Dzieci mogą być najlepsze

Gdy przyjdzie dzień świąteczny, a rano każde z domowników wysłucha Mszy, mamy potem wiele wolnego czasu. Jeżeli sprzyja pogoda, wybieram się wtedy z moimi synkami gdzieś dalej na dłuższą przechadzkę, zazwyczaj do znajomych. Właściwym jednak celem nie są odwiedziny, ale użycie świeżego powietrza, kąpiel, jak latem, napawanie się pięknem przyrody. Moi synkowie, jeden ma dziewięć lat, drugi jedenaście, a ja trzydzieści cztery. Biegam dobrze, lubię pływanie, zimą łyżwy. Że za tym samym przepadają moi synkowie, nie potrzeba dodawać. Mój Boże, ileż sobie wspólnie naużywamy!

Cmentarz uczy widzieć daleko

Najmilsze są chyba po drodze rozmowy z dziećmi. Chłopcy pytają tatusia o nazwy napotkanych roślin, zwierzaków, o niebo i gwiazdy, gdy później następuje powrót, o różne zjawiska w życiu zwierząt, ludzi i świata oraz z własnych ich przeżyć wewnętrznych. Bez takich rozmów nie znałbym swoich synków, a tak bardzo ciekawa i piękna jest dusza dziecka! Gdy po drodze mamy kościółek lub cmentarz, zawsze wstąpimy się pomodlić, podumać, zwłaszcza lubimy cmentarz, położony w głębi lasu, w maleńkiej tamże wiosce, gdzie leżą polegli żołnierze Dywizji Kościuszki z roku 1945. Sosny szumią nad grobami a zawsze jakieś wdzięczne serce przyniesie tu kwiaty na mogiły, bo spotykamy je tu nieomal stale; czasem zastaniemy, jak ktoś się modli. I my uklękniemy, zmówimy "Zdrowaś" i "Wieczny odpoczynek". Potem zazwyczaj zwracam mym synkom uwagę na jakąś głębszą prawdę wiary. Na przykład, że istnieje wieczność. Że modląc się za zmarłych, pomagamy im, gdy są w czyśćcu.

Kultura dziecka, to także sztuka milczenia

Rozmawiamy na cmentarzu szeptem, co najwyżej półgłosem - dla oddania szacunku zmarłym. 1 jakoś łatwiej wtedy zamyślić się, wejść w głąb własnej duszy, zobaczyć wtedy szerzej życie, ujrzeć je i poza grobem. Inaczej, pójście na cmentarz nie uszlachetniałoby dość silnie dzieci. Nie pozwalam wówczas na głośne rozmowy, bo uważam, że człowiek już w tym wieku, co dziecko, powinien umieć powstrzymać język i złagodzić ton głosu, gdy trzeba. To nieprawda, że nie można tej umiejętności nauczyć dzieci, że dzieci muszą wszędzie hałasować. Nie zdajemy sobie widocznie sprawy, do jak szlachetnego postępowania zdolne jest już małe dziecko, a cóż dopiero dziewięcio- czy jedenastoletni chłopiec. Tylko trzeba dziecku wytłumaczyć, dlaczego ma milczeć lub półgłosem mówić a potem łagodnie, lecz mocno i bardzo serdecznie. Nikt nie chce wobec łudzi okazać się gorszym. Każdy chce wyglądać na lepszego, niż jest, w oczach osób mądrzejszych od siebie. Lepszym też pragnie okazać się dziecko wobec ojca czy matki.

Mój synek Jaś

Raz powiadam do dzieci, gdy nieco dłużej niż zwykle stali nad jakąś mogiłą zamyśleni:

- I tatuś tak kiedyś będzie leżał w grobie i mamusia. Czy wtedy będziecie szlachetnie postępowali: tak, jakby tatuś był nadal razem z wami i spoglądał na was?

- Będziemy! - rzekli chłopcy. I przytulili się mocno do mnie.

- Czasem - mówiłem - jest dobrze pomyśleć sobie, gdzie się będzie spoczywało po śmierci i jaki będzie nasz koniec życia. Jak miło jest umierać u siebie w domu! Z Panem Jezusem w duszy! Po dobrej spowiedzi! A jak przykro ginąć na wojnie, z dala od domu, bez Sakramentów świętych! Czy zdajecie sobie, dzieci sprawę, ze zła, jakim jest wojna, i z wielkości grzechu tych, co wojny wywołują, i jakim dobrodziejstwem jest pokój?

Tego wieczoru, gdy już było po kolacji w domu i po pacierzu, przychodzi do mnie, zresztą jak zwykle, młodszy synek, by ucałować mi rękę "na dobranoc". Jest w długiej białej koszuli. Ale tym razem jakoś stoi, nic nie mówi. Wreszcie nagle nachyla mi się do ucha i szepcze:

- Tatusiu, ja będę dla tatusia zawsze dobry! Nigdy tatusia nie obrażę. Bo ogromnie byłoby mi żal, gdybym kiedyś patrzył na mogiłę tatusia, i przypomniał sobie wtedy, że temu tatusiowi leżącemu w grobie przykrość sprawiłem.

Z trudem dzieciak oderwał się ode mnie, bo ucałowałem go za to mocno, mocno. Miał mój drogi synek łzy w oczach, ale i ja je ocierałem.