Dobroci nigdy za wiele

Lubimy się czasem zebrać w kilku gospodarzy u młodego Pszczoły i mówić o poważnych sprawach zamiast pić wódkę i wygadywać trzy po trzy, a przychodzą z nami i żony.

- Czy wiecie - zagadnął Pszczoła - że czerwiec, to miesiąc dobroci?

- Jakże! Nie słyszeliśmy. Kto ogłaszał?

- A przecież to miesiąc Serca Jezusowego - uśmiechnął się Pszczoła. - Dobry musiał być Pan Jezus dla ludzi, jak się gdzie między nimi znalazł.

- Ja myślę - wyskoczył Grzela - że kto jest miękkiego usposobienia, ten jest dobry; ale nie daj Bóg, jak kto twardy z natury, bo taki człowiek nigdy nie będzie dobry. Ja mam dwóch chłopaków: jeden, ten starszy, nie może patrzeć jak ten drugi złapie pająka czy muchę i odrywa im nogi, łebek i tak dalej. Myślę, że ten, co odrywa, będzie twardy chłop, nieużyty i nigdy dobrym nie będzie, a ten starszy, że będzie trochę niedołęga, ale anioł dobroci. I myślę, że temu gorszemu będzie w życiu lepiej i że zawsze sobie da radę, a ten drugi, miększy, że będzie ciągle do ojca chodził w prośby.

- Mnie się to nie podoba - odezwałem się do Grzeli. - Bo z tego wynikałoby, że dobrzy ludzie, to niedołęgi, a źli, to tęgie, zaradne charaktery i skutkiem tego źli, bez serca, będą zawsze mieli przewagę nad dobrymi, miękkimi, nieżyciowymi.

- Ej, coś w tym jest, widzi mi się, prawdy, co powiedział Grzela - sprzeciwił się Pszczoła. Ale zaraz dodał, że i ja mam rację.

Ucieszyło to Grzelę i dalejże dowodzić:

- Jakiż to mąż jest dla żony dobrym? - zawołał. - Miękki. Ale wtedy żona nad mężem przewodzi, mąż w domu nic nie znaczy, dzieci nie wiedzą, że mają ojca, a ludzie się śmieją z takiego sąsiada. Miękkie dziecko: to samo. Ja mam czwórkę dzieciaków: bo prócz chłopców dwie córeczki. Małe to wszystko, ale Michał, ten miękki, najstarszy, potulny jak owca: on wszystkim dzieciakom usłuży i ojcu, i matce, i tak komuś, jak go ktoś poprosi, ale nic sobie dzieciaki z niego nie robią, nawet matka, moja żona, nieraz go wykrzyczy od niedojdy i jeszcze gorzej. A przyznam się, że mnie Michał nie w nos: bo chłopak powinien być ostry, nie lalkowaty, żeby go było czuć, żeby go się bano. Jeżeli go tylko lubią, to za mało. Jeżeli jest tylko miękki i usłużny, to za mało.

Wdały się teraz i nasze żony w tę rozmowę. Pokazało się, że one jeszcze bardziej obstawały za tym, że mężczyzna powinien być mocnym typem, nie tyle serdecznym, co ostrym: aż się zdziwiłem. Tak samo wypowiedziała się i najstarsza córka Pszczoły: wprawdzie ma dopiero 16 lat, ale już jest uczennicą dziesiątej klasy liceum i nikt jej nie odmówi rozumu, bo zdolna, po ojcu widocznie odziedziczyła dobrą głowę. Aż się zakotłowało w izbie od najrozmaitszych zdań, a nawet przytyków i docinków.

Głos nieśmiałej kobiety.

- Moi kochani - uspokoił nareszcie wszystkich Pszczoła - mieliśmy mówić o dobroci, a wyszło o ostrości i miękkości usposobienia. "Miękki", jak zrozumiałem, ma oznaczać to samo, co babski, a znów "twardy" to męski, dodatni typ człowieka. Ale czy czasem nie jesteśmy w błędzie? Dlaczego to wy, kobiety, wypowiadacie się tu za ostrym, twardym charakterem u mężczyzny, a gdy któraś z was chce się pochwalić swym mężem przed drugą, to powiada: "Dobrego mam męża!" Czemu nie mówi "ostrego"?

Zaniemówiły kobiety: żadna się nie odezwała. I Pszczoła milczał, tylko prowadził oczyma po wszystkich.

- Bo czasem trzeba, żeby mąż był miękki, dobry, a czasem, żeby był twardy - odezwała się któraś z kobiet.

- Miękki dla swoich, twardy dla obcych! - dodała druga.

- Ej, a czy nie powinien być twardy czasem dla swoich? I czy nie miękki powinien być w pewnych wypadkach również poza domem? - pytał Pszczoła.

- Tak, tak, wołały kobiety!

- Ale kiedy twardy, a kiedy miękki? I wobec kogo? - pytał dalej.

- Twardy wobec nieposłusznych dzieci, wobec leniwej żony, wobec podłych ludzi - ośmieliłem się odezwać. - Twardy, mocny i groźny, ale tylko na czas dopóki się nie zmienią na lepsze.

- Trafił w sedno rzeczy! - potakiwano mi.

- I tych dzieci, co obrywają nogi owadom, też nie trzeba potępiać! - zabrała głos lękliwie, delikatnie żona Grzeli. - Znam dom, gdzie była taka dziewczynka, co z lat dziecięcych obrywała nogi różnym stworzeniom, zabijała ptaszki, oglądała ich wnętrzności. Kurę zabić, a nawet tucznika, to była dla niej fraszka. Ale gdy się raz okropnie poranił w lesie jej ojciec, to wszyscy w domu stracili głowę.

Ci delikatni mdleli, na widok ran ojca, a ona zmyła ojcu krew, poostrzygała kawałki skóry i ciała, co na nim wisiały, nie brzydziła się jego okropnym wyglądem; ułożyła go, potem tak, żeby mniej bolało; a jak przyjechał doktór i żywo krajał rannego, to ona usługiwała mu tak zręcznie, że wydziwić się nie mógł. Namówił ją też zaraz za posługaczkę do szpitala, a teraz kształci się ona na lekarkę. Ma z natury bardzo twarde ta dziewczyna usposobienie, ale kiedy trzeba, bardzo miękkie: bo chorzy, jak słyszę, przepadają za nią. Myślę, że są zawody i powołania, gdzie trzeba mieć raczej twarde usposobienie: żona - lepiej gdy ma miękkie usposobienie; ale mąż - raczej twarde. Oficer, dowódca statku, kierownik jakiegoś zakładu, minister - cóżby zrobili bez twardego usposobienia! I matka, jeśli ma w domu więcej synów, musi się postarać o twarde często usposobienie, zwłaszcza jeżeli mąż miękki, bez energii, a chłopaczyska niegrzeczne.

Nie mogliśmy się wszyscy wydziwić, jak mądrze wypowiedziała się młoda Grzelina, kobieta skromna, delikatna, wątła. Aż wypieki wyszły jej na drobną, rumianą, piękną twarzyczkę, gdy mówiła, widocznie dużo ją ta śmiałość kosztowała.

Jak życzliwość Serca Jezusowego

- A jaki też był Pan Jezus dla ludzi, gdy chodził po świecie? -wracał na nowo do swego Pszczoła.

- Dobry! - poszedł jeden głos po izbie.

- Ale twardy czy miękki?

Nikt się jakoś nie kwapił z odpowiedzią na to.

- Nawet gdy był twardy, okazywał się dobry! Zawsze był dobry! - zawołała Grzelina takim głosem, że nas wszystkich wzruszyła. I nikt się jej zdaniu nie sprzeciwił.

- Mnie się też tak zdaje - potwierdził Pszczoła - że w życiu trzeba być czasem twardym, czasem miękkim, ale zawsze dobrym. To znaczy i w okazywaniu twardości, i miękkości - postępować tak jak Bóg nakazuje. I wtedy być twardym lub miękkim, gdy Bóg tak nakazuje. Nie dla swego widzi mi się być twardym czy miękkim, ale ze względu na wolę Bożą i dobro moralne drugiego człowieka. Twardość, to jakby siła, potęga: otóż trzeba być dobrą potęgą. Nie wolno zmuszać do grzechu i nie zwalczać niczego siłą, co nie jest grzechem. Ale na przykład bardzo mocno nie pozwalać na grzech. Miękkość, to jakby ustępstwo: można z wielu rzeczy ustępować, ale nie można się zgadzać na grzech. Trzeba tak samo być i twardym, i miękkim wobec samego siebie. Twardym: wymagać od siebie coraz ostrzej - coraz szlachetniejszego postępowania. Miękkim: postępować coraz życzliwiej, być coraz delikatniejszym wobec dobrej żony, dobrego dziecka; wobec poprawiającej się żony, poprawiającego się dziecka? wobec poprawiającego się nieprzyjaciela, złego sąsiada.

- Ale czy się wtedy z powrotem nie rozzuchwali taki zły sąsiad, niedobra żona, dziecko? - skrzywił się Grzela. - Czy za dobroć nie odpłacą złem?

- Może i odpłacą. Ale nigdy ani w domu, ani w sąsiedztwie, ani na świecie nie będzie za wiele dobroci. Tylko pamiętać: dobroć, to nie uległość dla zła; ale to pomoc dla dobra. Pomoc chętna, bez nadętości, bez urazy.

- W takim razie - znów się odezwałem - dobroć wygląda jeszcze najbardziej na życzliwość? I naprawdę: kto jest w sercu dla kogo życzliwy, ten zaraz i dobroć dla tej osoby wykaże. Ale jaką ma być ta życzliwość?

- Taką, jak życzliwość Serca Jezusowego dla ludzi - rzekł Pszczoła: - Serce Jezusa każdemu jest życzliwe - złemu i dobremu - ale swą życzliwością tylko do dobrego prowadzi każdą osobę.

Nasz miesiąc serdecznej dobroci

Stanęło w końcu na tym, żeby w naszych kilku domach urządzić w czerwcu miesiąc ćwiczenia się w dobroci ku czci Serca Jezusowego. Miesiąc wielkiej życzliwości. Układaliśmy teraz program tych dobroci, które każdy z nas mógł świadczyć jeden drugiemu: żona mężowi, mąż żonie, rodzice - dzieciom, rodziny - sąsiadom, dzieci - nauczycielom, parafianie księdzu. Projekty wybuchały jak rakiety. Okazało się, że wszyscy możemy postępować względem siebie o wiele życzliwiej niż dotychczas, a kto by zechciał, mógłby okazywać życzliwość nawet ponad miarę ludzką: na wzór Serca Jezusowego.

- A jak? zapytacie Czytelnicy "Rycerza". Sami pomyślcie.

Przyjdź, Ojcze, przed obraz Serca Jezusowego i zapytaj Jezusa, a On Ci podyktuje, jak masz postępować wobec żony, wobec dzieci; w czym masz się okazać twardy jak stal, a nawet więcej jeszcze, twardy; a w czym - miękki, życzliwy, serdeczny, pomagający, współtowarzyszący.

To samo, Matko - Żono!
To samo, Młodzieńcze!
To samo, Dziewczyno!

Serce Jezusowe czeka na Was z programem, z planem dobroci dla każdego z Was. Pytajcie Go o to, gdy będziecie bywali w kościele.

Naradźcie się tam wspólnie z Jezusem. A może, Ojcze, Matko, zbierzecie się teraz kiedyś wieczorem razem i wspólnie z dziećmi zrobicie naradę domową, pod okiem obrazu Serca Jezusowego, i ułożycie program dobroci dla Waszego domu. Bo choćby nawet Wasza rodzina miała wyłącznie szlachetnych domowników, to chyba i wśród Was nie ma za wiele dobroci. Spróbujcie!

Dobroć przynosi tyle szczęścia, a nic nie kosztuje, Najdrożsi!