Pożar Miłości

Noc bezgwiazdna, ciemna. Cisza wszędzie ponura, aż lękiem trwogą przejmująca.

Naraz rozlega się po całej Nawrze; - Nawra wioska w djecezji Chełmińskiej, - ujadanie psów. Jacyś ludzie biegną pędem od chaty do chaty i biją we drzwi, w okna krzycząc na całe gardło: "wstawajcie, co rychlej! kościół się pali!" Wezwanie to zrywa wszystkich z pościeli. Każdy biegnie wprost do okna, wygląda na pole, a tu łuna jasna, czerwona unosi się w całym majestacie nad kościołem. Błękit niebios zamieniony w szkarłat.

I powstaje lament, płacz w całej wsi. Kobiety załamują ręce: "o Jezu kochany i gdzież my teraz na nabożeństwa chodzić będziemy! Gdzież się przytulimy? Gdzież znajdziemy pociechę, wytchnienie? Dom Boży to tak, jak dom ojcowski, rodzinny i więcej jeszcze. Zawsze on czeka na ciebie. Zawsze do niego spieszyć możesz i to śmiało, czyś skołatany troskami, czyś szczęśliwy, czyś syty, czy głodny, czyś w aksamitach, czy w siermiędze, czyś strudzony, spocony, zbrukany, czy też wszystko po pańsku ułożone na tobie. A tak człowiekowi dobrze w im. Tak się jakoś uspokoi, oderwie od wszystkiego i choć na chwile zapomni o swej ciężkiej doli."

"To pewnie kara Boska", wołają inne,, za brak szacunku dla kościoła. Krzyczą księża, proszą by się ludzie inaczej zachowywali w kościele, wytykają błędy. A czy pomaga? - mamy teraz..."

"A może to Matka Najświętsza zagniewała się na nas, bo przecież cudowny Jej wizerunek mieliśmy w wielkim ołtarzu, a czyśmy się tem bardzo cieszyli: czyśmy Ją chętnie odwiedzali, czyż nie żałowaliśmy ofiar, by ozdobić Jej ołtarz! Tak, tak Matka Najświętsza nie chce być z nami"

Inne znowu poczęły obrabiać kościelnego, że pewnie światła nie pogasił. Może był pijany. Gdzież mu tam kościół w głowie. Czy dbał kiegy o niego. Wszędzie pełno brudu, proch...

Tamte znowu na organistę poczęły wykrzykiwać. Nie oszczędzono też i księdza. Przecież to jego obowiązek! Gdyby tak codziennie wieczorem przeszedł się po kościele, nie byłoby tego.

Chwilka, cała wieś gotowa. Biegnie na miejsce pożaru. Mężczyźni wiozą beczki z wodą, drabiny; kobiety pędzą z konewkami. Ci mają osęki, żerdzie, tamci powrozy. Wszyscy z tą nadzieją, że przecież pożar da się ugasić.

Nie minęło pół godziny, a nowe bryki rozlegają się po drogach Nawry. To mieszkańcy z okolicznych wiosek biegną również na pomoc.

Łuna nie maleje. Z okien kościoła buchają płomienie czerwonego światła. Widać doskonale.

Wtem huknęły odezwały się dzwony kościelne, tak jakoś żałośnie, tak jakoś smutnie, jakby jęczały z bólu i błagały usilnie: ratujcie! ratujcie! Biegną więc jeszcze szybciej, co sił tylko. Już blisko! Słychać jakieś głosy? Co takiego! Śpiewają! Ślicznie, równo, jak podczas nieszporów. Słychać i organy! Jakżesz to? Może się nie pali! Może już ugaszono! Lecz łuna jeszcze nad kościołem! Co takiego?

Biegną! Już przy kościele! Na dziedzińcu, cmentarzu kościelnym spokojnie. Nigdzie ani śladu jakiegoś ognia, tylko wozy, beczki drabiny i inne narzędzia. Kościół otwarty. Zostawiają więc i oni wszystko i zmieszani, zdziwieni tłumnie cisną się do wnętrza. Tu, cała Narwa z księdzem na czele klęczy przed cudownym obrazem Najświętszej, Niepokalanej, Tej "co nieznała innych płomieni nad miłość" wielką doskonałą Boga i ludzi. Wszyscy utkwili w Niej swój wzrok i modlą się i śpiewają. To Ona napełniła niezwyczajnem światłem cały kościół tak, iż się zdawało że płonie - bo chciała przywołać do siebie swe dzieci kochane, a biedne, grzeszne, tak bardzo opieki tej Matki potrzebujące. Ona to uczyniła, by ożywić ich wiarę, że potężną jest, że wszystko dla cich u Boga wyjednać może. Ona to uczyniła, by ufność ich wzmocnić i by we wszelakich potrzebach do Niej spieszyli, i śmiałość dziecięcą w nich obudzić, aby się nie wahali prosić Ją o cokolwiek. Ona przez to na życie ich wpłynąć chciała, by godne były dzieci takiej Matki.

I rzeczywiście. Przyszła cała Nawra, przyszła i okolica gasić pożar. Tymczasem ogień to nieziemski; ugasić się nie da. Przyszli i sami tem ogniem zapłonęli:

Przyszła cała Nawra i okolica i zdumiona tem niezwykłem objawieniem miłości Marji, padła na twarz i szeptała: O Marjo jakaś Ty dobra! jakaś Ty kochana! Ty tak o nas pamiętasz! Tak bardzo dbasz o nas! O cudowna Matko! dzięki Ci za to i chwała i miłość.

* * *

Rycerzu Niepokalanej pragniesz pozyskać dla Najświętszej Panienki, a przez Nią dla Boga wiele, wiele serc, to staraj się, by własne twe serce taką płomienną miłością biło ku Niej, by aż promieniało przez czyny nadprzyrodzone na zewnątrz.