Emilu, Emilu! Wstań, cóż Tobie!?

Dzień św. Szczepana. Mrok zapada, dzień zbliża się ku wieczorowi. Przed kościół zajeżdża czarna limuzyna. Z uchylających się drzwi wysiada młodziutka w bieli, okryta welonem niewiasta. Skromność i gust dodają jej wdzięku. Obok niej postępuje przystojny mężczyzna w pełni sił i urody. Wśród tonów orkiestry w cudnie mieniącej się aureoli świateł dążą miarowym krokiem do ołtarza, by wymienić swe złote obrączki, symbol nigdy nierdzewnej miłości małżeńskiej. Krótkie, urywane słowa kapłana... błogosławieństwo. Młoda para wraca od ołtarza. Przed kościołem gratulacje, życzenia... Mijają pierwsze dwa dni w szczęściu i radości. Do drzwi ktoś puka... ach to listonosz! Co za nowina?... Emilu, przyjaciele proszą nas w najbliższą niedzielę, czy pojedziemy? - pyta Renata. Jeżeli proszą, jakżesz odmówić - rzecze wdzięczny mąż. - Pojedziemy.

Niedziela. Śnieg sypie coraz bardziej, mróz przybrał na sile, oślizgło. Emilu, lecz z tym jedziemy, że nie będziesz pił wódki - zagadnęła Renata. Oczywista - odpowiedział niespokojny Emil.

Cicho, z dźwiękiem motoru sunie błyszczący "B.M.W." z przyczepką. Ukryta w głębi przyczepki Renata spogląda badawczo na trzymającego kurczowo kierownicę męża. Ręce mu marzną - pomyślała. Wskazówka licznika wskazuje 50, 60 i znów 60. Szybko, to za szybko - ostrzega Renatka. Motor jednak prowadzony wprawną dłonią gubi raz po raz zakręty, drzewa i kamienie przydrożne. Wioska... słychać dzwony... czyżby wejść na chwilę do kościoła - myśli Renatka. Widząc jednak zmarzniętego Emila przy kierownicy, mijającego zręcznie ludzi zdążających do kościoła postanawia odczekać. Wkrótce mijają kościół, wioskę - chwilę potem stają u celu.

Biesiada w pełni. Kieliszki, toasty na cześć wchodzącej młodej pary trwają bez przerwy. Co chwila ktoś próbuje skutecznie, lub daremnie zaintonować "sto lat..." Mija godzina za godziną. Chwile Emila z każdym kieliszkiem zdają się być policzone... Świat zalega nieprzenikniony mrok... zegar wskazuje szóstą, wkrótce siódmą... ósmą., na dworze ciemno. Renata czuje jakiś przenikający ją strach, coś ją straszy... Emilu, Emilu, czas wracać do domu, jedźmy już, jedźmy - prosi nietrzeźwego Emila. Wyszli. Z sali dochodzi ni to rodzaj śpiewa ni krzyku: "używaj póki służą lata..."

Po wielu "kopaniach" zmarznięty motor "zaskoczył". W przyczepce znów Renatka, przy kierownicy Emil, lecz nie ten Emil trzeźwy, przytomny, lecz Emil pijany. Nieumiejętnie chwycona maszyna zrywa i staje. Z ust Emila sypią się przekleństwa i wyzwiska. Po chwili motor znów "na biegu". Ciemność i cisza grobowa. Nikłe snopy reflektora padają na oślizgłą jezdnię. Mróz coraz silniej dokucza nietrzeźwemu Emilowi. Licznik wskazuje 60 - 50 - 30, to znów 60. Motor się "grzeje" czuje to sama Renata. Mijają kilka zakrętów... maszyna prowadzi teraz Emila, a nie on ją. Renatce zdaje się, że lecą już gdzieś w rów, lub na drzewo. Chwyta ją coś za serce, dławi jej gardło, mrozi krew w żyłach. Lecz nie! - ona wierzy Emilowi, Emil doprowadzi szczęśliwie maszynę do domu.

Wjeżdżają do wsi. W dali widać ostre, rażące reflektory zbliżającego się pojazdu. W błyskawicznym tempie zbliżają się ku sobie. Renatka widzi mimo wali, że mijają kościół, ten do którego poprzednio wstąpić mieli, a jednocześnie w głowie jej przebiegły myśli złowieszcze... tu zaraz most. by tylko nie na moście... Boże odwróć! Motor jednak ciągnie... na liczniku 60... Z przeciwka jarzą się ślepia zbliżającego się pojazdu. Emilu! Emilu!... Emil nie słucha, bo nie Emil prowadzi motor, lecz motor Emila. Ręce mu zesztywniały, mróz ścina powieki... Nagle... most... krótki przeraźliwy krzyk: O Boże! Jezus Maryja!... Auta z przeciwka stanęło o kilkaset metrów. Motor zawadził o barierę mostu; między przyczepkę a motor wbił się drąg bariery. Renatka pozostała w siedzeniu... A gdzie Emil...?

Zbiegli się ludzie z wioski i unieśli zemdlałą Renatę do ciepłej chaty, a wraz z nią wydobytego spod mostu Emila. Nie broczył krwią, bynajmniej. Nie był zraniony, też nie... dlaczego więc nie żył? Do chaty wezwano księdza. Renatka uczuła ciepło... oprzytomniała powoli... rzuciła niespokojnie wzrokiem wokół. Słychać było śpiew... lecz nie ten w kościele podczas ślubu, ni ten na przyjęciu, śpiew jakiś cichy, żałosny przenikliwy. Spojrzała szerzej... na biało zaścielanym łożu leżał Emil, jej najdroższy mąż, jej najukochańszy Emil. Krzyknęła i doskoczyła do niego... ujęła go za dłoń... zimną miał... Emilu! Emilu! wstań, cóż tobie!? Emil jednak spał, spał snem wiecznym, snem, z którego żadna siła ziemska wyrwać go nie była zdolna.

Cicho, z namaszczeniem sunie orszak pogrzebowy ku miejscu wiecznego spoczynku. Za trumną, już nie w bieli, lecz w kirze żałoby mdlejącą żonę prowadzi rodzina.

Oto skutki pijaństwa, oto do czego prowadzi alkohol ludzi i rodziny.


Rycerz Niepokalanej 2-3/1951, zdjęcie pod artykułem: Emilu, wstań, cóż Tobie, s. 77

Opis zdjęć powyżej: Na prawo: Międzynarodowy Kongres Mariologiczny w Rzymie (w dniach od 23.10. do 1.11.1950 r.). Z lewej strony: Otwarcie w auli Ateneum Laterańskiego. Przemawia kardynał Pizzardo. Z prawej strony: W pierwszym rzędzie siedzą przedstawiciele dyplomatyczni oraz kard. Masella.