"Caritas" w trosce o dziecko

Tydzień Miłosierdzia od 6.X - 13.X

Rycerz Niepokalanej 10/1946, grafika do artykułu: Caritas w trosce o dziecko, s. 274

Opisy zdjęć powyżej: [z lewej] Zabawki uprzyjemniają nam pobyt na kolonii - Związku "Caritas". [w środku] Smakuje kakao przysłane przez War-Relief Services - N.C.W.C. ("Caritas" w Ameryce). Kolonia letnia dla dzieci urządzona przez "Caritas" diecezji tarnowskiej. [z prawej] Samochód "Caritas" przywiózł nam meble i dary amerykańskie. Półkolonia "Caritas" diec. tarnow[skiej].


Ostatnia wojna światowa zostawiła nam po sobie straszny spadek. Kiedyśmy przez lat tyle wyglądali jej końca, kiedy oczekiwaliśmy z utęsknieniem dnia, w którym zamilkną armaty i uciszy się warkot silników lotniczych, to zdawało nam się, łudziliśmy się, choć rozsądek mówił nam co innego, że dzień ten stanie się początkiem powszechnego szczęścia i dobrobytu.

Nie przeczuwaliśmy, jak bardzo się zawiedziemy.

Zawiedliśmy się nie tylko dlatego, że sytuacja polityczna jest jeszcze nie wyjaśniona i niebo nad Paryżem to się rozchmurza, to znowu zaciemnia. Nie tylko to nas boli, że ponieśliśmy tak wielkie straty w ludziach, że w gruzach leżą nasze miasta i w popiołach wsie. Jest jedna troska wielka, może największa.

To stan fizyczny i duchowy naszych dzieci. Troska o nie, o najbliższe pokolenie ludzkości stała się troską najbardziej palącą. Światowy Kongres Dziecka w Zurychu stwierdził nieodzowną konieczność jak najrychlejszego śpieszenia z pomocą dzieciom całego świata, podkreślając równocześnie, że najbardziej tej pomocy potrzebują dzieci polskie. Po całej Europie rozległ się naraz krzyk: "Ratujcie dzieci!"

Niebezpieczeństwo istotnie jest poważne. Warunki i przeżycia wojenne wpłynęły bardzo ujemnie na zdrowie fizyczne i duchowe dziecka i odbudowanie tego, co w duszy dzieci naszych zniszczyła wojna, będzie wymagało nie mniej starań i zabiegów, aniżeli odbudowa gospodarcza.

Stan zdrowotny naszych dzieci jest zastraszający i alarmujący zarazem.

Przede wszystkim wielka śmiertelność i to przeważnie na tle gruźliczym. Grozę sytuacji ilustruje fakt, że umiera u nas obecnie na gruźlicę 200.000 ludzi rocznie, co w porównaniu z przedwojenną cyfrą 50.000 wygląda naprawdę niepokojąco. Dodajmy do tego częste objawy awitaminozy i krzywicy, a także epidemicznie występujący świerzb, zauważmy ponadto skłonność do przeziębień i podatność na wszelkiego rodzaju choroby, a poznamy tylko najważniejsze zmory, jakie trapią tysiące i setki tysięcy naszych dzieci.- Spójrzmy, wreszcie na olbrzymi zastęp nieszczęśliwych dzieci-kalek, będących ofiarami już to działań wojennych, już to nieszczęśliwych wypadków na skutek nieumiejętnego obchodzenia się z bronią i amunicją.

Ale to dopiero jedna strona medalu.

Nie lepiej, a może gorzej, przedstawia się stan duchowy naszych dzieci. Większość ich wychowywała się w czasie wojny w stosunkach nienormalnych, w trudnych warunkach rodzinnych, lub całkiem poza rodziną. Ileż to dzieci wojna uczyniła sierotami... Ileż ojców i matek oddzieliły od dzieci obozy jeńców, więzienia i obozy koncentracyjne... Ileż rodzin rozdzieliła emigracja i wysiedlenia... Iluż dzieciom wydarły rodziców przymusowe roboty rolne w Niemczech... Ileż matek musiało zostawiać dzieci na łaskę losu, lub pod opieką znajomych, a samym tułać się i poniewierać po pociągach, w podróżach dla kawałka chleba... Ileż matek musiało dzień cały spędzać poza domem, przy pracy...

Jak w takich warunkach mogło wyglądać wychowanie?... Jak mogły wykształcić się piękne charaktery?...

Pamiętamy również, jak za okupacji wyglądało nasze szkolnictwo. Fragmentaryczne nauczanie, trudne warunki mieszkaniowe, częste przerwy na skutek działań wojennych lub ruchów wojsk...

Spójrzmy z kolei na dzieci, które wojna rzuciła na ulicę... Mnóstwo ich popadło w najgorsze nałogi, wiele przekształciło się w typy zbrodnicze, których leczenie wymaga przeprowadzenia uprzednio całego szeregu badań psychiatrycznych i opracowania specjalnych metod.

Ponadto straszne przeżycia wojenne, nieszczęścia rodzinne, widok dokonywanych zbrodni, naśladowanie starszych w pijaństwie, pozostawiły w duszach dzieci trudne do usunięcia ślady w postaci urazów psychicznych, stępienia delikatności uczuć, instynktów niszczycielskich, instynktu zemsty itp....

Wszystko to są zagadnienia wielkie, poważne, zasadnicze... Rozwiązanie ich wymaga zarówno czasu, jak nakładu sił i środków materialnych.

Dodajmy jeszcze do tego problem repatriacji dzieci polskich ze wschodu i zachodu i koniecznej już niekiedy repolonizacji i starajmy się nie pominąć zagadnienia opieki nad dzieckiem nienarodzonym już to w tym znaczeniu, by zapewnić mu zdrowie i normalny rozwój w łonie maiki, już to by ochronić je przed morderstwem ze strony tej, która mu życie dać powinna, a staniemy wobec ogromu zadań, jakie się przed nami piętrzą.

Ogrom i ważność tych zadań dostrzegł Ojciec Św[ięty] Pius XII, i w dniu 6 stycznia br. wydał Encyklikę, w której nawołuje do "bezzwłocznej pomocy na rzecz cierpiących niedostatek dzieci".

"Albowiem, Czcigodni Bracia - pisze Ojciec Św[ięty] - widzimy niemal na własne oczy nieprzeliczone zastępy dzieciątek, jak głodem osłabione i prawie wycieńczone, proszą chudymi rączkami o chleb, a nie masz, kto by go im łamał jak pozbawione domu i odzienia umierają, drżąc wskutek mrozu i nie mają matek, ni ojców, którzy by je odziali i ogrzali. Jak wreszcie chorowite gruźlicą, lub zarazą dotknięte, cierpią brak stosownych leków i odpowiedniej troski. Zdaje nam się, że widzimy oczyma naszymi z żałością w sercu, jak niezliczona ilość dzieci wałęsa się po gwarnych ulicach miast bezczynnie, ucząc się zepsucia, lub też błąka się po miastach, wsiach i polach, a nikt im niestety nie daje schronienia przed nędzą i błędami oraz występkami. Dlaczegóż więc My, którzy te dzieciątka miłujemy we wnętrznościach Jezusa Chrystusa, nie mielibyśmy Was. Czcigodni Bracia, każdego z osobna i wszystkich razem, a wraz z wami wszystkich, co powodują się względami ludzkich uczuć, miłosierdzia i pobożności, gorąco i usilnie wzywać, abyście spowodowali to w sercach szlachetnych, aby cokolwiek może, ile tylko zdoła chrześcijańska miłość - a może ona bardzo wiele - niechaj działa, aby i ich los na całym świecie uległ złagodzeniu i doznał ulgi!..."

Na to wezwanie Ojca Chrześcijaństwa "CARITAS" nie mogła pozostać głuchą. Stanęła wobec ogromu zadań i przyłożyła do nich ręki. Praca trwa i przynosi plony. Chodzi tylko o jej podtrzymanie, rozwinięcie, rozszerzenie, umocnienie.

W drugim tygodniu października urządza Organizacja "CARITAS" w całej Polsce tzw. "Tydzień Miłosierdzia", tydzień ofiar, modłów i pracy dla dzieł miłosierdzia chrześcijańskiego. Hasłem tego tygodnia i jego myślą przewodnią ma być dewiza: "CARITAS W TROSCE O DZIECKO". Wszystko: co się w tym tygodniu będzie robić, ma być poświęcone pieczy i trosce o los naszych dzieci.

Urządzając "Tydzień Miłosierdzia" i rzucając takie Hasło chcemy nie tylko zebrać pewne fundusze na cele opieki nad dzieckiem, ale pragniemy również zainteresować całe społeczeństwo, wszystkich katolików i Polaków tymi tak bardzo palącymi sprawami.

Pragniemy przede wszystkim wzbudzić w sercach rodziców jak największą i jak najdalej idącą troskę o dzieci, o ich życie, zdrowie i wychowanie, o dobro ich duszy i ciała.

Pragniemy otworzyć oczy całego społeczeństwa na straszne położenie dziecka polskiego, na jego niebezpieczny stan zdrowotny oraz moralny.

Chcemy stanąć w obronę dzieci nienarodzonych, zapewnić im zdrowie i ochronić od śmierci.

Opieki potrzebują wszystkie dzieci: zdrowe i chore, całe i kaleki, od niemowlęcego wieku, nawet jeszcze w łonie matki, aż do ukończenia studiów, na ławie szkolnej i na wakacjach.

Prosimy nie tylko o ofiary materialne: pieniężne i w naturze, prosimy również o wsparcie tej wielkiej akcji "CARITAS" słowem i czynem.

Pragniemy, by każdy katolik chciał i starał się roztoczyć Jak najdalej posuniętą opiekę nad dziećmi swoimi, jak również biednymi, nieszczęśliwym, opuszczonymi, sierotami.

A wreszcie chodzi nam i oto, by każdy katolik stał się apostołem opieki nad dzieckiem, by do tej pracy zachęcał innych, by cały naród zrozumiał, że sprawa zdrowia duchowego i fizycznego naszych dzieci, to nasze być, albo nie być.