Kapłani-męczennicy w Meksyku.

Jeszcze garść wiadomości z męczeńskiego Meksyku.

Wikarjusz z Acambaro, ks. Józef Perez, franciszkanin, nie zważając na rządowe zakazy, niósł pomoc duchowną ubogim wieśniakom, łaknącym tej pomocy. W dniu 31 maja b. r., gdy pospieszał do odległej wioski, by konającemu udzielić Ostatnich Sakramentów św., zetknął się z oddziałem meksykańskiego wojska, który go zatrzymał i odstawił do miasta Tarimoro. Tutaj ludność, znająca dobrze Ks. Pereza i kochająca go za gorliwość duszpasterską, poczęła mu okazywać wiele przywiązania i życzliwości, co tak rozwścieczyło oprawców, że ze związanemi rękami w tył, znęcając się niemiłosiernie, popędzili kapłana do innego miasta, Salvatierra, odległego 20 kilometrów. Drogę tę musiał przebyć piechotą i boso. Następnie wsiadłszy do pociągu zajechali do Panales, gdzie odbyło się męczeństwo. Wystawiono szubienicę, jak na najgorszego zbrodniarza i wśród szyderstw powieszono ks. Pereza, przebiwszy mu gardło sztyletem. Skoro tylko żołnierze odeszli, napłynęła okoliczna ludność i jęła maczać płótno w krwi męczennika. Urządzono też pogrzeb, wśród którego kapłan - męczennik podniósł race, jak to czynił zawsze przy Mszy św. wśród Ofiarowania... A było to już w cztery dni po śmierci!

Inne męczeństwo kapłana, wzruszające do głębi, opowiemy jeszcze. Ofiarą jego był 40 lat liczący ks. Eljasz Niewes, augustjanin, który nie zważając na wydane zarządzenie, że mu poza miastem Meksyk przebywać nie wolno, pełen miłości i zapału pospieszył do Casacac i w skrytości pełnił obowiązki duszpasterskie. Dnia 8 marca b. r. urządzono w tej wsi rewizje., przeszukano każdy kącik i odnaleziono ks. Niewesa. Z okrzykami wściekłego zadowolenia, jakby najniebezpieczniejszego zbrodniarza wykryli, poprowadzili żołnierze wiernego swym obowiązkom kapłana odrazu, bez sądu, na miejsce stracenia. Rozstrzelanie miało się odbyć nazajutrz. Stanął pluton wojska z karabinami gotowemi do strzału. Na prośbę ks. Niewesa pozwolił mu kapitan wpierw uklęknąć i pomodlić się nieco. Gdy powstał, rzekł: "Jestem gotów!" A zwracając się do czekających na komendę żołnierzy, zawołał: Uklęknijcie, bym mógł wam pobłogosławić! przebaczyć!" żołnierze istotnie padli na kolana, a gdy im błogosławił, żegnali się nabożnie. Sam tylko, kapitan stał blady i szyderczy. "I tobie udzielam błogosławieństwa i przebaczenia" - rzekł do niego ks. Niewes. W odpowiedzi na to kapitan wymierzył sam dwa strzały, po których męczennik upadł brocząc we krwi.-Wtedy kapitan zbliżył się i strzelił jeszcze parę razy zbliska. Wierni pogrzebali szczątki kapłana bardzo uroczyście.

Takie to rzeczy dzieją się w męczeńskim Meksyku. Warto, by zwrócili na nie uwagę ci, którzy tak przeciwko kapłanom występować lubią i by wczuli się w położenie tego nieszczęsnego ludu, łaknącego duchownej pomocy kapłana, a pomoc ta, bohatersko niesiona, przerywa się rychło: kończy się męczeństwem gorliwych sług Ołtarza...


O Mario, Przenajświętsza Matko moja! Jak się to dzieje, że mając matką tak świata, jam tak przewrotny; że mając matką tak rozgorzałą miłością Boga, jam tak skłonny do miłowania stworzeń; że mając Matkę tak bogatą w zasługi, jam tak ubogi w cnoty?

Św. Alfons Liguori

Wszyscy grzesznicy, jakmikowiek byłyby ich przewinienie pewni być mogą, że pod zasłoną opieki Marji ujdą kary: dość, by się uciekli do pośrednictwa tej potężnej Królowej.

Św. Jan Damasceński