Teresa a dobroć

Teresa odłożyła przeczytaną książkę O. Fabera: "Dobroć" i zamyśliła się. Jest przejęta, jak zwykle, po przeczytaniu jakiejś pięknej książki, a poza tym dobroć we wszystkich przejawach, zawsze silnie przemawiała do jej wrażliwej duszy i wzruszała ją głęboko.

Nie potrafiła zapomnieć nigdy cudzej dobroci nawet jeśli szło o rzeczy drobne, i choćby po nich przyszły, od tych samych ludzi, duże przykrości, tamte, jak wiosenne kwiaty spod śniegu wychylały się w jej wdzięcznej pamięci niczym nie zatarte.

Teresa kocha dobroć ludzką, która wszak jest odblaskiem niezmiernej, wszystkich ogarniającej, boskiej dobroci.

Jakże zawsze pragnęła być dobrą. Zawsze i wobec każdego, nie tylko wroga, bo nad tym możemy się litować. - a to także jest dobrocią, - ale i wobec tych, instynktownie, niejako, nielubianych, niesympatycznych istot mających małe wady, ale odstręczające i tych egoistów, tak sobą przejętych, o sobie wiecznie mówiących, tak z siebie zadowolonych i co prawda zupełnie nieszkodliwych, gdyż tylko małymi szpileczkami złośliwości kłujących niekiedy bliźnich.

Tak, oni ją najczęściej wyprowadzają z równowagi, doprowadzając do popełniania grzechu przeciw dobroci do szorstkiego, a nawet złośliwego słowa którego potem żałuje, ale słów tych cofnąć już nie można. Ale za to, jakże jest łatwo i słodko być dobrym, wobec ludzi wartościowych, a mało o sobie myślących, pokornych, niby małych, po ludzku sądząc, a tak Wielkich, że każdy wrażliwszy człowiek czuje się przy nich maleńkim i marnym, choćby to byli ubodzy, których się wspiera.

Tak, tak Tereso, umiesz się zdobyć na okruchy dobroci polegające na obdarzaniu datkiem, drobną przysługą, uśmiechem i słowem pocieszającym, bo ci to łatwo przychodzi, ale nie umiesz się zdobyć na przykład na cierpliwe wysłuchanie niesprawiedliwej nagany udzielanej gderliwie i rozwlekle przez starą matkę wtedy, gdy jesteś zajęta czymś, co cię pochłania, lub, gdy jesteś uradowana miłym listem od drogiej ci osoby. A to przecież matka, istota najbliższa ci, którą kochasz i cenisz, a jakże rzadko jesteś cierpliwą wobec niej. A cóż dopiero mówić o tych właśnie nieszczęśliwych samolubach, wszak i inni nie lgną do takich istot i w rezultacie obcują ci z pochlebcami - dla jakiejś korzyści - nieszczerze zachwycającymi się ich wadami a to pogłębia pychę i może stać się przyczyną ich zguby.

Nie, nie wolno nam usuwać się od nich, myśli Teresa, trzeba się zdobyć na cierpliwość w współżyciu z nimi i nie raniąc ich próżności, delikatnie wyprostować ich błędne ścieżki. To by była prawdziwa dobroć a nie lubowanie się w dobroci.

Teresa robi mężne postanowienie trzymania się tej zasady. Czy jej się to uda? O, z pewnością nie od razu, ale przy Boskiej pomocy, z czasem przezwycięży swą, pełną pychy, drażliwość na ludzkie przywary, przez pamięć na własne błędy i niezbyt budujące cechy charakteru, może uda jej się nie tylko OKAZAĆ dobroć, ale i CZUĆ ją wobec wszystkich, wszystkich...

Rozważania Teresy przerwała babcia, [255]wzywając ją do siebie. Skruszona i pełna dobrych chęci Teresa pośpieszyła do niej.

Babcia podała jej jakąś starą; od dawna przeznaczoną dla ubogich bluzkę, aby ją wyreperowała, bo, jednak, ona będzie ją niekiedy nosiła.

Teresa wzdrygnęła się. Nie cierpiała łataniny, a tu w dodatku nie warto było i dlatego psuć oczu i nici, bo babcia zeszczuplała ostatnio i bluzka wisiała po prostu na niej. miała zresztą dość bluzek i kaftaników, ale ona bardzo lubiła, gdy się jej coś reperowało, a dzisiaj właśnie robiła przegląd starej odzieży (ulubione zajęcie staruszki) i, udając, że nie widzi niezbyt zadowolonej miny zwolenniczki dobroci, podała jej jeszcze parę sztuk bielizny do zacerowania, oraz parę pończoch, nadających się tylko do spalenia, zachwalając ich niezniszczalność: "mam je ze cztery lata"...

Teresa użyła całej siły woli, aby ze złością nie rzucić tej zabytkowej pary pończoch na ziemię, ale pomna, niedawno powziętych szlachetnych postanowień zmilczała jakoś i powlokła się zniechęcona do kuchni, aby podać babci posiłek, bo dochodziła dwunasta.

Przyrządziwszy jej kaszkę, wróciła i podała ją babci, ale babcia była w rozmownym nastrój i nie zważając na stygnącą kaszkę zaczęła Teresie opowiadać jakąś bardzo starą i po wielekroć powtarzaną ponurą historię, co zwykle szalenie denerwowało tę ostatnią, a tu w dodatku kasza stygnie, a odgrzewanej babcia nie znosiła.

- Babuniu, bo ostygnie jedzenie. - A babcia na to:

- Nie mogę zjeść, bo dwunasta. Muszę zmówić "Anioł Pański".

- Jeszcze nie ma dwunastej, dopiero za kwadrans - skłamała prędko przestraszona Teresa, ale babcia właśnie już uklękła:

- Co mówisz?

- Za kwadrans! - krzyknęła ze złością Teresa i wybiegła z pokoju babci, energicznie zamykając drzwi za sobą.

Po chwili już żałowała swojej porywczości, ale zrozumiała, że nie tak łatwo zdobyć się na codzienną, cierpliwą dobroć; o wiele trudniej niż na jednorazowy czyn bohaterski.

Ale nie da za wygraną, nie! Ona pragnie być dobra i cierpliwa.

Robi więc postanowienie: zaraz weźmie się do reperacji pończoch, właśnie pończoch! Ale przed tym zajrzy do babci i zmówi z nią "Anioł Pański", po czym ugotuje jej świeżą kaszkę.

Po chwili z rozjaśnioną twarzą wchodziła do pokoju babuni.