Starość - wiek święty

Odwiedziłem niedawno dziadka moich przyjaciół. Mieszka wraz z rodziną, od paru miesięcy niedomaga. Zastałem go w złym usposobieniu. Był przygnębiony. Ze smutkiem zaczął mi się zwierzać, że jego obecne położenie ciąży mu ogromnie. Syn jego pracuje ciężko, musi wyżywić żonę i troje małych dzieci. A on, chory i stary, w niczym mu nie może dopomóc. "Jestem tylko dla nich ciężarem i chciałbym już odejść".

Zaprotestowałem gwałtownie. Ale on upierał się przy swoim. Mówił: "Jestem niedołężny. Pracować nie mogę. Na nic się nie mogę przydać". W oczach starego schorowanego człowieka stanęły łzy. "To tak boli, kiedy staniesz poza życiem; życie płynie obok, a ty..."

W tej chwili wszedł do pokoju syn chorego. Zamienili kilka słów, ale wzrok, ton głosu, zachowanie młodego człowieka wskazywało na to, że choroba ojca boli go i niepokoi niezmiernie. Miłość synowska, jego przywiązanie do ojca przejawiało się w każdym słowie, w każdym ruchu.

Po chwili pozostaliśmy znowu sami. Cierpienie starca wzruszyło mię do głębi. Z całego serca chciałem mu dopomóc, ale nie widziałem sposobu. Skupiłem się więc na chwilę i myślą pobiegłem do Niepokalanej. Ona przecież jest opiekunką rodzin. I Jej nie może być obojętny ból człowieka, który przez całe życie krwawo pracował i troszczył się o ukochaną rodzinę, a teraz czuje się taki samotny.

I dziwne. Myśl zrodziła się jakoś sama. Popłynęły słowa ni to moje - ni to cudze.

"Czy to prawda, że ukochany ojciec rodziny, z chwilą, gdy jest stary, chory i nie może pracować, jest "niepotrzebny?" Czy dlatego, że nie może się krzątać, zarabiać - nie może nic dla rodziny uczynić."

"Tak, starość bywa nieraz przykra. Przede wszystkim dlatego, że upokarza naszą miłość własną. Byliśmy silni - jesteśmy słabi. Liczono się z nami - a teraz młodsi chcą przewodzić. To prawda. Ale był przecież Ktoś, kto wyjawił ludziom, że upokorzenie nie poniża wartości człowieka. Że pokora jest jedną z największych cnót chrześcijanina. Starość może zbliżać nas do stanu dziecka, ale przecież Chrystus powiedział, że właśnie dzieciństwo jest błogosławione. Sądzę, że jeżeli to zrozumiemy - to upokorzenie, wynikające z naszej słabości - zamieni się w radość współcierpienia z Synem Niepokalanej. I On przecież był upokorzony ponad wszelką ludzką miarę"

"I w starości musimy myśleć przede wszystkim o innych. A ci nasi - dzieci i wnuki przecież kochają nas tak serdecznie. Jak bardzo krwawimy serca naszych dzieci, mówiąc, że chcemy już odejść, "żeby im więcej nie przeszkadzać w życiu". Przecież każda chwila istnienia, każde tchnienie ojca czy matki - to skarb dziecka, ich życie, nie ma dla niego ceny. Dlaczego więc cierpiąc - nie wczuwać się w cierpienia innych?".

"Na koniec rzecz najważniejsza. To nieprawda, że człowiek przykuty przez wiek i chorobę do łóżka nie może pomagać rodzinie, dzieciom, swoim ukochanym. Jest bezwzględną prawdą, że cierpienie, godnie znoszone, ma wielką moc upraszania łask u Boga, tym więcej jeżeli łączymy je z Męką Jezusa i cierpieniem Jego Matki. Przecież właśnie w tym stanie i w tym wieku mażemy współdziałać z pracami i życiem naszych najbliższych, oddając na ich intencję z pogodą każdy nasz ból, każdą trwogę każdą chwilę smutku, który nas napada. W ten sposób człowiek chory i stary może spełnić dzisiaj, tak jak przed laty - rolę kapłana w rodzinie, który modli się za nią cierpieniem".

"Oczywiście, modlitwa i cierpienie - nie wystarczy. I w naszym położeniu - obowiązuje nas - czyn. Bo i człowiek nawet niedołężny może swoim postępowaniem zrobić dużo dobrego. Jednym z największych skarbów rodziny, to spokój i pogoda. Toteż mimo cierpień i trosk powinniśmy zachować równowagę ducha, miły uśmiech, życzliwe słowo dla wszystkich. To wielka ulga dla spracowanego syna, kiedy po powrocie do domu spotykają go pogodne twarze najbliższych".

"Mówisz, że to niełatwo. Że pokusa smutku napada clę często. Możliwe, ale przecież nie o to ci chodzi. Zaczęliśmy rozważać, czy człowiek schorowany i stary może być potrzebny rodzinie. Sądzę, żeśmy się zrozumieli. Że nawet przykuci do łóżka możemy również pełnić naszą służbę. I ojciec czy matka, mimo braku sił i choroby zajmują posterunek ważny, może jeden z najważniejszych, którego im opuścić nie wolno-.

Zamilkłem. Mój gospodarz również milczał. Miał w oczach łzy. Ale nie były to już łzy bólu.