Nie - to nie

(Marja nasza pomoc).

Było to u znanych nam Makiedów w Rosinie. Ojca wracającego z kilkudniowej podróży do domu, wita we drzwiach córka Teresia.

- Tatusiu, tatusiu! Objęła go za szyję, obsypała pocałunkami i pyta zaraz niecierpliwie - No cóż... dowiedział się tatuś.

- O, czekaj dziecino - odpowiada ojciec. Dajże mi odsapnąć. Wszystko ci powiem, tylko powoli.

Dzieweczka zrobiła oczy duże. Radość z nich tryska, młodość, zdrowie, lecz także jakiś niepokój. Zdaje się, że się lęka usłyszeć coś niepomyślnego. Skacze koło ojca wesoło, szczebiocze mile, ale serce jej bije z trwogi. Niby czeka cierpliwie, a mimowoli powtarza ustawicznie swoje pytanie - dowiedział się tatuś?

Ojciec, jakby umyślnie, zagaduje to o tem, to o tamtem śmiejąc się przytem i żartując. Dopiero przy posiłku, wobec całej rodziny dał odpowiedź córce.

Dziecko moje, z twojej pielgrzymki nie będzie nic. Byłem gdzie tylko mogłem i u księdza proboszcza i u księdza dziekana i w urzędzie pocztowym i w starostwie nawet. Dowiadywałem się o tych twoich "Łąkach" z kościołem i cudownym obrazem i każdy ruszył ramionami: To chyba gdzieś bardzo daleko. Ani w naszym powiecie, ani w djecezji, ani w całem województwie miejscowości takiej niema. A czy jest gdzieindziej, nie wiemy. Może to nie gmina, może to tylko jaki przysiółek. - No więc gdzie pójdziesz? Gdzie? w którą stronę?

Córka w płacz!

- O Matko Boska co teraz będzie! Przyrzekłam, że pójdę i jakże nie dotrzymać słowa danego Najświętszej Panience. I płacze i zawodzi boleśnie.

- A słuchajże Teresiu, może to nie "Łąki", Może ta miejscowość inaczej się nazywała.

- Nie tatusiu. Pamiętam dobrze. Łąki! Matka Boża mówiła: "Masz przyjść do Mnie do Łąk, inaczej roku nie dożyjesz".

- Ej, może się mylisz!

- Nie tatusiu! Łąki! Jeszcze dzisiaj widzę dobrze kościół i całą okolicę. Poznałabym odrazu.

- Ha, trudna rada. Gdybyśmy wiedzieli gdzie, tobyśmy zaraz tam poszli. Tak zaś na oślep puszczać się nie można.

- Próbujmy!

- E, dziecko jesteś! Jakże tu próbować? Ta mówię ci, że w całem województwie nie ma takiej gminy. Więc gdzie będziemy szukać.

- Dalej.

- Tak po całym świecie.

I płakała dzieweczka, coraz to gwałtowniej coraz rzewniej. I ojciec i matka i kto tylko był w domu, uspakajał ją, cieszył, tulił. Ona jednak od łez powstrzymać się dłuższy czas nie mogła. Dopiero gdy usłyszała, że ksiądz proboszcz miał powiedzieć, że do niemożliwych rzeczy nikt nie jest pod grzechem obowiązany, ocknęła się nieco.

- Ksiądz proboszcz tak powiedział! A to dobrze! może być, że to jest niemożliwe.

I powoli, powoli uspokoiła się zupełnie. Zdawało się że już sprawa skończona.

Tymczasem po kilku tygodniach, nagle Teresia zachorowała. Aż zakotłowało się we wsi.

- Kara Boża! Kara Boża! szeptano cicho. Matka Najświętsza ukarała Makiedów, za to, że nie poszli z córką do Łąk. Przecieżby mówiła Teresia, że widziała te Łąki i że zarazby poznała. Trzeba było więc pójść, szukać, dopytywać się. Przecieżbo w końcu znaleźli. A nie - toby przynajmniej okazali dobrą wolę. A tak stracą dziecko. Nie - to nie. Oj Boże, Boże...

W domu zaś Makiedów rozpacz. Na łożu boleści wije się w cierpieniach, prawie konająca Teresia. Otoczyli ją domownicy, smutni, złamani, łzami zalani. Wszyscy się modlą za nią. Wszyscy Najświętszą Panienkę błagają: "O Marjo ratuj". Szczególniej ojciec. Klęknął, ukrył twarz w dłoniach i na cały głos płacze, żal mu okropny córki. Nie może patrzeć na jej mękę, na jej śmierć. A myśl ta, że to on pewnie zawinił, że to on na nią śmierć sprowadził, tem, że nie pozwolił jej iść do Łąk, rozdziera mu serce. Naraz nachylił się nad córką, chwycił ją za rękę i mówi: "Teresiu słuchajno, Teresiu moja, przyrzeknij Matce Bożej, że jak tylko ozdrowiejesz, pójdziemy zaraz do Łąk. Pójdziemy już napewno, choćby nie wiem jak daleko. Ja sam pójdę z tobą Teresiu odnów to przyrzeczenie"-

Teresia uśmiechnęła się, kiwnęła głową a potem przy- mróżywszy oczy poczęła się modlić.

Ciżba zaległa izbę. Z serc wszystkich płynęła gorąca pokorna modlitwa do Tej, co pomocą jest nam w każdej niedoli.

I stało się. Teresia na nowo odzyskała zdrowie.

Rycerzu Niepokalanej! I ty niejedno przyrzeczenie zrobiłeś Najświętszej Panience. O bądź wierny w dotrzymaniu tychże i to - pamiętaj - nie z bojaźni kary, ale z miłości.