Co może Niepokalana!
Drukuj
Piotr Rudder

Opisy zdjęć powyżej: [z lewej] Piotr Rudder. [z prawej] Kości obu nóg Ruddera (po prawej stronie kości nogi cudownie uzdrowionej)


Któż to nie słyszał o niezwykłych cudach, zdziałanych za przyczyną Niebieskiej Matki. Koi Ona dusze i leczy ciała. Płyną do Niej jęki z tego padołu płaczu, a Ona najlitościwsza słucha, błaga Swego Syna o pomoc, rozdziela łaski.

Z tysiącznych zdarzeń podajemy jedno najbardziej głośne, bo najbardziej fachowo i dobitnie stwierdzone.

Uszczęśliwioną - przez Marię osobą - jest Piotr Rudder.

Urodził się on dnia 2 lipca 1838 r. w Jabbeke w zachodniej Flandrii. Pracując jako robotnik u pana Dubus de Ghisignies, 16 lutego. 1867 r. wracał do domu; na drodze spotkał synów Jana Knockaert, którzy ścinali drzewa. Piotr postawił nogę na jednym z drzew ściętych, leżących na drodze; nagle drugie drzewo ścięte pada na niego, łamiąc nogę nieszczęśliwemu robotnikowi. Kość była złamaną na odległość 9 cm poniżej kolana. Chorego przeniesiono do domu wśród strasznych męczarni. Dr Affenaer, lekarz z Oudenbergu, złożył nogę i założył bandaże. W pięć tygodni potem utworzyła się wielka rana i kość zaczęła się psuć. Kiedy Dr. Affenaer uznał swą bezsilność wobec choroby, Piotr wezwał z Brygi doktorów Jacques’a i Verriet’a, którzy nie byli jednak szczęśliwszymi od swego kolegi. Wezwano jeszcze trzech innych lekarzy ze Stalhille, Verseny i Brukseli, ale i ci nic nie pomogli.

Biedny robotnik, musiał rok cały leżeć, a potem wlec się na kulach przez osiem lat i dwa miesiące.

Piotr od dzieciństwa był pobożnym, a ufność jego ku Matce Najświętszej nie miała granic. Słysząc o cudach, które się działy w Lourdes, cieszył się nadzieją, mówiąc: "Jeśli odbędę pielgrzymkę - Matka Najświętsza uzdrowi mnie, bo to najlepsza Matka"!

Ale jak odbyć podróż? Dolna część nogi trzymała się słabo - można było ją wykręcać na wszystkie strony.

Piotr złożył jednak całą swą ufność w Najśw. Dziewicy - i przygotował się przez żarliwą modlitwę do nużącej pielgrzymki.

W dzień przed uzdrowieniem, tj. 6 kwietnia 1875 r., odwiedził go sąsiad, J. v. Hooren, z synem i żoną, i - jak w pisemnym świadectwie zeznali - byli obecni przy tym, kiedy chory odkrył nogę do zabandażowania. Przy tej sposobności widzieli dwa końce złamanych kości, jak były rozdzielone raną na 3 cm wielką, a dolna część nogi była ruchoma tak, że można nią było obracać.

Nazajutrz wsparty na kulach, zawlókł się przy pomocy żony do stacji kolejowej w Jabbeke, oddalonej o pół godziny drogi od jego mieszkania. Na przebycie tej przestrzeni potrzebował 3 godzin. Trzech ludzi wsadziło go do wagonu i tak zajechał do Gandawy.

Konduktor kolejowy szydził sobie z jego pielgrzymki, ponieważ rana wydawała woń nieznośne i w dodatku ociekała tak, że materia z rany zanieczyściła wagon, robił mu za to wyrzuty. Woźnica zaś widząc wiszącą nogę Piotra rzekł: "Ten człowiek jeszcze nogę zgubi w drodze". Ze stacji kolejowej w Gandawie wyniesiono chorego do tramwaju, a następnie do autobusu, którym pojechał aż do Saint- Amand, i wysiadł na drodze wiodącej do groty w Oostacker, wzniesionej na wzór cudownej groty w Lourdes.

Tak więc znalazł się biedny kaleka na drodze ocienionej drzewami, którą szli liczni pielgrzymi z różańcem w ręku. Wyczerpany cierpieniem i znużeniem dotarł z wielkim trudem do upragnionej groty. Po drodze jeden z pielgrzymów potrącił przez nieostrożność jego chorą nogę, co biednemu kalece sprawiło wielkie boleści. Osłabiony usiadł na ławce, a ponieważ pragnienie mu dokuczało, prosił więc o trochę wody ze źródła. Wypiwszy ją, uczuł się pokrzepionym. Inni pielgrzymi, stosownie do przyjętego zwyczaju, obchodzili wkoło grotę trzy razy. Piotr chciał się z nimi połączyć, wziął więc kule i szedł, a doszedłszy do statuy cudownej, usiadł na ławce naprzeciw Niepokalanej Dziewicy. Tu zaczął się modlić gorąco, prosił Boga o przebaczenie grzechów z całego życia, a zwracając wzrok na Matkę Najświętszą, pełen ufności i miłości, błagał Ją o przywrócenie zdrowia, aby mógł zarabiać na życie i własną pracą wyżywić swe dzieci i żonę. Wtem uczuł, że całe jego jestestwo przejmuje jakieś dziwne wstrząśnienie, traci przytomność. Po chwili zaś wstaje o własnych siłach, bez kul. Biegnie wzdłuż ławek i rzuca się na kolana przed Matką Najświętszą. Wzruszenie myśl mu przytłacza. Przyszedłszy do siebie, ze zdziwieniem pyta: "Mój Boże! - gdzie ja jestem...?" Poznaje, że jest bez kul i że klęczy o własnej mocy. Potem spoglądając na statuę Najświętszej Dziewicy wzrokiem pełnym wdzięczności i miłości, woła: "Mario, oto mnie widzisz przed drogim Twym wizerunkiem - dzięki Ci, dzięki!" A spostrzegłszy swe kule zdała leżące, wstaje, bierze je i opiera o grotę...

Żona jego, widząc to wszystko, omal nie zemdlała ze zdumienia; wszyscy obecni płakali. Piotr zda się nic nie słyszy i nic nie widzi wkoło siebie, oddany cały uczuciom wdzięczności. Dokończył trzykrotnego pochodu dokoła góry. Następnie otoczyły go tłumy prowadząc do zamku Courtebourne i oglądając uzdrowioną nogę. Dwie owe przedtem rozłączone części kości zrosły się ze sobą zupełnie, mimo że dr Affenaer zaraz przy pierwszych opatrunkach wyjął z chorej nogi spory kawał złamanej kości. Rana zaś ropiejąca, która jeszcze bezpośrednio przedtem rozdzielała przełamane kości na odległość 3 cm, znikła, zostawiwszy tylko bliznę. Noga, przedtem spuchnięta, przybrała od razu zwykłe rozmiary. Rany znikły, a lekka tylko blizna oznaczała miejsce złamania.

Wróciwszy do Jabbeke, Piotr udał się najprzód do kościoła, aby podziękować Stwórcy za doznane łaski. Następnie powrócił do swojej chatki. Tu córka Sylwia z płaczem rzuciła mu się na szyję, a mały syn, August, nie poznał ojca, gdyż nie widział go nigdy dotąd, chodzącego bez kul.

Dr Affenaer, badając teraz nogę Piotra, rozpłakał się i zawołał: "Jesteś zupełnie uzdrowiony i twoja noga jest tak zdrową, jak u nowonarodzonego dziecka! Wszystkie środki ludzkie były wobec choroby bezsilne, lecz, czego nie potrafili dokonać lekarze, tego dokonała Maria"!

Odtąd pobożny robotnik powracał nieraz do groty, gdzie na dziękczynnej modlitwie spędzał całe godziny. Najmilszą jego czynnością było głoszenie chwały i potęgi cudownej Opiekunki.

A wyżej wspomniany lekarz pisał do swego kolegi doktora Boissarie:

"Piotr Rudder miał nogę złamaną skutkiem upadnięcia na nią drzewa. Kości w miejscu zgruchotanym były potrzaskane na tak liczne odłamy, że poruszając chorą nogą, słyszeć można było chrzęst taki, jak gdyby ktoś potrząsał workiem napełnionym orzechami. Zrośnięcie więc nigdy nie mogło nastąpić. Na próżno hrabia Dubus leczył go własnym kosztem przez lat 6. Wreszcie biedny ten człowiek, opuszczony i skazany na dożywotne kalectwo, był już bliskim rozpaczy, gdym po raz pierwszy zbadał jego nogę. Nie potrzeba tu długich opisów: dolna część nogi wisiała i obracała się na wszystkie strony. Po pielgrzymce stwierdziłem zupełne zrośnięcie się zgruchotanej kości".

3 września znowu donosił: "W chwili przedsięwzięcia pobożnej swej pielgrzymki Piotr Rudder już od lat ośmiu wlókł nogę za sobą i z trudnością mógł się poruszać przy pomocy kul - dolna część nogi wisiała zupełnie bezwładnie. Tego samego wieczora Piotr wrócił do domu bez kul, a nawet skacząc. Nazajutrz zrobił pieszo kilka mil drogi, szczęśliwy, że mógł użyć przechadzki, której od dawna był pozbawiony. Naturalnie, że poszedłem go odwiedzić, ale muszę wyznać, że z początku nie wierzyłem w to uzdrowienie. I cóż znalazłem? Oto nogę, której nic nie brakowało, tak, że gdybym jej przedtem sam nie leczył, nie chciałbym wierzyć, że kiedykolwiek była złamaną. Przesuwając powoli palcami wzdłuż kości od góry do dołu, czułem równe zupełnie powierzchnie. Jedynym śladem przebytej choroby była mała blizna na kości i skórze".

Na zakończenie dodaje:

"Może list ten przeczyta pan Zola; jeśli tak, to byłbym szczęśliwy i napisałbym do niego następujące słowa: Panie, byłem niewierzącym jak i Ty, lecz cud, dokonany na Rudderze, otworzył mi oczy, zamknięte dotąd dla wyższego światła.

Czasami jeszcze ogarniało mię zwątpienie, lecz zabrałem się do zgłębiania religii katolickiej i do modlitwy. Otóż wyznaję szczerze, że nie mam już wątpliwości i wierzę zupełnie. Dodam też jeszcze, że wiara przyniosła mi szczęście i spokój wewnętrzny, którego dotąd nie znałem. Wreszcie dorzucę jeszcze na zakończenie, że noga owa jest bardzo ciekawym okazem do badania, ze względu na zrośnięcie i wzmocnienie złamanego miejsca. Widocznie Matka Najświętsza nie leczy w zwykły, naturalny sposób".

Dr von Hoestenberghe, który przedtem badał stan nogi Ruddera, dowiedziawszy się o nagłym jego wyzdrowieniu, nie chciał dać temu wiary. Uwierzył dopiero, kiedy ujrzał swego dawnego pacjenta, podskakującego wesoło na uzdrowionej nodze, aby w ten sposób przekonać lekarza, że jego uleczenie było zupełne.

Dr Royer z Lens-Saint-Remy nie wahał się porzucić swojej praktyki lekarskiej, aby przenieść się do miejscowości, w której mieszkał P. Rudder i tu zbierać świadectwa lekarzy oraz świadków naocznych cudu i wszystkich, którzy bliżej znali uzdrowionego. Temu lekarzowi właśnie zawdzięczać należy, że dużo pisemnych dokumentów, poświadczających prawdziwość całego zdarzenia, zachowało się do dnia dzisiejszego.

Rudder po swym uzdrowieniu żył jeszcze i pracował jako ogrodnik lat 24. Umarł na zapalenie płuc w 1899 r. W 14 miesięcy po jego śmierci wspomniany dr von Hoestenberghe wyjął z grobu kości obu nóg zmarłego, aby je sfotografować i podać osteologicznemu zbadaniu.

Trzej doktorzy, którzy Ruddera przez 8 lat nie mogli uleczyć, opisali cały przebieg tej choroby oraz nagłe i zupełne jego uzdrowienie w obszernym sprawozdaniu lekarskim, w którym dochodzą do następującego wyniku:

1. Nagłego zrośnięcia dwóch kości w nodze Ruddera, które przez 8 lat zróść się nie mogły i w miejscu złamania psuć się zaczynały, nie można bezwarunkowo w sposób naturalny wytłumaczyć. Chodzi tu bo wiem o wytworzenie się nowej tkanki, w miejsce zniszczonej, na co potrzeba kilka tygodni czasu.

2. Również niemożliwym jest, aby rana, przez 8 lat ropiejąca, według zwykłych praw natury zabliźniła się całkowicie w momencie; tu także musi się wytworzyć nowa tkanka, na co w niniejszym wypadku medycyna wymaga bezwarunkowo dłuższego czasu.

Sugestia nie mogła także tego nagłego uleczenia sprawić, albowiem nie można jej stosować tam, gdzie idzie o wytworzenie tkanek nowych, w miejsce zniszczonych.

Wobec tego naukowo stwierdzonego cudu, rozgłos nagłego uleczenia Ruddera rozszedł się daleko, a lekarze z różnych stron przybywali, aby się naocznie przekonać o tak niesłychanym wypadku.

Nie dziw też, że we wsi rodzinnej Ruddera, Jabbeke, cudowne wyzdrowienie wywarło wstrząsające wrażenie. Kiedy dawniej ta miejscowość znana była, niestety, z niedowiarstwa i rozpusty - to od czasu cudu zmieniła się zupełnie; współziomkowie Ruddera stali się odtąd wzorowymi katolikami.

Na podstawie książki: "Objawienie się i cuda w Lourdes".