Przyjaźń z własnymi dziećmi

POGADANKI WYCHOWAWCZE

Zaprzyjaźnić się z własnym dzieckiem - to dopiero znaczy wypełnić cały program życiowy ojca i matki.

Ażeby mogła powstać przyjaźń, trzeba żywić szacunek dla człowieka, choćby tym człowiekiem był ktoś maleńki, kilkoletni. Przyjaciela traktuje się uprzejmie i z delikatnością - a jeśli maleństwo nasze jest dzikus, albo rozkapryszone, czy rozłobuzowane i musimy zareagować ostro, ukarać je - postarajmy się, aby stosunki znów czym prędzej wróciły do normy, żeby od brutalnego, bądź co bądź, aktu przemocy, jakim jest np. klaps - przejść do subtelniej szych form współżycia z dzieckiem. W ogóle niech coraz szlachetniejsze(co nie znaczy, żeby zażylsze) będą nasze stosunki z każdym człowiekiem, z którym obcujemy dłużej.Jest to druga zasada naszej pedagogiki {pierwszą jest zasada osobistego przykładu i jednoczesnego z wychowaniem - samowychowania). Ciągłe wydelikacanie, uszlachetnianie współżycia - odnosi się też do własnych dzieci.

Przyjaźń z dzieckiem... Iluż rodziców, dla których zamknięte są serca i sumienia własnych dzieci, marzy o tej przyjaźni! - On, proszę pana, nie ma do mnie wcale zaufania; on mi nic nie mówi, jak tam było w szkole, a koledze zwierza się ze wszystkim.

A czy obywatelka rozmawia z dzieckiem bez złości, bez zdenerwowania, ale spokojnie, żartobliwie i poufnie, jak to robi właśnie jego kolega? Otóż to; trzeba dziecko pouczyć, upominać i karać, ale nie powinniśmy tylko na tym poprzestać, bo dziecko straci do nas zaufanie i przykre mu będzie obcowanie z własnymi rodzicami. Będzie nas unikało, tak jak my unikamy przykrych ludzi z musu wysłucha upomnień, ale będzie zerkało ku drzwiom. Bo, wiecie, pogwarka w przyjaznym tonie może toczyć się długo i nie znuży słuchaczy, ale słowa ostre, choćby były słuszne, trzeba wypowiadać b. krótko; przykry nastrój powinien się szybko kończyć. Są rodziny, gdzie trwa on całe lata, dopóki dziecko nie opuści domu.

Patrząc na dziecię z rozczuleniem, z sercem, wezbranym wdzięcznością dla Boga, że dał nam taką pociechę, pomyślmy, że wyrośnie z dziecięcia człowiek, którego już teraz trzeba traktować poważnie i przyjaźnie. Dziecko potrzebuje nie tylko upomnień, pouczeń, kar i opieki, jaką sprawujemy z tytułu praw rodzicielskich, ale nade wszystko - naszej przyjaźni. Stawiając nieśmiało pierwsze kroki w świecie, narażone na psikusy i wybryki starszych kolegów i rówieśników, na niecierpliwość wychowawców, niezrozumienie otoczenia - [237]dziecko nasze potrzebuje, tak samo, jak my dorośli, serdecznego współczucia i moralnego poparcia.

Dziecko zamyka się w sobie nie dlatego, że się "odbiło" od domu, że "nie ma serca dla matki", ale dlatego, że nie ma w domu przyjaciela, że jego rodzice nie odnoszą się do niego z sympatią i szacunkiem i nie budzą w nim zaufania. Wielu rodziców uważa, że wystarczy tresować dzieci jak zwierzątka; niektórzy myślą, że dziecko powinno się tylko bać ojca, a wszystko już będzie dobrze - i że autorytet rodziców wymaga, aby nie zniżać się do poziomu zabaw i spraw dziecinnych i dziecka z sobą nie spoufalać. To są błędne mniemania, tak samo, jak błędne było stare przekonanie, że matka jest do pieszczot, a. ojciec do dyscypliny.

I nie prawda, że nie umiemy rozmawiać z dzieckiem i bawić się z nim; nie umiemy, bo nie chcemy, bo nie próbowaliśmy. Przyjaźń z własnymi dziećmi, szacunek dla nich, delikatność, zżycie się z nimi na prawach wszechludzkiej równości i wolności duchowej - to pierwszy krok do Królestwa Bożego na ziemi.