć się do Ewangelii, to te nie podają ani słowa czułości Chrystusowej wobec Maryi. Być może, że w chwili śmierci, gdy Chrystus w miejsce siebie oddaje Maryi św. Jana, wykazuje głęboką czułość, ale Jego słowa w tej chwili nie mogłyby być krótsze lub bardziej przedmiotowe: "Niewiasto, oto syn Twój". Słowo: niewiasta wyraża cześć, nie ma nic z dzisiejszego zabarwienia; ale to słowo czci, a nie uczucia. Nie ma też w Ewangelii śladu tego, żeby Chrystus zwracał się do Maryi jako matki.

Wszystko to oczywiście może nie mieć znaczenia. Ewangelie są możliwie najkrótszym opisem życia pełniejszego, niż jakikolwiek żywot w historii. O dzieciństwie Chrystusa panuje zupełne milczenie przez lat dwanaście; potem jeden epizod i znów milczenie na lat osiemnaście. Ewangeliści zajmują się głównie trzema latami życia publicznego, ale i tu wszystko jest tak zwięzłe, że trudno budować jakieś domysły.

Ale nie tylko milczenie jest tu zagadką; ton pewnego jakby oddalenia jest w tym, co zapisano. Kościół w nauce o współcierpieniu Maryi wyjaśnia w przedziwnej syntezie to pozorne oddalenie i bezmierną miłość. Zacznijmy od wydarzenia z dwunastoletnim Chrystusem w świątyni. Maryja i Józef wracając z Jerozolimy stwierdzają, że nie ma Go z nimi, szukają Go trzy dni i wreszcie znajdują w świątyni, stawiającego pytania uczonym i dającego zdumiewające odpowiedzi. Oto słowa Maryi: "Synu, cóżeś nam uczynił? Oto ojciec twój i ja żałośni szukaliśmy cię. Jezus odpowiada: "Dlaczegoście mnie szukali? Nie wiedzieliście, że potrzeba, abym był w sprawach Ojca mego?: Tego rodzaju odpowiedź dwunastoletniego chłopca, dana szukającej go przez trzy dni matce, jest niepokojąca. Ani słowa żalu czy współczucia. Nic dziwnego, że ogarnia nas zdziwienie, bo i Maryja i Józef byli zdziwieni. Nie rozumieli tych słów. Po tym wydarzeniu Chrystus wrócił do Nazaretu. Lecz "matka Jego zatrzymała w sercu pamięć tego wszystkiego". Pamiętajmy słowa Symeona, że miecz przebije Jej serce; te słowa Syna zachowane i rozważane w sercu mogły być częścią tego przejmującego miecza.

Zbadajmy je ściśle. Maryja pyta Chrystusa: "Synu co nam uczyniłeś?" Cóż on uczynił? Odszedł od nich. Może ta skarga Maryi jest echem uprzedzającym inną sławniejszą skargę: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" Żałosna skarga Maryi jest tak bliska skardze Jezusa ku Ojcu. Teologowie widzą tu coś więcej niż przypadek, widzą część planu naszego zbawienia.

W porządku naturalnym wyobrażamy sobie, że Chrystus musiał być podobny do matki, w tym jednym wypadku podobieństwo to nie podlegało żadnej wątpliwości; i Maryja z pewnością, jak każda matka, cieszyła się z tego. To w porządku naturalnym. Chwałą Jej w porządku nadnaturalnym jest, że była podobna do swego Syna. To dla nas pewnik, ale możemy stracić z oczu pewne ważne elementy tego podobieństwa. Chrystus był bezgrzeszny i był mężem boleści. I Ona była bezgrzeszną i uważamy ją całkiem naturalnie za Matkę Bolesną. Od narodzenia Chry[114]stusa wszystko prawie, co o Niej wiemy, było przeniknięte smutkiem - ucieczka do Egiptu, wieść o rzezi niewiniątek, trzydniowe szukanie Chrystusa i Kalwaria. On cierpiał. Ona cierpiała. Lecz analiza wydarzenia w świątyni wskazuje na związek ich cierpienia. Cierpienie Jej łączyło się z Jego cierpieniem, ale nie była to tylko reakcja na Jego cierpienie, to było Jej cierpienie. Nie było to współcierpienie, jak cierpienie każdej matki wobec cierpiącego dziecka, ale cierpienie własne. Nim On doznał swego strapienia, Ona przeżyła swoje. On miał swą mękę, ale i Ona miała swoją. I gdy Jego cierpienie dokonało wszystkiego, i Jej cierpienie nie było próżne. Było częścią planu odkupieńczego, tak, że gdy Osoba Boska ponosiła cierpienie odkupieńcze, to osoba ludzka powinna cierpieć paralelnie z Jego cierpieniem.

Rycerz Niepokalanej 4/1952, rys. do artykułu: Współodkupicielka, s. 114

Jest tu ciemność prawie nieprzenikniona, lecz św. Paweł pomaga nam nieco w jej przeniknięciu: "Dopełniam w mym ciele - czego nie dostaje cierpieniom Chrystusa dla ciała Jego, którym jest Kościół" (Kol 1,24). Na pierwszy rzut oka to słowa piorunujące. Mówi św. Paweł, że coś brakuje, coś jest jeszcze do spłacenia, coś jakby niedopełnionego przez cierpienia Chrystusa; i zdumiewając nas jeszcze bardziej mówi, że swymi cierpieniami po. może do wykonania tego, czego nie dokonały cierpienia Chrystusa. Św. Paweł nie chce nas oczywiście zdumiewać, chce nas uczyć. Zobaczmy, czego nas uczy.

Ciało Chrystusa, Kościół, potrzebuje czegoś, czego nie dopełniły cierpienia Chrystusowe, a co św. Paweł, i widocznie członkowie Kościoła, muszą dopełnić. Nie mogło oczywiście brakować [115]niczego w tym, co Osoba Boska uczyniła dla Kościoła. Bóg zrobił dla Kościoła wszystko, co mógł zrobić. Brak mógł być czymś, czego z natury muszą sami zrobić. Inaczej mówiąc jest w odkupieniu ludzkości rola pomocnicza, nie mająca wpływu bez związku z działaniem Chrystusa, rola jednak, którą sama ludzkość musi wykonać. Rzecz jest bardzo subtelna i trudna do wyrażenia. Spróbujmy.

W samym akcie zbawczym były dwa elementy: natura ludzka, w której akt ten został wykonany, i Osoba Boska, przez którą akt został wykonany. Ponieważ był to akt w naturze ludzkiej, mógł on być słusznie złożony za grzech rodzaju ludzkiego. Jako akt Osoby Boskiej miał wartość nieskończoną, której nie mógł mieć żaden akt czysto ludzki. Zgadzało się z postulatem wszystkiego, co w człowieku najlepsze, aby w ekspiacji za grzech ludzki natura ludzka uczyniła wszystko, co może; i w naturze ludzkiej Chrystusa to uczyniła.

Lecz gdyby to uczyniła tylko tym, to natura ludzka nie dałaby wszystkiego co może, bo inni ludzie byliby tylko świadkami tego wydarzenia, natura ludzka w nich nie miałaby żadnego udziału.

Nieskończona Osoba Chrystusa nie potrzebowała tak całkowitego wydania się w swej ludzkiej naturze, ale było stosowne, aby odkupienie tak dopełnione nie wymagało, aby cała ludzkość dała, co ma do dania. Lecz było to w chwalebnym planie Bożym, aby miłości ludzkiej nie odmówiono miejsca w ekspiacji za ludzki grzech, i aby ludzie nie byli tylko widzami własnego odkupienia. Odkupiona ludzkość powinna cierpieć w zjednoczeniu z Chrystusem, i w zjednoczeniu z Nim cierpienia jej powinny być współodkupieńcze. Gdy św. Paweł mówi, że w ciele głowa nie może powiedzieć stopie "nie potrzebuję cię" mówi ściśle o Ciele i Głowie.

Jest więc współodkupieńcze działanie całego Ciała Mistycznego, biorące swą skuteczność z odkupieńczego działania Chrystusa. W tym współodkupieńczym działaniu każdy członek Ciała Mistycznego gra pewną rolę: natura ludzka ma przywilej powtarzania w osobach ludzi tego, co wykonała w Osobie Chrystusa.

Ale to co my zrobić możemy według miary swej niedoskonałości, Maryja zrobiła doskonale. Nawet św. Paweł nie mógł uczynić wszystkich swych cierpień użytecznymi dla Kościoła, bo, przynajmniej niektóre musiały rekompensować jego własne grzechy. Maryja nie miała żadnego grzechu i wszelkie Jej cierpienie mogło iść za grzechy ludzkości. Ale jak mogła cierpieć? Jak każda matka widząca cierpienie syna, i więcej - bo była najlepszą z matek i miała syna miłości najgodniejszego. Lecz dla dopełnienia cierpienia musiał mieć własne cierpienie i w szczytowym napięciu musi ono być w duszy. Syn Jej wybrał dla Niej i Ona wybrała dla siebie cierpienie prowadzące do Jej największego uświęcenia; dał Jej również możliwość największego współudziału w duchowych potrzebach nas wszystkich. Kochał Ją nadnaturalnie jak Bóg kocha wszystkich, mających Jego łaskę uświęcającą; kochał Ją więcej niż innych, bo nikt nie otrzymał i nie odpowiedział na tak wielką miarę Jego łaski. Chrystus kochał Ją w sposób naturalny, jak syn kocha swą matkę, ale i więcej z powodu Jej i Jego doskonałości. Ten drugi rodzaj miłości był dla Niej czymś dziwnym. Więź nadprzyrodzona jest tak szeroką, że każdy z nas w stanie łaski jest ściślej związany z Chrystusem w porządku nadprzyrodzonym, niż Maryja jako Jego matka w porządku naturalnym. Jeśli nasza więź z Chrystusem przez łaskę jest ściślejsza, niż więź Maryi z Nim z natury, o ileż ściślejsza jest Jej więź przez łaskę.

A co sądzić o pewnych intymnych pociechach wypływających normalnie z naturalnej więzi matki- z synem? Maryja widząc bez porównania jaśniej, niż my, zrozumiała, że wszelkie zewnętrzne objawy miłości naturalnej nie należą do Jej istoty; zaparcie się pod tym względem prowadzi nie tylko do wzrostu tego, co najistotniejsze, do miłości nadprzyrodzonej, lecz przez to i do wzrostu miłości naturalnej. Maryja mogła to zrozumieć i tak postępować, ale to nie zmniejszało cierpienia wynikłego z tego zaparcia, aby iść za Chrystusem.

W tym rozważaniu cierpienia Maryi można zrobię krok dalej. My uczestniczymy we współodkupieńczym cierpieniu Ciała Mistycznego. Maryja cierpiała nie jako jedna z nas, nawet jako najlepsza i najbliższa Chrystusowi, lecz jako przedstawicielka. Nie rozumiemy [116]Maryi, jeśli tej Jej funkcji jasno nie ujmujemy. Gdy Maryja wyrażając zgodę na zrodzenie Odkupiciela odpowiedziała: "Niech, mi się stanie według słowa twego" - wyraziła tym zgodę całego rodzaju ludzkiego. Wzięta do nieba z duszą i ciałem jest przed tropem Bożym jako jedna osoba ludzka. Bóg dopuścił, aby cierpieniu Osoby Boskiej towarzyszyło całe cierpienie ludzkie, jako cierpienie odkupionej ludzkości, mającej się rozwinąć w ciągu wieków. Jak Chrystus przedstawia ludzkość w Akcie Zbawczym, tak Maryja przedstawia ludzkość w akcie współzbawczym. Jego cierpienie było istotnym, Jej miało wartość pochodną. Było to Cierpienie - i Współcierpienie. Chrystus był Odkupicielem, ale Maryję Kościół rad nazywa Współodkupicielką.