Pod opieką Królowej Anielskiej
Drukuj

Kiedy okupant niemiecki rozbijał rodziny polskie, odbierając im majątki a członków wywożąc do obozów, i tam jeszcze myślał, w jaki sposób rozbić tę siłę moralną, która tkwi w katolickim narodzie polskim. Niemcy wpadli na iście szatańską myśl, ażeby złamać i rozbić Polaków pod względem etyki katolickiej.

Było to w 1942 r. w Gusen. Kiedy w obozie panował okropny głód i tysiące ginęło z głodu i różnej nędzy, komenda obozu postanowiła wybudować ładny pawilonik, który miał być według jej wyrażenia "maison de tolerance" czyli domem rozpusty. Otwarcie tego domu zapowiedziano na 1 sierpnia. Polacy zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa moralnego grożącego młodzieży obozowej.

1 sierpnia poprosiłem swego spowiednika ks. Ludwika Bieleszewskiego, ażeby wyznaczył mi miejsce, gdzie mógłbym zyskać odpust Porcjunkuli. Najspokojniejszym miejscem była droga między 25 a 26 barakiem. Tutaj w czasie modlitwy prosiłem Matkę Boską Anielską o poddanie mi myśli, jak ratować młodzież od tej obrazy Boga i Niepokalanej oraz od zniewagi honoru narodu polskiego.

Dzięki Niepokalanej wpadłem na myśl utworzenia z naszych rodaków grona modlitwy i opieki moralnej. Zwierzyłem się z tego dwom zaufanym współwięźniom i razem w samo święto Królowej Anielskiej, 2 sierpnia, zawiązaliśmy to koło, oczywiście w największej tajemnicy, gdyż kto się ważył przeszkadzać SS-manom w tej brudnej robocie, ginął od razu śmiercią. Prócz nas trzech nikt nie śmiał o tym wiedzieć. Każdy miał działać na własną rękę.

Program: Codziennie podczas apelu wieczornego każdy odmawiał 1 Ojcze nasz, 1 Zdrowaś i Chwała Ojcu, oraz 3 razy wezwanie "Królowo Anielska, ratuj nas i naszą młodzież". W duchu nuciliśmy "Królowej Anielskiej śpiewajmy". Potem każdy z nas zbliżał się przy odpowiedniej okazji do swego zaufanego przyjaciela i prosił go, by tak samo się modlił oraz by innych do takiego apostolstwa zachęcał, by nie wchodzili do domu rozpusty, gdyż Polakowi nie wolno się hańbić i obrażać Boga.

Spostrzegłem z czasem, że nasze grono modlitwy bardzo się rozrosło, choć tylko Bogu i Niepokalanej było wiadomo, ilu nas było.

Wkrótce zaczęła się istna nagonka, a specjalnie na tych kolegów, którzy mieli lepsze komando - zmuszano ich do wstępowania do tego domu pod groźbą śmierci lub utraty komanda. Poprosiliśmy o radę księży-więźniów. Ci nam poradzili, by, o ile już nas do tego domu wpędzi, nie dopuścić się grzechu i żeby ze swoim sumieniem być w porządku. Zaś nasze grono modlitwy chodziło po apelu wieczornym niby na przechadzkę i dobrym słowem, ostrożnie, przemawiało do ambicji młodych o słabym charakterze, odwodząc ich od "maison de tolerance".

Na tym miejscu dziękuję Maryi Niepokalanej, Królowej Anielskiej, że się za Jej wstawiennictwem akcja nasza udała, może niezupełnie, ale śmiało mogę powiedzieć w 95 procentach. Niech Bóg pochwalon będzie i Niepokalana!

Tyle z kuźni wujka Teofila w Gusen.