Walka o uzdrowienie moralności
Drukuj

Kto umie patrzeć, ten z przerażeniem dostrzega, jak coraz bardziej w kąt bywa spychana moralność chrześcijańska. Rozpanoszył się bezwstyd wszędzie i tak głęboko wniknął w życie społeczeństw, że już nieomal uchodzi za coś normalnego. życie prywatne i rodzinne i publiczne i książki i obrazy i kina i zabawy i rozmowy i żarty - w tej wołającej do nieba o pomstę postaci, jakiemi są obecnie - zdają się być czemś najzwyczajniejszem w świecie... Jednostki tylko pojmują, jaka mieści się w tem okropność spustoszenia. I z przerażeniem spoglądają w przyszłość: Co będzie, co będzie ?

Zagranicą, skąd do niedawna wszystkie brudy niewstydliwe bezkarnie się przelewały w postaci i sensacyjnych powieści i pikantnych obrazów i wstrząsających nerwami sztuk scenicznych - zagranicą daje się zauważyć coraz wyraźniejsze otrzeźwienie i systematyczna, zorganizowana w tym kierunku praca.

- Precz z bezwstydem, precz z pornografją! - powiedziały sobie narody. - Dość nam tego brudnego rozpasania. Nie chcemy z bydłem w błocie się tarzać. Nie chcemy ze starożytnymi Rzymianami gnić i - zgnić.

Tak powiedziały sobie narody i - rozpoczęły walkę o uzdrowienie moralności.

Zawiązuje się we FRANCJI - w tej Francji, która wśród wielkiej, rewolucji za przedmiot religijnej czci obrała nierządnicę i w tym celu posadziła ją na zbezczeszczonym ołtarzu... w tej Francji, której synowie przed półwiekiem jeszcze z bezwstydnemi obrazami w tornistrze w bój za ojczyznę szli i - nie ginęli chlubnie, ale z wyczerpania zmysłowego marnieli - zawiązuje się we Francji - w samym Paryżu, tym Babilonie nowoczesnego zepsucia - silna organizacja katolicka, mająca na celu walkę głównie z niemoralnemi wystawami sklepowemi i reklamami ulicznemi. Hasłem jej jest: "Miejcie wzgląd na dzieci nasze!" A w odezwie, rozrzucanej w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, piszą:

"My i dzieci nasze mamy prawo iść ulicami miasta bez narażania oczu na widok obrazów plugawych i napisów bezwstydnych. Utrzymujemy domy nasze w czystości - niechże więc i nasze ulice będą czyste! Nie ustaniemy w walce, aż usuniętem będzie z ulic to wszystko, co zatruwa dusze naszych dzieci!"

A ponieważ teatr, i to francuski, może najwięcej rozpasanie obyczajów naprzód popchnął, powstaje w tymże Paryżu pod światłym kierunkiem słynnego reżysera i dramaturga Henryka Gheon katolicka trupa aktorska pod nazwą "Compagnons de Notre-Dame" (Towarzystwo Naszej Pani", t. j. Matki Najświętszej). Towarzystwo to aktorskie pracuje nad stworzeniem teatru ściśle katolickiego. "Teatr ma pełnić wzniosłą służbę w dziedzinie piękna i dobra, a nie brzydoty moralnej i grzechu" - powiedzieli sobie ci zacni ludzie. A jeden z najwybitniejszych członków tej trupy p. Gaston Baty, pisze jasno:

"Rośnie nowy teatr. Nie będzie on powtórzeniem teatru średniowiecznego, jak teatr średniowieczny nie był powtórzeniem teatru greckiego, ale będzie żył zasadami, które go ożywiały. Twórcy odrodzenia teatru nie będą obcymi Kościołowi, nie będą mu dalekimi. Owszem zasadom estetyki katolickiej będą posłuszni we wszystkiem, gdyż wszelka inna zasada kaleczy, zuboża i pozbawia życia każdy dramat".

A popiera te starania "Towarzyszów Naszej Pani" duszą całą poeta Maurycy Brillant.

Podobnie od umoralnienia teatru rozpoczyna walkę ze złem AMERYKAŃSKI związek, noszący nazwę "Stowarzyszenie aktorów katolickich". Rok temu odbyte w Nowym Yorku walne zebranie tego związku wykazało naocznie, jak wielką siłą ono rozporządza. Wybitnych członków zgromadziło się 1.700. Udział w zebraniu wziął także arcybiskup kard. Hayes. Obecny tam jako delegat Stowarzyszenia episkopalnego protestant Otton Skinner oddał gorące pochwały Kościołowi katolickiemu za to, że pracował zawsze nad umoralnieniem widowisk publicznych. Radca miejski Hilly w przemówieniu podniósł znaczenie zabiegów aktorów katolickich, a kard. Hayes wyraził głębokie zadowolenie, że mu jest danem znajdować się w otoczeniu tak sympatycznych aktorów i ręczył, że przy takim zapale i dobrej woli będą mogli z czasem dokonać dzieła, którego się podjęli: oczyszczenia sceny!

We WŁOSZECH walka z niemoralnością przybrała charakter publiczny i państwowy, Mussolini, rozkochany w swoim narodzie może do przesady, pragnie go wynieść ponad wszystkie inne narody. Głębokim umysłem swym rozumie jasno, że główną przeszkodą w tym trudzie stanowi prywatna i publiczna niemoralność; ona to bowiem wyzuwa człowieka z jego wielkości i stawia w rzędzie nierozumnych, cielesnych zwierząt. Takiego poniżenia swego narodu Mussolini nie chce: przeto konsekwentnie żelaznemi rozporządzeniami tamuje wszelkie źródła, z których dotychczas bezkarnie zaraza niemoralności się sączyła. Zamknął tedy sale dancingowe: w ciągu jednego tygodnia przeszło 1000 publicznych sal tanecznych opustoszało. Jedynie wieczorki domowe są tolerowane, wszakże pod warunkiem, że tancerze pokończyli 16 lat życia i - obecni tam będą rodzice, którzy nie spuszczą swych dzieci z oka ani na chwile. Pozamykał też Mussolini wszelkie nocne lokale, a równocześnie wezwał wszystkie władze państwowe do jaknajsurowszego wystąpienia przeciw pornografji w książkach, czasopismach, widokówkach i t. p. Wszystko, co obniża poziom moralny społeczeństwa włoskiego, ma być bezwzględnie konfiskowane i palone.

Rozporządzenie to nie pozostało tylko na papierze, o czem świadczy fakt, że przed paru miesiącami mieszkańcy miasta Rzymu byli szczęśliwymi świadkami publicznej uroczystości spalenia na stosie mnóstwa niemoralnej lektury.

I nie tylko we Włoszech to się dnieje. Wcześniej jeszcze magistrat BERLINA ogłosił wymianę gorszących książek i wszelkich druków na skromne i pożyteczne, a gdy ludność stolicy Niemiec naznosiła romansów szpetnych przeszło 40.000, wszystko to plugastwo na stosie publicznie spalonem zostało.

Energicznie również zabrali się do walki z niemoralnością WĘGRZY. Początek tej walce dała najbardziej ceniona szkoła żeńska w Budapeszcie przy ulicy Veres-Palne. Wszystkim uczennicom ubranym w pończoszki cielistego koloru i sukienki kończące się powyżej kolan - nakazano pewnego dnia udać się do domu i nie powracać do szkoły inaczej, jak w pończoszkach czarnych i sukienkach długich. Jednocześnie kolegjum profesorskie tej szkoły uchwaliło wydalać na przyszłość wszystkie dziewczęta nie ubierające się skromnie i farbujące sobie wargi.

Ponieważ skutki tak jasnego postawienia sprawy okazały się błogosławionemi i poziom moralny i umysłowy uczennic wzrósł bardzo, przeto inne szkoły żeńskie tego miasta postąpiły podobnie. Rychło wglądnął w to rząd węgierski i nie tylko uznał żądania te za słuszne, ale jeszcze posunął się dalej: wydał mian. rozporządzenie, zmierzające do podniesienia ogólnego poziomu moralności w państwie. Zakazał tedy używania nieprzyzwoitych słów, zaczepiania kobiet idących samotnie, wystawiania nieobyczajnych sztuk w tearze i urządzania wystaw, obrażających skromność. Rozporządzenie to pobudziło policje do energicznej działalności w teatrach, kinach i na ulicach: wszędzie usuwano brud i karano winnych. W 25 sklepach przeprowadzono ścisłą rewizję i wymierzono kary za przekroczenie rozporządzenia, dotyczącego ochrony moralności publicznej. Policja kazała wydrukować na koszt tych, co drukowali rzeczy niemoralne, szereg odezw, przestrzegających przed lekceważeniem tego rozporządzenia, a baletnicom zapowiedziała, że jeśli nie przebiorą się przyzwoicie, będą wyłapywane i osadzane w więzieniu. Pewnemu fotografowi w Budapeszcie skonfiskowano fotografję najsłynniejszej baletnicy operowej na Węgrzech, albowiem strój jej nie odpowiadał przepisom świeżo wprowadzonym. W działalności swej władze opierały się i opierają na międzynarodowej umowie zawartej w Genewie w celu zwalczania pornografji i zapowiadają otwarcie, że będą stosować środki coraz ostrzejsze.

W dalekiej JAPONJI zakazano tańców publicznych, tych zwłaszcza, które posprowadzano świeżo z Europy. "Taniec - mówi rozporządzenie - doszedł dzisiaj do takich form i niewłaściwych granic, że szerzy znieprawienie i bezwstyd i dlatego władze nie mogą już dłużej na taki stan rzeczy oczu zamykać".

W republice Ameryki Południowej PERU uchwalił parlament srogie prawa przeciw wydawcom i autorom książek obrażających moralność. Autor i wydawca szkodliwej książki będą musieli zapłacić karę, równającą się cenie 1.500 egzemplarzy tej książki, a gdyby tego uczynić nie mogli, będą skazani na wykonywanie w ciągu czterech miesięcy obowiązku grabarza na cmentarzu. Bo grzebali moralność publiczną...

I podobnych zabiegów o położenie tamy rozlewającej się wszędzie niemoralności przytoczyćby można jeszcze wiele, wiele. Ale poprzestaniemy na tem, gdyż zbyt już natarczywie ciśnie się na usta pytanie:

- A u nas? Co się robi u nas?

U nas - powiedzmy sobie otwarcie, - robi się mało i bardzo mało. Zasypiamy sobie spokojnie na pościeli wmawianego w siebie przeświadczenia, że w naszej pobożnej Polsce tak najgorzej jeszcze nie jest. A gdy zepsucie obyczajów wśród młodych i najmłodszych szpetną strugą natarczywie ciśnie się nam pod nogi - wzdychamy wtedy boleśnie:

- Co to się dzieje teraz !...

I dodajemy:

- Za moich młodych lat inaczej bywało!

I usypiamy znów spokojnie, chowając się przed trudem i znojem pracy i walki za parawan wygodnego a bezmyślnego powiedzenia:

- Ale niech inni o tem myślą!

Lub:

- Jednak jakoś to będzie!

Z tak bezdusznego marazmu otrząsnąć się nam trzeba - i to natychmiast. Budzi nas głos Biskupów Polskich, zgromadzonych ni Zjeździe w Warszawie. Budzi głos pisarzy świeckich zdrowo myślących. Budzi sumienie katolickie i narodowe.

Do pracy tej wprzągnąć się musi każdy, bezwarunkowo każdy. Ty, który to czytasz - rozpoczynaj pracę!

Pocznij od siebie: byś sam z ręką na sercu mógł powiedzieć:

- Jestem wobec Boga i sumienia i wobec otoczenia - moralny. I w myślach i w słowach i w czynach.

Gdyby ci trudno było tak z ręką na sercu powiedzieć - idź do spowiedzi...

Potem zacznij apostołowanie moralności wokół siebie.

Niszcz bezwzględnie wszystko, co moralność obraża. Przerywaj rozmowy nieprzyzwoite, krzyżuj zamiary, piętnuj czyny. Skłaniaj i zmuszaj do natychmiastowego spalenia wszystkich obrazów i książek, niezgodnych z poczuciem chrześcijańskiego wstydu, podawaj bliźnim twoim do ręki rzeczy czyste.

Trudno ci tak apostołować samemu? Zaciągnij się w szeregi Rycerzy Niepokalanej Dziewicy, o ile się jeszcze nie zaciągnąłeś, zwerbuj do Milicji Niepokalanej najszlachetniejsze jednostki z pośród otoczenia twojego i - pracujcie razem. Którą duszę wygrzebiecie z błota nieprawości, zaraz ją oddajcie w osobliwą opiekę Niepokalanej: niech się wpisze do Jej Milicji.

A tak liczba czystych czcicieli Najczystszej Dziewicy szybko róść będzie, gdyż jak uczynisz ty, uczynią podobnie po różnych ośrodkach ziemi naszej czytelnicy inni.

I gdy ogół jednogłośnie zażąda, by praca cicha, prywatna na prawodawstwie zdrowem się oparła - miejmy nadzieję, że prawdopobnie, jak w krajach innych, tak i w naszym - i-bardziej jeszcze - zło moralne przez państwowe władze nareszcie piętnowanem i niszczonem będzie.

Walka o uzdrowienie moralności - doprowadzi do zwycięstwa!

J.A.