Pewien współczesny film przedstawia historię człowieka - jedną z wielu - który ożenił się z dziewczyną zabraną z ulicy.
Sam ją uratował, ale jednak w głębi jego duszy pozostała lekka nieufność; inna kobieta łatwo tę niepewność złośliwie w ogień podejrzeń roznieciła.
Mężczyzna myśli, że jest haniebnie oszukany, że życie jego jest zrujnowane, i oparłszy głowę na rękach, patrzy tępym wzrokiem w próżnię. Wzrok jego pada na ślubną obrączkę... Z wściekłością ściąga ją z palca i chce przez okno cisnąć w ogród. Wtem wzrok jego zatrzymuje się na krucyfiksie. Powoli opuszcza wyciągniętą rękę, wkłada z powrotem obrączkę na palec...
...Krzyż nie rozprawia, nie dyskutuje, nie radzi - krzyż tylko tłumi i łagodzi nieznośny ciężar oszukanego zawiedzionego "ja", ucisza w nas zrozpaczony skowyt bólu, uspokaja naszą gorycz i nasz bunt.
Ukrzyżowany wskazuje rozczarowanemu i udręczonemu człowiekowi na głęboki sens tego wszystkiego, co mu się bezsensownym wydaje, wskazuje na cel i duchową doniosłość cierpienia, zmusza go do wyjścia poza osobiste zawody.