Umarło im dzieciątko

Moja bratowa jest trochę dziwaczka: nie chciała nigdy synów - a ma już ich trójkę - toteż łatwo sobie wyobrazić, jak bardzo się ucieszyła, gdy kilka miesięcy temu powiła córeczkę. Wyprawiono huczne chrzciny, Elżunią nazwano maleństwo, mama była w siódmym niebie.

Ale dziecko wkrótce zmarło i to nieomal nagle. Rozpacz bratowej nie miała granic. Szalała. Wygadywała na Boga i wszystkich świętych. Piekło zrobiło się od czasu pogrzebku w domu. Wreszcie brat nie wytrzymał, poprosił, żeby przyjść i spróbować przetłumaczyć jego biednej żonie.

- Ty, Wacek - prosił brat - masz jakiś dar łagodzenia takich bólów ludzkich, na które w aptekach nie ma lekarstwa. Przyjdź, pomóż mi.

Oczywiście, ledwie wszedłem, zaczęły się lamenty, płacz, histeria. Nic się nie odzywałem. - Niech da upust swemu bólowi, - pomyślałem. No i dobrze zrobiłem, bo w końcu bratowa sama zagadnęła:

- I co ty na to, Wacek? Dlaczego milczysz jak zaklęty? Pewnie pochwalisz i za tę śmierć Pana Boga?

- Czyś podziękowała Bogu, gdy ta dziecina przyszła na świat? - spytałem łagodnie.

- Nie.

- To źle: dziecko, to prezent od Boga.

- Jeżeli prezent, to po co je Bóg wziął? - wybuchnęła na nowo.

- Bo widocznie Bóg uważał, że tak lepiej dla dziecka. Bóg też jest ojcem twej Elżuni, nie tylko ty. Rozumiem twoją boleść, ale to, co Bóg wybiera dla twego dziecka, jest zawsze lepsze od tego, co ty chcesz. Czyś ty mądrzejsza od Boga? Czy sądzisz, że kochasz swe dziecko bardziej niż Bóg? Nikt nie jest lepszym ojcem i matką od Boga. Zresztą, Bóg nie odebrał ci dziecka, dziecko nadal żyje i pozostaje twoje. Nikt nigdy ci go nie odbierze. Owszem, przebywa teraz w najpewniejszym miejscu.

- Gdzie?

- W niebie: przecież ochrzciłaś je. Dziecko stamtąd na ciebie, swą mamę, z miłością patrzy, bo nadal kocha. Stamtąd tu za ciebie do Boga się modli i za swego tatę. Masz więc tam, u tronu Bożego, ze swej Elżuńki orędowniczkę, twoi synkowie mają z niej świętą siostrę, ty i mąż - świętą córkę. To pierwsza osoba święta z waszego domu. Czy to nie radość powinna być dla waszej rodziny. Gdyby w późniejszym wieku zmarła, nigdy byś tej pewności nie miała, że jest zbawiona, że korzysta ze szczęścia wiecznego? Powinnaś dalej z Elżunią obcować, Elżuni nie opuszczać, z Elżunią rozmawiać, Elżunią się cieszyć. Przecież ona nie umarła, tylko przeszła do innego rodzaju życia, gdzie bardziej jeszcze, niż tu na ziemi, kocha swą matkę, ojca, braci, ojczyznę, ludzkość.

Ale jak obcować?

- Wacek - skierowała bratowa załzawione na mnie oczy - więc z Elżunią naprawdę mogłabym jeszcze współżyć? Jak?

- Gdy idziesz na Mszę, możesz powiedzieć: "Panie Jezu, tej Mszy świętej pragnę wysłuchać razem z Elżunią. Ona nie może już tu być na ziemi, to ja od niej Ci tę Mszę ofiaruję i w takiej intencji, w jakiej by ona pragnęła". Gdy z mężem i synkami odmawiacie wieczorem pacierz, powiedzcie na początku: "Elżuniu, mów razem z nami ten paciorek i zanieś go od naszej rodzinki przed tron Boży". Ilekroć ci ciężko, poproś przez swego Anioła Stróża o pomoc Elżunię. A poza tym ty i mąż postępujcie na tym świecie zawsze szlachetnie, żeby to dziecko tam, w niebie, nie musiało cierpieć wstydu za swych rodziców. I za swych braci: powiedz to synkom. Bo i oni powinni się liczyć z tym, że mają siostrę świętą, w niebie, i że ona rada by tam się poszczycić pięknym postępowaniem swych braciszków na ziemi. Jesteś jeszcze, Ireno, bardzo młoda, ale i ty kiedyś musisz umrzeć: wtedy Elżunia wyjdzie po ciebie na próg niebios na spotkanie z mamą. Co za radość będzie, moja droga, z tego powitania. Tam dwie wtedy powiecie wszystko i nacieszycie się sobą bez miary. Chodzi tylko o to, byś nie zerwała nigdy łączności z duszą tej dzieciny, bo ona bardzo tego z pewnością pragnie.

- Jak to: ja miałabym chcieć takiego zerwania? Nigdy.

- No więc dlatego nigdy nie grzesz ciężko. Bo z chwilą pierwszego zaraz grzechu ciężkiego, stracisz bezpośredni kontakt z córką. Widzisz, ona jest w Bogu i ty jesteś w tymże Bogu, ale tylko wtedy, gdy od czasu spowiedzi nie grzeszysz ciężko: gdyż tylko wówczas jesteś w stanie łaski uświęcającej.