Potęga jednego "Zdrowaś Marjo"

We wrześniu roku 1923 do szkoły gospodarstwa wiejskiego w Chyliczkach przyjęta została Janina X. Była to panienka z domu bardzo inteligentnego, ale wychowana bez religji, skutkiem czego nie chciała zastosować się do przepisów szkolnych, które między innemi nakazywały czynienie krzyża św. przed nauką, jedzeniem, każdą pracą i t. p. To najbardziej drażniło Jadzię.

- Nie, ja nie będę się wcale żegnała - mówiła pewnego dnia do przełożonej szkoły - Mnie to drażni, ja nie będę tego robiła.

- Ale musisz, - mówiła łagodnie przełożona - musisz Jadziu.

- Nie, nie będę.

- Musisz, Jadziu.

- To ja będę poprawiała wstążeczkę i to będzie wyglądało tak, jakbym się żegnała.

- Nie Jadziu, musisz się żegnać.

I nie mogła przekonać przełożona uczennicy, która, odtąd miast żegnać się poprawiała wstążeczkę przy sukience.

Taki stan trwał aż do wakacji.

W tym właśnie czasie zacna przełożona postanowiła dopomóc swej uczennicy i nawrócić ją z błędnej drogi. Pewnego przeto popołudnia wzięła ją na przechadzkę, w czasie której sprowadziła rozmowę na temat religji. Wszelkiemi i sposobami usiłowała przekonać Jadzię, lecz nie udało się to jej. Wreszcie zwróciła się do niej z prośbą:

- Jadziu, mam do ciebie wielką prośbę, którą, ty powinnaś spełnić. Idź moja kochana, teraz do kaplicy i zmów "Zdrowaś Marja...".

- Nie, nie pójdę - odpowiedziała.

- Jadziu, dziecko moje, idź.

Długo jeszcze nie chciała iść, lecz ostatecznie rzekła:

- No, to już pójdę.

I poszła. Uklękła w kaplicy przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej i zaczęła odmawiać na głos "Zdrowaś Marja..." Zaczęła... ale doszedłszy do połowy rozpłakała się i padła krzyżem na posadzkę.

Płakała tak długo, długo w szkolnej kaplicy, aż już późnym wieczorem, udała do przełożonej i mówi:

- "Zdrowaś Marja..." mi wiarę wróciło... Rozpłakała się znowu szczęśliwa, nie mogąc nic więcej powiedzieć.