Święta Noc

VIII

Zrobiło się już późno; w miasteczku o jakie pięćset kroków odległym pogasły już światła. Ognisko w grocie też dogasało; trzeba było świętej parze zabierać się do spoczynku. Odmówili te piękne psalmy, które w starym zakonie stanowiły modlitwę wieczorną, a potem ułożyli się do snu; Maryja w głębi, na przygotowanym poprzednio posłaniu, Józef z uszanowania i dla bezpieczeństwa, przy samym wejściu, gdzie też pilnował zamkniętego w ogrodzeniu osiołka.

Zapadła noc, dla oczu ludzkich od innych nocy niczym nie różna. Ciemności ogarnęły ziemię, tym grubsze, że ani księżyc nie świecił ani gwiazd nie było widać na niebie. Ale przed okiem Bożym żaden dzień w najpełniejsze południe z blaskiem tej nocy równać się nie mógł, bo ona miała stanowić przełom w dziejach świata i cała ludzkość miała cd niej zaczynać rachubę czasów, jak gdyby ona była wszystkich rzeczy początkiem.

Maryja wolna była od wszelkich bólów zwiastujących bliskość rozwiązania, ale zdawała sobie sprawę, że tej nocy zostanie matką. Leżała cicho na swoim posłaniu z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, ale duszą była w niebie. W całym Jej wnętrzu rozlegało się bez słów i bez głosów jakieś ogromne Magnificat za wszystko, do czego Bóg Ją wybrał "przed założeniem świata" i za te "wielkie rzeczy", jakie Jej w ciągu krótkich lat życia" z tak niepojętą szczodrością uczynił. W parze zaś z tym dziękczynieniem szła nie mniej gorąca a najpokorniejsza prośba. Panienka Najświętsza wiedziała, że zaczyna się nowy okres w Jej życiu. Najsłodsza, dziewięciomiesięczna Komunia dobiegała już do końca. Miało się zacząć obcowanie z Jezusem, nie już zamkniętym w macierzyńskim łonie, ale żywym, zdolnym do wymiany słów i spojrzeń. O jak prosiła Najświętsza Matka, żeby była godna Mu służyć; jak błagała o łaskę, by przeczyste Jego oczy nic w Niej nie widziały, co nie byłoby zupełnie święte i z wolą Bożą zgodne. A przy tym zdawała sobie sprawę, że ten Syn, który tak cicho nauczał Ją już od wnętrza będzie dalej Jej nauczycielem, nie tyle przez słowa, ile przez przykład swego życia, przez wyraz twarzy i każdy ruch najświętszych dłoni. Całą duszą prosiła najpokorniejsza Matka, żeby każda z tych nauk plon w niej wydała stokrotny.

Wśród tych rozważań i modlitw nadeszła północ. Wielki zegar Boży wydzwaniał cicho lecz z niezmierną powagą i "pełność czasów" i tę godzinę, która wedle przepowiedni "w połowie nocy" sprowadzić miała Słowo Boże na ziemię.

W Maryi dokonało się coś podobnego do tego stanu, który przy zwiastowaniu określał Anioł słowy: "Moc Najwyższego zaćmi Tobie". Nie straciła świadomości ale uczuła się całkowicie pod tą mocą Bożą, która, choć rządzi każdym ludzkim narodzeniem, tutaj zastrzegła sobie wyłączne działanie. Syn Boży nie mógł rodzić się tak samo, jak inne [232]Adamowe dzieci. Bez żadnych bólów, bez żadnych trudności, jak promień słońca przeniknął przez ciało Niepokalanej i przez same Jej szaty.

Na widok pierwszego dziecka odezwała się niegdyś Ewa: "Posiadłam człowieka przez Boga". Stokroć i tysiąckroć słuszniej mogła to powiedzieć Maryja, gdy ujrzała koło siebie, leżące na ubożuchnym posłaniu, prześliczne Dzieciątko. Jej dzieciątko, bo przecież aż do tej chwili nosiła Je w swoim łonie i karmiła krwią własną, Boże dzieciątko, bo z niepojętą miłości i spoglądał Ojciec z nieba na tego Syna, który "wedle ciała stał mu się dziś potomkiem Dawida".

Rycerz Niepokalanej 9/1952, grafiki do artykułu: Święta Noc, s. 232

W stajence była ciemność, ale światło najgorętszej miłości płonące w sercu Matki wystarczało na to, żeby tego przedziwnego Gościa z nieba od zimna okryć i do łona przytulić. Co zaś odczuło wtedy serce Maryi, któż wypowie? Jeżeli każda matka z rozkoszą i jakby nie wierząc swemu szczęściu "owoc żywota swojego" do siebie garnie, cóż działo się w Najświętszej Panience! Przecież to najprawdziwsze Jej Dziecię było zarazem Jej Bogiem! "Matka Pana mojego" - tak była powitała Maryję Elżbieta.

Niemała chwila upłynęła Matce Najświętszej na tej niesłychanej adoracji Boga trzymanego w ramionach i tulonego do serca. Na [233]świecie szarzał już pierwszy brzask; trzeba było oddać Dzieciątku macierzyńskie usługi. Szczęśliwa Matka zawołała na swego Oblubieńca, który spoczywał spokojnie, nie wiedząc, że dokonała się już tajemnica. Z głębokim podziwem i z czcią pełną miłości ujrzał Św. Józef to Dziecię, którego miał być żywicielem i najtroskliwszym ojcem. Dopomógł pewnie młodziutkiej Matce, by Dzieciątko uwinąć w pieluszki a potem ułożyć na odrobinie siana w tym żłóbku, który Ojciec Synowi swojemu wybrał od wieków jako kolebkę na ziemi.

Czym tylko mogli starali się ochronić swój skarb od przejmującego chłodu, ale Syn Boży chciał i pod tym względem biedy ludzkiej doświadczyć. Zaszło z pewnością i to, co przy opisie swego na świat przyjścia wymienia Mędrzec: "Pierwszy głos, podobny wszystkim, wydałem płacząc".

Było w co się wpatrywać, było co rozważać. Maryja i Józef uklękli przy żłóbku i w niepojętym skupieniu patrzeli długo na tajemnicę nieskończonego Boga, który płacze i drży na ziemi w postaci maleńkiego dziecięcia. Myśli ich i serce przepełniało to zdumienie, z którego przez dziewiętnaście wieków ochłonąć nie może Kościół Chrystusowy, gdy na [234]tysiączne sposoby rozpamiętywa i sławi ten sam zawsze cud nad cudy, że "Bóg - się rodzi; Moc - truchleje; Pan niebiosów - obnażony; Ogień - krzepnie; Blask - ciemnieje; ma granice - Nieskończony".

Nadchodził już ranek; Maryja musiała skorzystać z niewymownego przywileju, którego mogły Jej pozazdrościć niebo i ziemia. Dzieciątku trzeba było dać pokarm z przeczystej piersi. Spotkały się przy tym po raz pierwszy z tak bliska oczy małego Jezusa z oczami Matki. Oczęta Syna, choć zamglone jeszcze, dobrowolnie przyjętą nieświadomością dziecinną, spoczęły na twarzy Matki jakimś dziwnym spojrzeniem dziecka i oblubieńca i Zbawiciela, a spojrzeniem pełnym najsłodszej miłości. Tego zaś co Maryja ujrzała w oczach Syna żaden ludzki język nie wypowie, bo ten widok był Jej przedsmakiem oglądania Boga w niebie.

Wpatrując się tak w swoje Dzieciątko i z mlekiem swoim podając Mu życie, mogła Panienka Najświętsza o całym świecie zapomnieć. Nagle jednak coś nieoczekiwanego wytrąciło Ją z zadumy. Przed samą grotą rozległy się kroki gromadki ludzi. Z pośpiechem złożyła Maryja Dzieciątko w żłóbeczku, a sama zbliżyła się do drzwi, gdzie czuwał już i Jej Oblubieniec. Z zadziwieniem ujrzeli kilkunastu prostaków zupełnie nieznanych. Ale zdziwienie wzrosło jeszcze, gdy z ust tych przybyszów wyszło nieśmiałe lecz serdeczne pytanie: Czy tu leży Zbawiciel świata, uwiniony w pieluszki i położony w żłobie?