O Matko Boża, bądź Matką moją

Odwiedziłem raz znajomego zakonnika. Był to starzec bardzo poważny, szczególniejszy czciciel Maryi. Z klasztoru wyszliśmy do ogrodu i usiedli pod starą lipą. Tutaj rzekł on: posłuchaj, opowiem ci dzieje ze swego życia, niech będą nauką dla twego życia.

I opowiadał tak: Byłem młody, wesoły, pobożny, ale lekkomyślny. Złe książki, nie lepsze towarzystwa, zabrały mi wiarą i sprowadziły na złą drogę, roztroiły, zniechęciły do życia, tak, że mimo 25 lat, w kwiecie wieku byłem starcem, niezdolnym do żadnej myśli, do żadnego zajęcia. Wszystko mię nudziło, nękało, drażniło. Lepsza mi śmierć niżli takie życie - pomyślałem i postanowiłem targnąć się na swe własne życie, nieszczęsne życie. Było to w maju. Poszedłem do lasu, aby się obwiesić. Ale przyszło mi na myśl: matkę swą hańbą okryję. Poszedłem więc utopić się w nurtach bliskiego strumienia - ludzie będą myśleć, że w kąpieli utonąłem. Skierowałem się ku rzece. Dookoła była wiosna, świeża, jasna, gwarna, kwiecista...

Wtem doleciała do mnie i obiła się o uszy me dźwięczna nuta pobożnej pieśni. Mimo woli spojrzałem w ową stronę, skąd na falach wiatru płynęły miłe. spokojne tony znanej mi pieśni: "Boga Rodzico... Maryjo przyjm mię w opiekę swoją. O Matko Boska, bądź Matką moją"... Pasterka pasąc trzodę i wijąc wianek z kwiatów, snać na ołtarze Matki Bożej, szczęśliwa, zadowolona, nuciła pieśń ową.

Wspomniałem wtedy na dnie dziecięce, kiedy to pełen szczęścia nuciłem pieśń tę samą. Wspomnienie było silne, łza błysnęła w mym oku.

Doszedłem wreszcie do rzeki. Nad rzeką stała kapliczka, a w niej obraz Matki Bożej Częstochowskiej, Ach - ta dawna znajomość, wszak za lepszych dni modliłem się często do Matki Bożej. Nie wiem w jaki sposób się to stało, nie umiem do dziś zdać sobie sprawy, upadłem wtedy na kolana.

Tajemnica to Boża, opieka Najśw. Panny poruszyły mnie. Wnet jasno zrobiło się w duszy mej, wiara ożyła... Usta szeptały: Maryjo, przyjm mnie w opiekę swoją...

Zanim skończyłem modlitwę, głos dzwonu na Anioł Pański odezwał się w pobliżu. Ach, to niby głos Matki, to Ona mnie woła! Pójdę do Niej! - Tuż za rzeką, na górze klasztor. Bez wahania zapukałem do furty i prosiłem o przyjęcie. Robiono mi trudności, ale wreszcie zostałem przyjęty.

Tu w cichych klasztornych murach znalazłem szczęście u boku Tej Matki. Pięćdziesiąt lat już blisko służę Jej i dobrze mi i w duszy ustawicznie jasno...

Skończył opowiadanie - pochylił głowę, usta szeptały: "Zdrowaś Maryjo" - a myśl jego przeniosła się w dawne lata, może do onej kapliczki, gdzie Matka w nim wiarę zapaliła.