Wpływ alkoholu na nasz organizm

Alkohol jako taki znany jest od bardzo dawna. Nawet w historii Starego Testamentu spotykamy się z wypadkiem Noego, który nie dodał mu jednak powagi. Znamy alkohol, przyzwyczailiśmy się do niego i może jednak z tego powodu nie traktujemy go tak, jak na to zasługuje. Dlatego żeby zrozumieć jak alkohol oddziaływuje na żywe organizmy, zróbmy sobie parę doświadczeń.

Weźmijmy na przykład dwa jednakowe kieliszki i nalejmy do nich po równej ilości surowego jajka kurzego następnie do jednego kieliszka dodajmy wody, a do drugiego tę samą ilość wódki i wymieszajmy dokładnie. Cóż otrzymamy? W kieliszku, do którego była dolana woda, powstaje żywa piana a w drugim białko będzie jakby ugotowane. Włóżmy do wody zerwany kwiat czy liść, będą jeszcze jakiś czas żyć, czerpiąc z wody pożywienie, natomiast ta sama roślina po zetknięciu się z alkoholem ginie szybko. Gdy owad wpadnie do wody, pływa, ma jeszcze szanse uratowania życia - alkohol natomiast zabija go prawie natychmiast. Przykłady tego rodzaju, wzięte z codziennego życia można by mnożyć w nieskończoność.

Ale zastanówmy się nad przyczyną tych zjawisk. Otóż pierwszą właściwością alkoholu, oprócz zdolności trujących jest pochłanianie wody czyli wysuszanie. Dlatego ścięło się w kieliszku białko, zwiędła włożona do alkoholu roślina, a ludzie po spożyciu alkoholu odczuwają pragnienie, suchość w ustach. Alkohol po dostaniu się do jamy ustnej, z powodu swych trujących właściwości, poraża znajdujące się na powierzchni języka końcówki nerwów smakowych, do tego stopnia, że pijący nie jest w stanie odczuwać w pełni smaku i dlatego musi spożywać potrawy o smaku ostrym. Takiemu pijakowi nie będzie smakowało najlepsze domowe jedzenie, on będzie wolał dostać liche, niezdrowe, lecz ostre pokarmy restauracyjne.

Ale idźmy dalej. żołądek nasz jest usłany silnie pofałdowaną błoną śluzową, w której są gruczołki wytwarzające sok żołądkowy, potrzebny do trawienia pokarmów. Z chwilą gdy pierwszy kęs dostanie się do żołądka, powierzchnia jego pokrywa się, jakby ropą, kroplami soku, który niezwłocznie rozpoczyna swoje działanie. Jeżeli zaś do żołądka dostaje się alkohol, wnet, podobnie jak w jamie ustnej, paraliżuje on działanie gruczołów wydzielających sok. Soku wydziela się mniej, wobec czego potrawy nie będą dostatecznie przetrawione i w takiej postaci dostają się do dalszych dróg pokarmowych - do jelit, gdzie powtarza się podobna historia. W rezultacie ustrój nie wyzyska całej ilości spożytego pokarmu. Rzecz oczywista, że takie często powtarzające się porażenia i wysuszenia powierzchni błon śluzowych przewodu pokarmowego nie mogą ich nie uszkodzić. Stąd u amatorów alkoholu powstają nieżyty (katary) żołądka i jelit.

Lecz na tym nie kończy się rujnujący organizm wpływ alkoholu. Największe zło leży w tym, że alkohol w naszym organizmie nie spala się, nie rozkłada się na poszczególne składowe części, lecz cały, jak jest, przechodzi w naszą krew, a z nią przenika do najdalszych zakątków naszego ciała, niszcząc w miarę nowych dawek coraz bardziej krew (anemia) jak i poszczególne narządy. Stąd powstaje tłuszczowe zwyrodnienie serca, wątroby, nerek. Proces ten polega na tym, że pomiędzy poszczególnym) częściami, komórkami narządu oddziela się tłuszcz, który powoduje z jednej strony powiększenie narządu, a z drugiej wywiera ucisk. Tłuszcz nie może nie uszkodzić komórek, pomiędzy którymi się odkłada. Jak jedno tak drugie nie może nie wpłynąć ujemnie na funkcję dotkniętych narządów. A czym jest choćby takie odtłuszczenie; powiększenie serca, wiemy aż nadto dobrze z obserwacji codziennego życia Z czasem tłuszcz znika, lecz narządy już nigdy nie wrócą do stanu pierwotnego, przeciwnie stają się jeszcze mniejsze, zwyrodniałe, następuje tak zwana marskość wątroby, serca.

Najbardziej jednak szkodliwie oddziaływa alkohol na komórki nerwowe i komórki rozrodcze. Komórki te bowiem są najbardziej ze wszystkich komórek naszego ciała delikatne, przeto najbardziej wrażliwe na trujące i niszczące działanie alkoholu. Zaatakowanie komórek nerwowych powoduje, i jednej strony zahamowanie woli, świadomości, a nawet przytomności, stąd mamy zbrodnie, złe czyny, nieszczęśliwe wypadki przy pracy. Tym gorzej, że tego rodzaju działanie występuje nie w mniejszym stopniu na drugi dzień nierzadko i dłużej, dopóki alkohol nie zostaje wydalonym z ustroju. Tym właśnie tłumaczy się to zjawisko, że ludzie pozornie trzeźwi na drugi dzień w dużej mierze nie są zdolni do pracy i są niebezpieczniejsi od pijanych. Przecież jeśli widzimy, dajmy na to pijanego szofera, to do jego wozu nie wsiądziemy, a tymczasem, ten sam szofer na drugi dzień w ten czy inny sposób rozbija samochód, gdyż jego ruchy nie są, w zupełności opanowane, podobnie jak i uwaga, zdolność reakcji czy przytomność umysłowa. Nasze kroniki policyjni przed wojną notowały największą ilość zbrodni, nieszczęśliwych wypadków, samobójstw właśnie w sobotę, niedzielę i poniedziałek. Potem zaznaczał się spadek tych cyfr, by w sobotę wybuchnąć z nową siłą.

Przed wojną nasze władze szkolne przeprowadziły badania wśród uczącej się młodzieży w celu wyjaśnienia czy i jaki wpływ ma alkohol na postępy dzieci w naukach. Młodzież była podzielona na 4 grupy. W pierwszej grupie zebrane dzieci, które nigdy nie używały alkoholu, to widzimy postępy bardzo dobre w 40%, dostateczne w 50% 1 niedostateczne, na skutek przeważnie jakichś chorób, w 10%. W grupie drugiej jest młodzież używająca alkoholu kilka razy do roku. Tu już widzimy spadek celujących do 20%, wzrost postępów dostatecznych do 65% i niedostatecznych do 15%. W trzeciej grupie jest zebrana młodzież używająca alkoholu raz na miesiąc, spadek celujących leszcze większy - 10%, dobrych 50%, dalszy wzrost dostatecznych 40% a niedostatecznych 60%. Tak wpływa alkohol na zdolności umysłowe.

Poza tym alkohol, uszkadzając organizm, osłabia jego siły odporne, stąd ludzie pijący są bardziej podatni na wszelkiego rodzaju szkodliwe wpływy zewnętrzne. Tak na przykład łatwiej zamarzają, gdyż mniej mają własnego ciepła, choć niby czują że w chwili picia jest im cieplej (to tylko chwilowy efekt) łatwiej ulegają przeziębieniom, udarom, porażeniom słonecznym. Osłabieniem odpornych sił organizmu tłumaczy się i to zjawisko, że pijący łatwiej się zarażają, gdyż ich ustrój nie jest w stanie należycie pokonać zarazka, który wtargnął do wnętrza tą czy inną drogą, i nic tu nie pomoże niby dowcipna kalkulacja, że alkohol powinien zabić zarazek. Tak dobrze nie ma! Dlatego gruźlica zbiera takie obfite żniwo wśród alkoholików, a raczej prawie zawsze idzie w parze z alkoholem.

To są skutki jakie wywiera alkohol na samych pijących. Lecz na tym nie koniec. Porażając narządy rozrodcze, alkohol nie tylko uszkadza je, jak i inne części ciała, lecz zatruwa ich produkt, co powoduje wielkie szkody dla nowopowstającego życia, dla dzieci tych ludzi - niewolników nałogu. Tablica druga przedstawia rodowód pewnej pijackiej rodziny, której ojciec zaczął pić, mając 30 lat życia, a za nim w niedługim czasie poszła i żona. Pierwsze dziecko - Jan, urodzony zanim rodzice zaczęli pić, nie poddał się nałogowi i miał pięcioro zdrowych dzieci. Następcy syn Paweł był już chory nerwowo, córka jego zmarła w dzieciństwie na skutek wody w głowie, syn był epileptykiem, ojcem nierządnicy i niedorozwiniętego i nieżywo urodzonego dziecka. Trzecia córka Pawła była już idiotką, zmarła mając 10 lat. Pierwsza siostra Pawła - Anna, epileptyczka, zginęła tragicznie w 24 roku życia na skutek upadku ze schodów podczas ataku. Druga siostra - Zofia była nierządnicą, miała syna złodzieja recydywistę, a z wnuków - nierządnicę, złodzieja i bandytę skazanego na śmierć. I na koniec piąte dziecko rodziców już skończonych alkoholików - syn był włamywaczem, miał epileptyka niedorozwiniętego. A wszyscy ci ludzie, gdyby ich rodzice nie pili, mogliby być zdrowymi, wartościowymi ludźmi, jak ten najstarszy Jan i jego dzieci.

Powie ktoś, że przecież alkohol jest używany jako lekarstwo. Oczywiście, że tak. Ale należałoby go traktować jak inne trujące leki. Myślę, że nikomu nie przyjdzie na myśl zapijać się, powiedzmy, arszenikiem. czy strychniną. Najgorszym jest nieraz ten jeden kieliszek wypity co dzień "dla apetytu" do obiadu. Po tym jednym idzie 2, 3 itd. Przecież nikt od razu alkoholikiem nie został. Powiedzą mi, że wódka jest najtańszą dostępną dla biednego człowieka przyjemnością. Czyż najtańszą? Doliczmy do tego kieliszka, zakąski, poczęstunki, dalsze kieliszki, różne szkody wynikające z awantur, wypadków, chorób. Okaże się to bardzo drogą rozrywką. Niemcy, udostępniając nam alkohol w latach bólu, nadludzkich cierpień, alkohol, który częściowo dawał zapomnienie rzeczywistości, wiedzieli bardzo dobrze, jakie wynikną z tego skutki dla naszego narodu. Choć bomby ucichły, pożary zgasły, łapanki ustały, oni nadal niszczą i tępią nas za pomocą alkoholu. Czyż my, których stać było na bohaterskie zrywy, nie zdobędziemy się na nie mniej heroiczny, lecz o wiele trudniejszy czyn wyrwania siebie, naszego narodu z piekielnych, hańbiących, niszczycielskich szponów alkoholu.

Niech tych kilka uwag lekarskich pomoże czytelnikowi zrozumieć całą grozę sytuacji. Nic w tym nie ma zmyślonego. I jeżeli, po dojrzałej rozwadze czytelnika, szeregi alkoholików zaczną się zmniejszać, będzie to niezawodną zapowiedzią jaśniejszego i pewniejszego naszego jutra.