Jak się spowiadać

Mam niejednego kolegę, z którym się przyjaźnię, ale najbliższy mi jest Władek N. Dlaczego? Bo mogę z nim porozmawiać o poważniejszych sprawach interesujących dorastającego chłopca. Władek może nawet wstąpi do seminarium duchownego, zresztą nie robi z tego tajemnicy w klasie, dlatego kilku chłopców przezywa go "kapucynem". Podziwiam Władka, bo on sobie z takich przezwisk nic nie robi. Powiadam kiedyś do niego:

- Czy cię to nie załamie, gdy cię tak dalej przezywać będą?

- He, he! - zaśmiał się na to. - Gdyby takie przezwiska obrzydziły mi wstąpienie do seminarium, to oznaczałoby, że nie mam dość silnego usposobienia na księdza. Trzeba uważasz - mówił Władek - nie tylko znosić cierpliwie takie drwiny, -ale jeszcze lubić kolegów dokuczających, bo to dopiero jest postawa prawdziwego kandydata na księdza. I humoru przy tym w rozmowie z nimi nie tracić. Wszak sam widzisz, że lubimy wesołego księdza. I czy to kto mądry woła na mnie "kapucyn"? Przecież gdy chłopak ubliża komuś drugiemu, to sam osłabia w sobie swe siły moralne, rozbraja się z pewnych sił etycznych, demobilizuje się. Ubolewam trochę nad takim typkiem. Zresztą chłopak-wydrwisz mi nie imponuje. Natomiast gdy ja mu przebaczam, to powiększam, skupiam własne siły moralne: mobilizuję się.

- Władek! - mówię. - Ja cię podziwiam. Ja bym się na coś podobnego nie zdobył. Na przykład, gdybym się i wybierał do seminarium, to nikomu bym się z tego nie zwierzył, bo bałbym się, że mnie koledzy wezmą na ząb i wyśmiewać mnie będą od "świętego", od "pobożnisia".

- Za słabe masz, Andrzej, nerwy na księdza - odpowiedział mi na to. - Zanadto się widocznie liczysz z wpływem otoczenia. Ludzie robią na tobie za wielkie wrażenie. Tymczasem ksiądz musi panować nad sytuacją, a nie poddawać się sytuacji. Przecież ksiądz, to przewodnik na drodze do nieba. A przewodnik musi mieć coś z dowódcy; musi przecież prowadzić, wspierać, pomagać, kierować, uzdrawiać, wzmacniać, pocieszać.

Patrzyłem z podziwem na kolegę i przyznam się, z zazdrością.

- Skąd to się w tobie bierze? - mówię. - Ty pewnie już się urodziłeś taki jakiś silny duchem, niezależny od ludzi, z wielkim poczuciem wolności i z jakąś łatwością przyjaznego stosunku do człowieka?

- Bo ja wiem! - zaśmiał się Władek. - Mnie się zdaje, że źródłem tych [254]moich wartości, jeśli naprawdę je posiadam, jest spowiedź. Częsta spowiedź. I jakby ci tu powiedzieć: mądra spowiedź.

- To jak to - oburzyłem się - byłażby i głupia spowiedź?

Roześmiał się na cały "regulator".

Żadna spowiedź nie jest głupia, ale widzisz na spowiedzi można bardziej lub mniej wykorzystać spowiednika. Mądry chłopak naciąga, że tak powiem, spowiednika na większe dla siebie korzyści. Ja też nie od razu umiałem się na to zdobyć przy konfesjonale Na pierwszym etapie, gdy byłem jeszcze smarkaczem, to okropnie się bałem spowiadać. Gdy klęknąłem i zacząłem wytrząsać grzechy, to prędko, prędko, żeby jak najprędzej skończyć. A gdy ksiądz rozpoczynał mi naukę dawać, to znów siódme poty na mnie występowały, bo lękałem się, żeby mi się wtedy nie przypomniały jeszcze jakie grzechy, ponieważ musiałbym dalej się z nich spowiadać. Z ulgą witałem więc słowa księdza: "Bij się w piersi". Byle odwalić jak najprędzej spowiedź - oto była moja zasada! A potem na nowo grzechy i tak w kółko.

Nie przerywałem koledze, ale przecież to wszystko, co mówił, to jakby żywcem wziął z mojego życia. Tymczasem Władek wywnętrzał się dalej: - Widzisz, Andrzej, taka spowiedź, jak te moje dawniejsze spowiedzi, prędka, nerwowa, w wielkim strachu, też może wystarczyć i też wiele daje, no, bo się ma przecież odpuszczone grzechy. Ale to nie wszystko. Człowiek nie tylko powinien nie grzeszyć ciężko, ale rosnąć w poprawę, w dzielność moralną, w sprawność moralną i w mądrość życiową. Konieczny jest postęp moralny, a nie samo stanie w miejscu lub, co gorsza, grzeszenie w kółko. Bo gdy nie rośniesz w postęp moralny, to tak jakbyś ustawicznie tylko zaczynał dom budować i co zbudujesz, to rozwalał, a potem znowu budował, ale zawsze tylko zaczynał tę budowlę. Co byś powiedział o takim budowniczym? Że ma muszki w głowie, prawda? Po wtóre, czyś ty kiedy, Andrzej, próbował poprawić się do gruntu z jakichś grzechów, albo z nałogów? Na przykład, z klątw? albo z pijaństwa? z niedotrzymywania słowa? albo z blagowania? albo z oczerniania drugich? z lenistwa?

Albo czyś próbował odzwyczaić się od papierosów lub wódki?

- Nie.

- To szkoda. Bo wtedy byś rozumiał, że do tego potrzeba pomocy spowiednika. Mianowicie, nie tylko należy wyznać grzechy, ale i poradzić się, jak się starać, żeby takich grzechów na przyszłość uniknąć, żeby pokusy przezwyciężyć. Trzeba bowiem nie tylko nie chcieć grzeszyć, ale wiedzieć, jak to robić ze sobą, żeby do grzechu nie doszło. W tym celu należy znać sposoby na samego siebie. A do tego znów trzeba znać siebie, swoje usposobienie i swoją specjalną skłonność do niektórych grzechów. Jeden chłopak na przykład ma wielki pociąg do rozpusty, drugi do kłamstwa, trzeci chciałby ciebie wynosić ponad innych, czwarty lubi się upijać i wtedy czepiają się go różne inne grzechy; innemu chce się żyć wygodnie i za wygodne życie gotów byłby duszę diabłu sprzedać. Taki specjalny pociąg do jakichś grzechów nazywa się wadą główną. Czy, na przykład, ty, znasz swoją wadę główną? Powiedz, do jakich grzechów najbardziej cię ciągnie?

- Nie zastanawiałem się nad tym - odrzekłem wstydliwie.

- Bracie! - wykrzyknął Władek. - To ty sam siebie nie znasz! Jak to? I tak chodzisz już tyle lat sam z sobą i nie wiesz, z jakiego powodu popełniasz najwięcej głupstw, kto ty jesteś?! Czy to możliwe być takim ciemniakiem? Nie znać głównej rysy, głównego błędu swego usposobienia? To przecież tak jakby ślepy nie wiedział, że nie widzi! Widzisz, Andrzej - mówił Władek - ja, gdy tylko podczas spowiedzi wyznam księdzu grzechy, zaraz dodaję, że moja wada główna jest taka a taka i melduję, czy z tą wadą swoją walczyłem od ostatniej spowiedzi, czy nie, a jeśli walczyłem, to opowiadam, jak. Przecież ksiądz nie jest Duchem Świętym i po kilku grzechach, co mu powiesz, cię nie pozna. A przecież żeby ci poradził coś więcej, musi grubo więcej o tobie wiedzieć niż o samych grzechach. Dlatego zamelduj mu zaraz, jaka jest twoja wada główna i czy ty ten chwast wyrywasz z siebie, czy też rośnie on w tobie i robi sobie z ciebie taka wada swoje popychadło. Ksiądz musi wiedzieć, nie tylko to, czy jesteś popychadłem jakiejś grzesznej skłonności, ale i to, czy też chcesz się od niej wyzwolić, uzyskać [255]wolność. Trzeba walczyć o uwolnienie od rozpusty, od wygodnictwa, od pijaństwa, ód kłamstwa, od niekarności. Bo człowiek nie może być popychadłem swojej namiętności, ale narzędziem głosu Bożego: sumienia. Więc powiedz księdzu, czy jesteś popychadłem rozpusty czy lenistwa; czy popychadłem wygodnictwa; czy pijaństwa. A może jesteś tchórz i się boisz iść częściej do spowiedzi, do Komunii? Albo boisz się gromić chłopaków, gdy widzisz, że prowadzą brudne, rozpustne mowy?

- O, tchórz, tchórz! Tuś trafił! Pomyślałem o sobie, bo rzeczywiście, boję się odezwać z jakąkolwiek uwagą do ludzi, gdy widzę, że podle postępują.

- Co mruczysz coś pod nosem? - zauważył Władek.

- Nic... - zawstydziłem się, że za głośno "pomyślałem".

- Andrzej - nie ustawał perorować Władek. - Trzeba też powiedzieć spowiednikowi, jak w ogóle wygląda w tobie front walki o to, byś był szlachetniejszym człowiekiem. A więc powiedz: jak często się spowiadasz? Jak często przyjmujesz Komunię świętą, czy na przykład i w następne niedzielę po spowiedzi? Czy starasz się, żebyś nie zgrzeszył ciężko? A więc żeby w tobie był stale Bóg? Jak ci się udaje walka z samym sobą, gdy silisz się, żeby uszlachetnić swe postępowanie? Coś już w tej dziedzinie osiągnął? Trzeba, tak jak w sporcie, określić niejako księdzu, ile punktów już zdobyłeś i w jakich ćwiczeniach o lepszą w twym życiu sprawność moralną. Ksiądz, tak jak instruktor sportowy, musi wiedzieć, z jakim zawodnikiem w twojej osobie ma do czynienia na spowiedzi, żeby ci dał odpowiednie dla ciebie wskazówki, jak masz trenować do następnej spowiedzi. Inaczej, ciężko by ci było osiągnąć coraz to lepsze wyniki w unikaniu grzechów, w uszlachetnianiu swego usposobienia.

- Władek - odezwałem się nieśmiało - to chyba trzeba mieć i stałego trenera w tym sporcie przerobienia siebie na porządnego chłopaka?

- A jak myślałeś? Wszak wtedy zna ksiądz ciebie lepiej, niż przypadkowy spowiednik i trafniej doradzi. Najlepiej mieć stałego kierownika duchowego, bo...

- Pozwól, Władek - przerwałem mu - bo mi się w głowie kręci, tyleś mi nagadał, że streszczę to, coś powiedział. A więc trzeba się tak spowiadać, żeby nie tylko mieć odpuszczone grzechy, ale i coś więcej skorzystać. W tym celu należy oprócz wyliczenia grzechów przedstawić spowiednikowi ogólny stan swej duszy z uwzględnieniem wady głównej. Następnie złożyć sprawozdanie z pracy nad przerabianiem swego postępowania na szlachetniejsze i z osiągniętych w tych ćwiczeniach wyników. I chyba trzeba też księdzu powiedzieć, czy się stosowało do rad i nakazów spowiednika, otrzymanych na ostatniej spowiedzi. Ale czy tylko dokładnie streściłem?

- Świetnie! - uściskał mi rękę kolega.

- Szkoda - żartowałem, ale było w tym dużo szczerości - że nie jesteś już, Władek, księdzem, bo poprosiłbym cię o spowiedź.